21.02.1926
Zachowano pisownię oryginalną. Źródło u autorów.
O chłopską wolność i cześć!
Dziesięć już miesięcy upływa od czasu, kiedy powstała wolna i niepodległa Ojczyzna nasza, jak zaborcy zostali zmuszeni do opuszczania ziem naszych, a my sami ostali gospodarzami w swojem państwie. Jeśli gospodarz sam w swoim domu gospodarzy, to mu powinno być dobrze. Powinno być dobrze nam, skoro sami mamy prawo do ziem naszych, do państwa naszego czyli gospodarzenia w niem, w swoim narodowym domu.
Niestety tak nie jest.
W wolnej i niepodległej Polsce wszyscy ludzie powinni być wolnymi obywatelami, czyli powinni jednako korzystać z praw obywatelskich. Odnosić się to powinno przedewszystkiem do szerokich rzesz pracującego ludu, bo te rzesze wolność państwa polskiego okupiły morzem najserdeczniejszej swojej krwi i morzem łez.
A jednak nadal się sroży ucisk i niewola, oparte o przywilej posiadania klas: obszarniczej i kapitalistycznej, popieranych gorliwie przez kler i biurokracyę. Te dwie klasy nadal są panującemi na ziemiach naszych i w rzeczywistości rząd, jeśli nie spoczywa już w zupełności w ich ręku, to na ich korzyść działa. Nie dziwota też, że oni sobie żyją wykwintnie „po pańsku”, korzystając obficie z owoców pracy, naszej, wyzyskując nasz trud bojowy, owoce zwycięstw polskich. Chłopi za to i robotnicy cierpią to głód, to nędzę – a zawsze niedostatek jeśli nie chleba, to ubrań, światła i opału.
Chłopsko-robotniczej rzeszy ludowej wolno tylko pracować, to jest ich szczytnym obowiązkiem -, no niech chłop upomni się o należytą za swą pracę zapłatę zapłatę, niech rozpocznie walkę z wyzyskiem pańskim lub chociażby z bezprawiami i nadużyciami, to w tej chwili wsteczne a uprzywilejowane jednostki lub ich przyjaciele okrzyczą chłopa za „bolszewika”, wroga społecznego porządku. Nie wolno się chłopu gniewać, nie wolno chłopu mścić się na swoich krzywdzicielach, a gdy nie znalazłszy ratunku lub sprawiedliwości, przyprowadzony do rozpaczy, czy do szaleńczej pasyi przez nie mający końca różaniec cierpień, poniewierki i zniewag, samowolnie sobie spróbuje sprawiedliwość wymierzyć, tak czeka go wtedy surowy sąd doraźny, sroga kara, śmierć. Wszyscyśmy chłopi za porządkiem i ładem społecznym, sądzimy jednak, że krzywd jest karać chłopa śmiercią za połamaną ze złości maszynę pańską, gdy ucisk i wyzysk bezwzględny jest powodem i źródłem złości; że jest krzywdą karać chłopa przez sąd doraźny, gdy ten nie mogąc doczekać się uregulowania sprawy serwitutowej, dla braku paszy i głodu już nie ziemie, a głodu z nędzy, skosi należną mu, a zabraną przez obszarnika gwałtem łąkę, chce zaś panu za siano rzetelnie zapłacić, skoro dla ratowania siebie i dzieci swych przed śmiercią od chłodu zimowych nocy – z lasu, na którym ciąży serwitut weźmie trochę drzewa, chcąc też sumiennie za nie zapłacić.
Smutny nasz tedy los. Jeśli chodzi o co dobrego dla nas, choćby o tę reformę rolną, czy o zaopatrzenie inwalidów, to mówią nam i tłómaczą, że to od razu nagle tego zrobić nie można. Dobrze o tem wiemy. Dziwi nas to jednak, że krzywdzące chłopów ustawy można jakoś rychło uchwalić i można je bardzo rychło w czyn wprowadzić, nawet w przeciągu kilku dni. Jeśli bowiem tak jest, to na reformy całe miesiące czasu 0 chyba dostatecznym są czasokresem.
Jeśli tak dalej pójdzie, to nie wiem, jak my biedni chłopi i robotnicy żyć będziemy.
Mimo ustaw i rozporządzeń rządzi się w Polsce dalej po staremu szlachta i kler, zaczynają głowę podnosić nawet żydzi. Należy się nam prawo, byśmy byli wolnymi obywatelami, a tymczasem żyjemy w ciężkiej zależności – niewoli od dworów, księży, a nawet żydów.
