Na podstawie wycinków prasowych. Zachowano oryginalną pisownię.
1900
Zabity nożem od rzepy w Lipnicy Górnej
W Lipnicy górnej powiatu jasielskiego zebrało się u gospodarza Papciaka kilkoro ludzi do obierania rzepy, z tych Jan Mucha zaczepił ze żartu niejaką Hołysiankę. Ze żartu zaszło naprawdę. Mucha uderzył ją 2 razy, ona cisnęła nań nożem, którym obierała rzepę i trafiła w samo serce. Nieszczęśliwy wyzionął ducha na miejscu. Zarządzono śledztwo sądowe.
1902
W Moszczenicy pow. Gorlickiego wybuchł 4. bm. [styczeń] pożar w domu gospodarza Jana Bracha. Spalił się dom mieszkalny, stodoła wraz z tegorocznym zbiorem i stajnia, a w niej para koni. Bydło i trzodę zdołano uratować. Szkoda nieubezpieczona wynosi kilka tysięcy koron. Przyczyną pożaru miała być zemsta z zazdrości. Młody dwudziestokilkoletni Jan Brach miał u siebie służącą, którą łudził podobno nadzieją ożenku. Widocznie zamiar ten porzucił i począł się starać o względy innej, którą miał poślubić w zapusty. Służąca Bracha widząc się zawiedzioną w swoich nadziejach, z zemsty podpaliła jego domostwo. Aresztowano ją i odstawiono do sądu powiat. w Bieczu.
Podpalacz w Jaśle
Już trzeci pożar mieliśmy tu w ciągu września, a palą się tam same stodoły z plonami. Dnia 10. bm. [wrzesień] spłonęły gumna plebańskie ze wszystkiemi zapasami. Podpalacza nie zdołano dotychczas wyśledzić. W mieście panuje przestrach tem większy, że jakiś zbrodniarz czy figlarz niegodny porozlepiał po murach kartki z zapowiedzią podpalenia całego miasta od razu ze wszystkich stron, a publiczność wmówiła w siebie, że miasto będzie spalone. Ostrożniejsi strzegą swych domów całemi nocami.
1903
Podpalenie w Wójtowej
Z Wójtowej (pow. Gorlice), donoszą nam iż pewna kobieta od pół roku chora umysłowo, w nocy na 19. b. m. [marzec] położyła się spać w nocy jednak wstała, wzięła zapałki, wymknęła się cichaczem z domu i poszła do stajni. Tam wylazła na strych, podpaliła słomę, a następnie sama do niej się zapchała i spaliła się. Dom spłonął, konie i bydło uratowano.
Sprzeniewierzenie urzędnika w Gorlicach
W Gorlicach w starostwie odkryto znaczną kradzież. Dyurnista Aleksy Kocko, który prowadził kasę podręczną starostwa, jeździł na komisje i ściągał różne należytości, sprzeniewierzył sporą sumę, jak niektórzy głoszą kilkanaście tysięcy koron. Złodziejowi pozwolono umknąć bezkarnie. Winę ponosi starosta, ponieważ nie kontrolował Kocki. Ciekawość, czy też starosta pokryje teraz skradzioną sumę. Należy pilnie baczyć, aby nie ściągano po raz drugi należytości z ludu.
Wypadek z bronią w Ujeździe
Z Ujazdu (pow. Jasło). Zaszedł tu u nas niedawno następujący nieszczęśliwy wypadek. Pomocnik sklepowy Józefa Krupińskiego, chcąc wystrzelić do świni, ryjącej w ogrodzie, pośliznął się i rewolwer wypalił mu w samą dłoń. Wielki palec odstrzelony trzyma się tylko na wierzchniej skórze, palec wskazujący całkiem odpadł, drugi przy nim przestrzelony na pół, dłoń cała roztrzaskana. Odwieziono go zaraz do szpitala jasielskiego; nie wiedzieć, czy życie uratuje, bo 9 kilometrów drogi do szpitala jechał, a krwi dużo tymczasem uszło.
Sprawa o kradzież blachy
W Jaśle rozegra się ciekawa sprawa przed sądem karnym. W r. 1901 oddał ks. Podgórski, proboszcz w Iwoniczu, roboty pokrycia blachą kościoła, klasztoru i szpitala Jonaszowi Sieflowi z Krosna. Według wskazówek Stiefla miał dostarczyć ks. Podgórski pół wagonu blachy. Tymczasem owe pół wagona blachy wyszło, a pokryto tylko część szpitala i klasztoru. Ks. P. musiał jeszcze dokupić blachy drugie pół wagonu, a i to nie wystarczyło i kościół dotąd niepokryty. Podobno musiał ks. P. raz jeszcze dokupować blachy u żydów w Rymanowie. [...] W zeszłym roku sprawa kradzieży blachy doszła do wiadomości sądu i toczyły się przeciw
Stieflowi dochodzenia o kradzież, których zaniechano. Dopiero z początkiem tego roku wydalony przez Siefla czeladnik, Moszkowitz, wykrył w sądzie, że Siefel zajeżdżał w nocy wozem do Iwonicza i blachę kradzioną i przechowywaną przez czeladników całemi pakami wywoził. Komisja sądowa stwierdziła brak pół wagonu blachy, wartości około 1000 koron. Prokuratorja wniosła przeciw Sieflowi i jego czeladnikom akt oskarżenia o kradzież brakującej blachy.