Dziwne to, smutne i przykre, wstyd mnie pali i boli mnie serce, gdy to piszę – niestety jednak, jest to prawda. Przez pięć lat, jak te niewinne baranki nas wyrzynano lub nawet na rzeź wysyłano, a częstokroć dziś ludzie ci bezlitośni, którzy nas ścigali, gdyśmy się przed austryackim mordem wojennym chronili do lasów – dziś mają czelność nazywać się „patryotami”. Patryoci udekorowani czarno-żółtem odznaczeniem za ściganie „dezerterów” i t.p. wrogów c.k. Austryi i dziada-cesarza. Patryotami dziś mienią się ci, których przodkowie Ojczyznę wrogom sprzedali i w karty przegrali, ci którzy przepiękne ziemie oddali – sprzedali w ręce obcych i dobro to zmarnotrawili zagranicą, ci, którzy w swej gadzinowej prasie deprawowali dusze polskie wyśmiewaniem idei polskiej irredenty, natrząsaniem się i znieważaniem polskich bojowników o wolność: rewolucyonistów-powstańców.
Bracia chłopi! Gdy to piszę, gorycz mi serce zalewa. Chciałbym, żeby było inaczej.
[…]
Żądajmy sprawiedliwości, a ona musi nam być wymierzona. Nadewszystko jednak szanujmy nasz chłopski stan; panom i klerowi nie bądźmy powolnymi parobkami, wszystkich polityków, idących na kompromisy z wstecznikami i wyzyskiwaczami ludu lub ich usłużnikami piętnujemy jako naszych nieprzyjaciół. Jak wszyscy inni, tak i my, chłopi brońmy swoich interesów klasowych i narodowych, niech się skończy ta hańba chłopska, że najwięksi nawet wrogowie chłopa wczas wyborów chłopskie dostają głosy. Precz z korupcyą! Precz z lokajstwem! Niech żyje sprawiedliwość, wolność i cześć chłopska!
Piotr Ostręga z Jasielskiego
Zachowano pisownię oryginalną. Źródło u autorów.
Obchód w Czeluśnicy, pow. Jasło.
W dniu 10. b.m. [kwiecień] odbył się w Czeluśnicy nader piękny i
uroczysty obchód jubileuszowy. W pięknie udekorowanym budynku szkoły, z którego
powiewały flagi o barwie narodowej, zebrała się bardzo licznie miejscowa ludność
i starsza młodzież szkolna. Przybyło również kilku wieśniaków z sąsiednich
wiosek, i wszyscy w uroczystym nastroju oczekiwali rozpoczęcia.
O
godzinie rozpoczął p. Drewniak stosownem przemówieniem, zebranie, poczem
dziatwa odśpiewała „Boże Ojcze” i oddeklamowała: „Katechizm polskiego
dziecięcia”. Nastąpił odczyt na temat „Pogląd na historję do jej rozbioru”,
poczem dziatwa odśpiewała: „Hej do pracy”. P. Drewniak wygłosił odczyt na temat:
„ O bitwie Racławickiej”, a młodzież odśpiewała: „Patrz Kościuszko” i
wydeklamował chłopiec piękny wiersz „Skazaniec”. Fr. Kapała wygłosił odczyt „O
znaczeniu Bitwy Racławickiej” dla ludu wiejskiego, p. Kozicki o pomnikach dla
Kościuszki w Ameryce, Piotr Soboń o rozbiorze Polski, a p. Śmietana „O
potrzebie straży pożarnej”. Po każdym odczycie śpiewała dziatwa pieśni narodowe. Wieczorem odbyło się
zasadzenie lipy pamiątkowej i iluminacja szkoły i wioski.
Podnieść
tu wypada, że myśl tego urządzenia obchodu wyszła z samego ludu. Ci bowiem
zawiązali między sobą komitet, w którego skład weszli: pp. Drewniak, Wawrz.
Kozicki i Śmietana i starali się o wykonanie programu. Gmina zaś zarządziła iluminację
wioski, obdzielając biedniejszych światłem, stąd też gorzały światełka z
każdego domu, sprawiając niezwykły urok w wiosce, podczas którego starsi i
młodzież przeciągali ulicami, śpiewając narodowe pieśni.
Odczyt
p. Śmietany o potrzebie straży pożarnej również nie został bez skutku, bo zaraz
wieczorem zapisało się 34 rosłych i krzepkich mężczyzn.
Przejrzał
już lud, budzi się w nim duch i poczucie narodowe, a z nim obudzić się musi
lepsza jego dola, obudzić się musi i Ojczyzna, bo nie inaczej, jak: „Przez lud do wolności”.
Zachowano pisownię oryginalną. Źródło u autorów.
Z Ujazdy (pow. Jasło). Zaszedł tu u nas niedawno następujący
nieszczęśliwy wypadek. Pomocnik sklepowy Józefa Krupińskiego, chcąc wystrzelić
do świni, ryjącej w ogrodzie, poślizgnął się i rewolwer wypalił u w samą dłoń.
Wielki palec odstrzelony trzyma się tylko na wierzchniej skórze, palec
wskazujący całkiem odpadł, drugi przy nim przestrzelony na pół, dłoń cała
roztrzaskana. Odwieziono go zaraz do szpitala jasielskiego; nie wiedzieć, czy
życie uratuje, bo
Zachowano pisownię oryginalną. Źródło u autorów.
JASIEK Z JEDLINEK
OBRAZEK HISTORYCZNY
Skreślił Jakób Madej
Poseł do Rady państwa.
(Ciąg dalszy.)
Smutno było w chacie Mateusza po odjeździe Jaśka. Wprawdzie Anusia przyszła do siły i zdrowie miała napowrót dobre, rumieniec na nowo krasił jej lica, lecz tęsknota i zadumanie usiadły na jej czole i jak dawniej umiała się bawić w gronie rówieśnic, tak teraz unikała zabaw i tylko z najbliższą przyjaciółką, Halinką z Depczyny, rozmawiała i z nią wolne od pracy chwile spędzała. Najpewniejsze zaś ukojenie w smutku znalazła w modlitwie i przd obrazem Matki Boskiej składała swoje tęsknoty, często też zachodziła do Brzysk, gdzie w kościele parafialnym w pokornej prośbie błagała Boga o szczęśliwy powrót dla Jaśka.
Było to dnia 15 lipca 1410 r. Między Grunwaldem a Dannenbergiem przyszło do bitwy, stoczonej przez wojska polskie z Krzyżakami. Uprzedziła bitwę straszna burza, która trwała całą noc i do białego dnia się przeciągnęła. Wojsko polskie przygotowało się do rozprawy spowiedzią, a potem zajęli swoje miejsca. Polacy mieli około 50.000 jazdy, Litwini wraz z Rusinami około 30.000, posiłki zaś czeskie i wojsko piesze wynosiły ze 20.000.Z przeciwnej strony stanęło blisko 100.000 doborowego rycerstwa niemieckiego na polu walki. Nad całem wojskiem miał naczelne dowództwo król Jagiełło, który na prawem skrzydle umieścił Litwinów z Rusinami, pod ks. Witoldem, a w środku ustawił najlepsze polskie rycerstwo. Niemcy obrali sobie stanowisko na wzgórzu; radzi zapewnionego sobie stąd zwycięstwa, czekali na zaczepkę polską.
Już wszystko było gotowe do boju, ale król jeszcze nie kazał trąbić na bitwę, lecz słuchał mszy św. w namiocie, a potem modlił się gorąco a długo.
Niecierpliwili się Polacy i rwali się do boju; Jagiełło jednak modłów swoich nie przerywał. W tem przybyli dwaj krzyżacy od wielkiego mistrza i prosili o przesłuchanie. Król przyjął wysłańców. Przynieśli oni dwa długie miecze, krwią ludzką już zbroczone, jeden dla Jagiełły, drugi dla Witolda, przyczem jeden z gońców dodał szyderczo: „Jeśli wam pola do walki nie staje, to go chętnie, ile potrzeba, ustąpimy”.
– Mam ja dostatni oręż – odrzekł Jagiełło – jednak przyjmuję, co mi na wzgardę przyszłano, a w czem ja widzę pewną wróżbę zwycięstwa – zwyciężony bowiem oddaje miecz zwycięzcy.
Odprawiono posłańców. Minęło południe. Burza zupełnie ucichła. Nastał wielki upał. Król dał znak do bitwy.
Trębacze zadęli w trąby, rycerstwo polskie zaśpiewało pieśń: „Boga Rodzico, Dziewico, Bogiem sławiona, Marjo”.