Śmierć wskutek pijaństwa w Święcanach.
W Święcanach, w pow. Jasielskim, zdarzył się następujący smutny wypadek: Gospodarz Jan Z. ze swoim zięciem poszedł do sąsiedniej wioski, aby kupić konia. Po powrocie zięć poszedł do domu, a Z. poszedł do karczmy. Tutaj spotkał swego przyjaciela i nalali sobie podostatkiem w czuby. Z. poszedł jeszcze o własnych siłach do domu, a towarzysza jego znaleziono na drugi dzień w dołku z błotem i wodą bez życia. Pozostawił on żonę samotną, bo jeden syn w Ameryce, drugi przy wojsku, a córki wydane. Cały prawie majątek zmarnował, a ponadto pozaciągał długi. Oto skutki pijaństwa.
Kradzież w sklepie Brzyskach
Z Brzysk (pow. Jasło). Niewyśledzeni dotąd złodzieje okradli w nocy sklep Józefa K., organisty, zabrawszy mu trunki i inne towary.
1904
Wypadek z bronią w Dębowcu
W Dębowcu, pow. Jasło, zabił 12-letni Henryk Dąbrowski strzałem ze strzelby, którą się bawił, niewiedząc, że jest nabita, trzechletnią swoją siostrę.
1906
Morderstwo w Dominikowicach
Ohydna zbrodnia. We wsi Dominikowice koło Kobylanki pow. Gorlice, powiła przed kilku dniami pewna dziewczyna dziecię, które, aby ukryć wstyd, rzuciła zgłodniałym psom na pożarcie. Te rzeczywiście je i objadły. Część zwłok żandarmerja odratowała. Sprawę oddano sądowi.
Słabość woli, brak energii do
zniesienia nieszczęść i cierpień popycha człowieka w objęcia rozpaczy, w
objęcia beznadziejnego zwątpienia. Rozpacz zaś i zwątpienie najczęściej są
przyczyną samobójstw, owych ponurych tragedyi życiowych, jakich tak często
jesteśmy świadkami. Na tem tle rozegrała się również tragedya biednej wdowy w
Jaśle.
Ludwika Stańskowska, młoda, bo
dopiero 31 lat licząca wdowa po portyerze kolei państwowej w Jaśle, matka
dwojga małoletnich dzieci, od dłuższego czasu, to znaczy od czasu śmierci mężą
popadła w histeryę. Bieda dokuczała jej na każdym kroku, biedna kobieta traciła
coraz bardziej wiarę w swe siły, nie mogła znieść tego, że dzieci nie odbiorą z
powodu braku ojca należytego wychowania, postanowiła więc ostatecznie odebrać
sobie życie. Rozpacz pomieszała jej zmysły, zwątpienie pchnęło ją do grobu.
Dnia 5 bm. Stańkowska wstała
przed godziną szóstą rano. Widocznem było, że napadł ją ostry szał histeryczny,
bo wypędziła dzieci z domu na ulicę, chociaż mróz dochodził 10° Celsjusza,
a ponadto wicher dął mroźny, sama zaś wybiegła za niemi i popędziła nad rzekę
Jasiółkę w zamiarze odebrania sobie życia w jej zimnych nurtach. Jasiółka była
już od kilku dni zamarznięta, ale ta przeszkoda nie zbiła z tropu nieszczęśliwej.
Stańkowska rozebrała się na brzegu rzeki do naga i jak jej stopy wskazywały,
szukała czy nie ma gdzie w lodzie wyrąbanej przerębli, gdzieżby śmierć znaleźć
mogła. Ale cała rzeka przedstawiała się jak równa, bez skazy lustrzana
płaszczyzna; nawet przeręble były zamarznięte.
Widząc, że w nurtach Jaskółki śmierć znaleźć nie może,
pobiegła nieszczęśliwa ku torowi kolejowemu, oddalonemu od rzeki o blizko
półtora kilometra, przez zagony, przez pola, potykając się co chwila i raniąc
ręce i nogi. Dobiegła nareszcie do toru, położyła się na szynach i czekała
śmierci. Dobieg ją stukot pociągu, widocznie ku niej się zbliżającego.