Nasamprzód uderzył Witold ze swoimi Litwinami i Rusinami, Litwini jednak, lekko uzbrojeni, nie wytrzymali strasznego cięcia krzyżackich mieczów i poczęli w nieładzie uciekać, Rusini zaś nie zeszli z pola, ale zajadle walczyli. Teraz polskie wojska pośpieszyły do boju. Działa grzmią, właśnie po pierwszy raz w Polsce do użycia wprowadzone, rycerze wpadają na siebie z długiemi dzidami, uderzają ciężkimi mieczami o żelazne pancerze i tarcze, któremi zasłaniają się walczący, to znowu świszczą strzały z łuków wypuszczane, a piesi żołnierze walą przeciwnika toporem lub ciężkim młotem. Zwycięstwo przeważ to na jedną, to na drugą stronę.
Tymczasem Witold naprawił swoje szyki a połączywszy się z polskiem rycerstwem i z czeskiem, uderza ponownie na Krzyżaków. Polaków ogarnia coraz większy zapał, jazda polska depce wszystko, siecze, wali, Krzyżacy albo trupem padają albo rzucają broń i w niewolę się oddają.
Po kilku godzinach walki, Polska wielki tryumf odniosła. Czterdzieści tysięcy Krzyżaków legło na pobojowisku, drugie tyle dostało się do niewoli. Zginął wielki mistrz Ulryk von Jungingen, legli wszyscy więksi dostojnicy i wodzowie zakonu, cały obóz krzyżacki dostał się Jagielle. W obozie była niezliczona ilość powrozów i łańcuchów, które krzyżacy przygotowali do wiązania jeńców polskich, a także wielkie zapasy oręża, wina i żywności.
W czasie bitwy stał Jagiełło na koniu, na wzgórku i stamtąd kierował wszystkiem. Zobaczył króla Dypold von Kikierde, w białym kapturku na głowie, z pręgą złota na zbroi i wprost uderzył. Jagiełło zasłonił się mężnie kopją, jednak byłby może legł z ręki Niemca, gdyby nie młody rycerz Zbigniew Oleśnicki, który Krzyżaka z konia zwalił, król wtedy napastnika ugodził w skronie kopją, a orszak królewski go dobił.
Po skończonej bitwie ukazał się Jagiełło na pobojowisku, kazał odprawić uroczyste nabożeństwo za poległych, nad ciałem wielkiego mistrza uronił łzę i pozwolił w Malborgu pochować, zdobycz zaś wojenną, zostawioną przez Krzyżaków, polecił między wojsko rozdzielić.
***
A cóż się z naszym Jaśkiem stało? Otóż z początkiem bitwy ogarnął go strach okrutny, lecz gdy sobie przypomniał, co mu na pożegnanie Anusia powiedziała, gdy obudziła się w nim wrodzona odwaga i ta mazurska zaciętość, rzucił się na Krzyżaków i począł na wszystkie strony rąbać toporem, a im więcej ciął, tem większa opanowała go wściekłość na tego wroga, który tyle klęsk zadał Polsce, zapomniał o Anusi, o Ujeździe, o wszystkiem, a tylko pragnął jak najwięcej namordować Niemców, rąbał więc zapamiętale, tak, że rozłupane łby niemieckie, odrąbane ramiona, pogruchotane zbroje krzyżackie znaczyły drogę, którą przebywał między nieprzyjacielskimi szeregami. Umazany krwią szwabską, podobny był Jasiek raczej do jakiego czeladnika rzeźnickiego, niż do parobczaka z Ujazdu. Dopadł jakiegoś Krzyżaka w hełmie pozłocistym, w zbroi złotej, na wspaniałym koniu, zamierzył się toporem, rozpłatał Krzyżaka od głowy na dwoje i jak wicher poleciał dalej, i tak szalał aż do końca bitwy.
Wtedy rzucił się pod krzakiem brzeziny, umęczony, uziajany, usmarowany i kontent z siebie, zasnął wkrótce twardo, jak kamień.
Walecznego Jaśka widział dobrze ze wzgórka król Jagiełło. Gdy więc na drugi dzień król wymierzał różne nagrody między rycerstwo i żołnierzy, nie zobaczył nigdzie Jaśka, kazał go zatem przed siebie przywołać. Szukają Jaśka wszędzie, a on najspokojniej śpi pod brzeziną. Zdziwił się bardzo, gdy mu oznajmiono, że go król widzieć żąda, nie mogło mu się w głowie pomieścić, żeby taki wspaniały król pragnął poznać biednego chłopinę, ale poszedł.
Jagiełło, zobaczywszy Jaśka, uśmiechnął się łaskawe i zapytał, skąd jest i jak się zowie. Jasiek, zatrwożony i nieśmiały okrutnie, skłonił się niziutko i rzekł:
- Jestem Jasiek z Jedlinek, ze wsi Ujazdu, niedaleko Biecza.
- Widziałem – ciągnął dalej król – jak dzielnie uwijałeś się w boju, takie czyny nie mogą pozostać bez nagrody. Będziesz więc policzony w poczet rycerstwa i szlachty, a prócz tego otrzymasz wyposażenie stosowne do twojego nowego stanu.
Pokłonił się znowu Jasiek do samej ziemi królowi i śmiało mówił:
- Miłościwy królu i panie! Rozumiemci ja, że to wielki honor należeć do szlachty polskiej, ale ja w mojej prostej chłopskiej duszy myślę, że nie mniejszy honor być poczciwym polskim chłopem.
- Dlatego, miłościwy królu, dziękuję ja Ci za taką o mnie pamięć i taką dla mnie łaskawość, ale zarazem najpokorniej przepraszam, że szlachectwa nie przyjmę, bo chcę być całe życie chłopem, a także i za majątek dziękuję, bo to, co mię czeka w Ujeździe, wystarczy z Bożą pomocą dla mnie i mojej rodziny. A i to jeszcze dodać muszę, że ja tu nie dla nagród przyszedłem bić wroga, ale jako syn tej matki ziemi, spełniłem swój obowiązek i z tego jestem dumny, że chociaż chłop, nie mniej kocham ojczyznę, jak i szlachta.
Zdumiał się król na taką mowę Jaśka, spojrzał po rycerzach, nareszcie po chwili odezwał się:
- Wielka w tobie, Jaśku, siedzi dusza, a ja tylko dodać mogę, niech cię Bóg dalej w życiu błogosławi. Chociaż nie chcesz żadnej nagrody, to myślę, że pamiątkę jakąś z tej sławnej po wieki bitwy przyjmiesz – weźże zatem konia i zbroję po tym Krzyżaku, któregoś tak gracko ułożył, a o którym nawet nie wiesz, że to był jeden z największych dostojników zakonu.
Uśmiechnął się na to Jasiek, bo sobie przypomniał, że miałby się czem przed Anusią przekazać, gdyby tak wziął ową zbroję – ucałował podaną sobie dłoń króla, zabrał przeznaczone dla siebie przedmioty i udał się w stronę, gdzie obozowało piesze wojsko polskie.
Pewnego ciepłego dnia w październiku tego samego roku, niezwykły ruch panował koło kościoła w Brzyskach. Między gromada świątecznie ubranych włościan widać było kilkunastu w zbrojach błyszczących rycerzy, wesoły wyraz. Nareszcie z gromady tej wysunął się orszak weselny, na którego czele kasztelan z Biecza i starosta z Golerza prowadzili pannę młodą, śliczną dziewoję wiejską, znaną nam Anusię, córkę Mateusza z pode dworu z Ujazdu. Za nimi postępował pan młody, Jasiek z Jedlinek, którego podtrzymywały pod rękę rówieśniczki Anusi, przednie druchny, Halinka z Depczyny i Julka Mrozianka.
Stanęli państwo młodzi przed ołtarzem a tak do siebie przypadli, tak dobrani, że ludzie wprost oczu od nich oderwać nie mogli.
Skromnie i nieśmiało wypowiedziała słowa przysięgi ślubnej Anusia, a kiedy i Jaśkowe wyrazy przebrzmiały, zabrał głos kasztelan i mówił:
- Nie ten jest prawdziwym szlachcicem, kto szlacheckie imię nosi, ale ten, kto szlachetnymi czynami między innymi umie się odznaczyć. Obecny nam tu młody, Jasiek z Jedlinek, odwagą swoją, męstwem i walecznością nieustraszoną w wiekopomnym boju pod Grunwaldem, jakoteż zacnością i szlachetnością swojego charakteru odznaczył się przed innymi, toż miłościwy nasz król Władysław Jagiełło polecił mnie i panu staroście z Golerza, abyśmy przy tej dzisiejszej weselnej uroczystości asystowali i te wspomniane cnoty przynajmniej w części uczuli. Czynimy to więc z największą naszą radością i zarazem składamy życzenia, aby Wszechmocny zesłał na dom Jaśka błogosławieństwo swoje a imię jego takie poczciwe, aby jak najdłużej w potomności przetrwało.
Po skończonym obrzędzie kościelnym zabrało grono weselne ze sobą księdza proboszcza i podążyło do Ujazdu. W przedzie hasali na koniach swatowie, którymi byli zuchy parobczaki, towarzysze Jaśka w potrzebie Grunwaldzkiej, a którzy przeprowadzali weselników do chaty Mateusza, gdzie odbyła się zabawa, piękna i huczna, jakiej przedtem ani potem Ujazd nie pamięta.
I dziś polska ziemia ma różnych zewnętrznych i wewnętrznych wrogów, którzy jej wielkie szkody wyrządzają. Z nieprzyjaciółmi tymi my chłopi walczyć dziś musimy i nam trzeba, jak Jaśkowi, odwagi, męstwa i szlachetności charakteru. Walka dzisiejsza nie odbywa się orężem, lecz pracą, pracą ciężką, pracą polegającą na wzajemnem zaufaniu i ciążących na nas obowiązkach. Nie dzielmy się, my chłopi na partje, nie patrzmy na siebie zawistnem okiem, ale pomnijmy, że w jedności i zgodzie nasza siła, dążmy odważnie i stanowczo do wytkniętego celu, a da Bóg, może w niedalekiej przyszłości sprawimy naszym wrogom nowy Grunwald.
Zachowano pisownię oryginalną. Źródło u autorów.
JASIEK
Z JEDLINEK.
OBRAZEK
HISTORYCZNY.
Skreślił
Jakób Madej
Poseł
do Rady państwa.
W
stronę północną od Jasła, po obu brzegach rzeki Wisłoka, ciągnie się piękna
dolina Jasielska, nad którą panuje piękna góra Liwar – wznosząca się
U stóp
Liwara, ku wschodowi i południowi rozłożyły się wioski stanowiące parafję w
Brzyskach. Sioła te zamieszkuje lud pracowity i religijny, przywiązany do ziemi
i mowy ojczystej, szanujący zwyczaje starodawne i włościański polski ubiór,
płótniankę, którą nosi w święta i niedziele, a także przy uroczystościach
rodzinnych i narodowych.
Dzisiaj
okolica ta jest porządnie zabudowana i gęsto zaludniona, lecz dawniej było tu
mniej ludności; osady gospodarskie były rzadziej umieszczone, znajdowało się
wiele lasów, pełnych zwierzyny wszelkiego rodzaju.
Po
przeciwnej stronie Wisłoki sterczał na skale od niepamiętnych czasów zamek,
zwany Gotarz albo Golerz, w sąsiednim zaś Bieczu, za Liwoczem, mieszkał
kasztelan w zamku, który zbudował i w którym przebywała często królowa nasza
Jadwiga.
Ludność
okolicy podliwoczańśkiej bywała nieraz narażoną na napady różnych wrogów, a
szukała schronienia w zamku Gotaz lub w lasach na Liwoczu, z drugiej strony
przez sąsiadowanie z pobliskimi zamkami, szczególniej z Bieczem, miała więcej
wiadomości o życiu narodu polskiego i łatwiej brać mogła udział w różnych
zdarzeniach w Polsce zachodzących.
Pięknie
kończył się w Ujeździe i okolicy pewien dzień majowy w roku 1410. Naokoło widać
było zielone pola, zapowiadające obfite zbiory – w życie bujnem odzywała się przepiórka
– nad Liwoczem szybował jastrząb, upatrując przed nocą jeszcze jakiej zdobyczy,
a od gęstych zarośli nad Wisłoką dochodziła melodyjna muzyka słowika,
odprawiającego gody weselne. Z pól dolatywał wesoły śpiew pastuszków,
spędzających bydło do zagród, na drogach gdzieniegdzie rozlegała się gwarna
rozmowa robotników, wracających po całodziennej pracy do chat swoich. Ścieżyną
odgraniczającą Brzyska od Ujazdu, szło wśród żartów wesołych grono dziewcząt,
ketów przy figurze miały się rozejść.Jedna z nich szybkim krokiem podążyła do
Ujazdu.
Dziewczyna
ta, Anusia, najmłodsza córka Mateusza z pod dworu – smukła jak topolka, zwinna
jak sarenka, z paluszkami zarumienionemi zdrowiem i pracą, z bujnym warkoczem
na ramieniu, o oczach niby to niebo nad jej głową, z wesołą piosnką na ustach,
pospieszyła ku domowi swoich rodziców, witając uprzejmie spotykanych
przechodniów.
Anusię
wszyscy lubili, a parobczaki, nie tylko z Ujazdu ale i z sąsiednich wiosek,
przepadali po prostu za nią i niejeden już ubiegał się o jej rękę, tem
bardziej, że była to córka jednego z najzamożniejszych gospodarzy w Ujeździe.
Wszystkie
jednak starania parobczaków były daremne
i żaden nie mógł się pochwalić, że Anusia była dla niego inna, niż dla innych –
względem każdego z nich była uprzejmą, wszędzie wesoła, lecz przy tem tak
poważna i ostrożna, że nawet najśmielszy z parobczaków Wojtek z Dołków stracił
wobec niej rezon i nie wiedział jak z
nią mówić.
Nikt
nie wiedział, co pod tą wesołą pokrywą w serduszku Anusi się chowało. Serduszko
to było już od dawna zajęte, było własnością Jaśka z Jedlinek, części gminy
Brzyska. Chłopak to był urodny, śmigły, pełen zdrowia i siły, a jak syn ubogiej
wdowy, mieszkającej w Brzyskach, od lat wczesnych musiał służbą zarabiać na
życie.
Miał lat
dziesięć, gdy ojciec Anusi, Mateusz z pod dworu, wziął go najsamprzód do
pasienia gęsi i trzody – jednak chłopak brał się pilnie do pracy, był wszędzie
gospodarzom swoim wierny i sumiennie spełniał ich polecenia, przeto zostawił go
Mateusz u siebie, oddawszy mu z czasem konie i zawiadywanie całem gospodarstwem
tem więcej, że sam był w dość podeszłych latach.
Kiedy
Anusia była małą, Jasiek bawił ją, śpiewał jej różne piosenki, opowiadał gadki,
znosił kwiatki – gdy później podrosła, pomagał jej w zajęciach i wyręczał ją
nieraz w pracy, a tak nie wiedząc kiedy i jak dziewczyna przywiązała się do
Jaśka i przylgnęła do niego całem sercem. Jasiek płacił jej gorącą wzajemnością;
wiedzieli jednak oboje, że miłowanie ich musi być ukryte i daremne, bo ojciec
Anusi, jakkolwiek przychylny Jaśkowi, nie pozwoli nigdy, by ubogi Jasiek miał
dostać za żonę córkę bogatego i dumnego kmiecia.
Mimo
to, dobrze im razem było, szczęśliwymi się czuli swojem kochaniem, zdając
resztę na wolę Bożą. Anusia wyręczała we wszystkiem matkę, podupadłą już na
zdrowiu – Jasiek zastępował gospodarza, ku zupłnemu jego zadowoleniu.
Tymczasem
nadszedł wspomniany rok 1410. Z wczesną wiosną rozeszły się po Ujeździe i
okolicy wieśći, które najsamprzód przyniósł dziad-lirnik od Biecza, że król Władysław
Jagiełło wybiera się na wojnę przeciw największemu wrogowi Polski, przeciw
zakonowi krzyżackiemu, który straszne krzywdy ziemi polskiej od dawna
wyrządzał.
Wieści
te stawały się coraz bardziej pewnemu, aż wreszcie z zamku w Bieczu
rozgłoszono, że każdy prócz rycerstwa, kto ma chęć bronienia Matki Ojczyzny,
może się stawić pod zamkiem w Bieczu, skąd drużyna wojenna miała podążyć do
Krakowa i dalej przeciw Krzyżakom.
Już na
pierwszą wiadomość o wyprawie na Krzyżaków, powziął Jasiek silne postanowienie
podziękować Mateuszowi za przyjęcie i utrzymanie przez długi czas, Anusi za
przychylność i pożegnać ją na zawsze, udać się do Biecza, tam zgłosić się do
zaciągu na wojnę, Niemców rabusiów i złodzieji prać ile siły starczyć będą,
wreszcie zginąc gdzieś wśród bitwy, bo biedny nie miał już po co więcej do
Ujazdu wracać.
Pewnego
dnia wieczorem, załatwiwszy wszystkie czynności przy gospodarstwie, wszedł do
izby, w której już wszyscy zgromadzeni byli, a pochyliwszy się do kolan
gospodarza i gospodyni, podziękował im za chleb przez tyle lat mu udzielony, i
ze łzą w oku żegnał się ze wszystkimi.
Na
słowa Jaśka zadziwili się wszyscy i prawdziwie zmartwili. Gdy pierwsze chwile
tego zatrwożenia przeszły, począł stary Mateusz odwodzić Jaśka od zamierzonej
wyprawy, lecz daremnie – postanowienie Jaśka było niezłomne, zatem tylko na to
się zgodził, że dwa dni jeszcze z nimi przebędzie . Nie przeczuwał Jasiek, co w
tym czasie zdarzyć się może.
Gdy
nazajutrz zjawił się Jasiek po południu w izbie, zastał Anusię leżącą na łózku,
bielutką jak to płótno na jego płótniance, bardzo osłabioną ale wesołą, przy
niej zaś siedzieli rodzice – dziwnie rozpromienieni, którzy Jaśka zawezwali ku
sobie. Słuchaj Jaśku – rzekł stary Mateusz – poznałem przez te lata, które u
nas przebyłeś, żeś dobry chłopak, przekonałem się żeś do nas przywiązany i
wiernie nam służysz, dlatego polubiłem cię i przykro mi było, gdy usłyszałem że
chcesz nas porzucić.
Nie
wiedziałem, co zachodzi między tobą a Anusią, aż dopiero dzisiaj po przejściu
przebyłeś, żeś dobry chłopak, przekonałem się żeś do nas przywiązany i wiernie
nam służysz, dlatego polubiłem cię i przykro mi było, gdy usłyszałem że chcesz
nas porzucić.
Nie
wiedziałem, co zachodzi między tobą a Anusią, aż dopiero dzisiaj po przejściu jej
wielkiej i nagłej słabości dowiedziałem się, że się kochacie. Zrozumiałem
teraz, że ty prócz chęci bronienia Ojczyzny, chcesz się usunąć – bo mając
poczciwą duszę a nie posiadając majątku,
nie chcesz zagradzać Anusi drogi do szczęścia. Czy ty myślisz, że ja mojemu dziecku szczęścia pożałuję, czy może majątek,
jaki mi Bóg dał, nie wystarczy na dostatnie wyposażenie mojej córki? – Otóż
wiedz, że kochaniu waszemu nie przeszkadzam, najchętniej was pobłogosławię i
szczęśliwym czuł się będę, gdy gospodarstwo w twoje ręce będę mógł złożyć.
Jasiek
słuchał tych słów jak odurzony i nie wiedział co począć, gdy w tem Anusia
słabym, ale pewnym głosem odezwała się:
„Podziękuj
Jaśku tatusiowi, że nas chcą szczęśliwymi zrobić, lecz pamiętaj, że pierwej
byłeś Polakiem niż moim masz być mężem, dlatego chcę, abyś okazał, że
rzeczywiście jesteś prawdziwie polskim chłopem – chcę, abyś przyłączył się do
wyprawy na nieprzyjaciela – jedź zatem z królem, bij wrogów, spraw się mężnie i
walecznie, a jeżeli Bóg pozwoli, że wyjdziesz cało z wojny, wtedy powracaj tu
do nas, gdzie znajdziesz swoją Anusię, która ci odda rękę, jak serce dawno ci
już oddałam”.
Jasiek
nie mógł dłużej wytrzymać – gruchnął do nóg starych rodziców Anusi i wśród łez
dziękował im za tyle dobroci i przywiązania, a kiedy powstał, usiadł przy Anusi
i tak we czworo snuli różne plany na przyszłość.
Anusia
po kilku dniach powróciła do zdrowia; Jasiek więc pożegnawszy się bardzo czule
ze wszystkimi siadł na konia, którego mu Mateusz przygotował i z kilkoma
parobczakami ruszył ku Bieczowi. Tam zgłosił się do dowódcy, który włączył go
do oddziału składającego się z samych chłopów.
Niebawem
pociągnęło wojsko ku Krakowowi a stamtąd po długich dniach pochodu znalazł się
nasz Jasiek daleko, daleko, w okolicy Grunwaldu, gdzie między królem Jagiełłą a
Zakonem krzyżackim miał odbyć się porachunek za straszne krzywdy, jakich ci
zbójeccy zakonnicy przez długie czasy Polsce nie szczędzili.
(C.d.n.)