Nadzieja, że wreszcie umrze, zaświtała w sercu nieszczęśliwej. Ale, niestety, i
tu ją spotkał zawód. W kilka chwil późnej przebiegł obok niej całą siłą pary
pociąg, idący do Tarnowca, ale drugim torem.
Wstała więc – jak widać ze śladów – pobiegła dalej, zobaczyła
kilka obok siebie leżących szyn rezerwowych pomiędzy dwoma torami. Sądziła, że
jeżeli legnie obok tylu szyn, to z pewnością jakiś pociąg przecież ją
przejedzie. Nadszedł drugi pociąg, idący w stronę Moderówki, ale znów po innych
szynach.
|
Fot. A. Bruck |
Nieszczęśliwa czekała cierpliwie. Włożyła obie ręce pod głowę
i leżała na szynach, przy dziesięciostopniowym mrozie, czekając śmierci jak
wybawienia. Niestety – śmierć ją trzykrotnie już zawiodła. Zmęczona i znużona
zimnem usnęła. Znalazł ją dopiero strażnik kolejowy, przechodzący w służbie po
torze i zaalarmował stacyę Jasło, skąd bezzwłocznie przebiegli ludzie z
lekarzem. Zajęto się zaraz akcyą ratunkową, ale mimo zastosowania wszelkich
możliwych środków nie zdołano jej przywrócić do życia. Nieszczęśliwa kobieta
zamarzła. Nie mogła znaleźć śmierci w rzece, ani pod kołami pociągów, mróz się
więc nad nią zlitował.
A po niej zostało dwoje biednych dzieci, małoletnich, nie
będących w stanie zapracować na życie, rzuconych w świat jako te liście
jesienne, na zmarnowanie…
Załączona obok fotografia przedstawia komisyę sądowo lekarską
podczas sekcyi zwłok nieszczęśliwej Stańkowskiej. Lekarze dr. Masudziński i dr.
Kadyi, którzy dokonali sekcyi, stwierdzili u zmarłej histeryę w najwyższym
stopniu.
1907
Szalony starzec w Kobylance.
Z Gorlic donoszą nam:
W Kobylance ad Gorlice zaszedł
onegdaj wypadek, który grozą swą poruszył do głębi całą okolicę. Przed kilku
dniami jeden z włościan tutejszych 73 letni starzec począł się gotować na
śmierć tak z powodu choroby, jak i podeszłego wieku. W tym celu odbył spowiedź
i przyjął sakramenta święta. Tej samej jednak nocy, ogarnięty
niewytłumaczonym [słowo nieczytelne]
wstał z łóżka, podparł mocno drzwi chaty i wziąwszy do rąk tłuczek, używany do
gniecenia kartofli przystąpił do łoża córki swej, która spała wraz z trojgiem
dzieci. Mąż jej, a zięć starca bawi w Ameryce za zarobkiem.
Szalony starzec uderzył córkę tak
silnie w głowę, że ta nawet nie miała czasu krzyczeć i zaalarmować sąsiadów.
Między ojcem a córką, wywiązała się śmiertelna walka, ta bowiem chwyciła go kurczowo
za ręce i przyciągnęła do łóżka. Starzec pokąsał jej ręce aż do krwi, tak że
musiała go puścić, w tej chwili ojciec ugodził ją jeszcze dwa razy tak [słowo
nieczytelne], że czaszka jej pękła i mózg rozprysł się po całej chacie.
Nieszczęśliwa, rzecz jasna, skonała natychmiast.
Starca aresztowano i osadzono w
więzieniu. Dni jego jednak są policzone.
W Ropicy obok Gorlic mały chłopczyk, wyszedłszy na zabawę, zapędził się aż do lasu, gdzie zabłądził. Dopiero po trzech dniach zdołano go odszukać, ale już nieżywego w lesie.
Pożar w Siarach
Ostrożnie z ogniem! Dnia 10. z. m. [listopad] spaliły się w Siarach (Gorlice) trzy domy. Ogień wznieciły dzieci pozostawione bez dozoru w domu jednego z pogorzelców - Pawła P., któremu spaliło się wszystko doszczętnie. Wprawdzie ludzi zbiegło się mnóstwo do ognia, jednak zamiast pomagać gasić pożar, to z założonymi rękami większość stała i przypatrywała się bezmyślnie rozszalałemu żywiołowi. Smutny to bardzo objaw ludzkiej nieczułości i braku litości nad niedolą sąsiedzi.
1908
Śmierć wskutek pijaństwa w jasielskim
W Bryłach ( pow. Jasło) zaszedł 1 bm. [maj] taki wypadek: Szczepan Ś., 48-letni gospodarz wraca końmi zupełnie pijany z targu z Jasła do domu. Nie wiedząc co robi, wjechał Ś. do głębokiego rowu, przyczem spadł z wozu i doznał złamania kości w karku. Bezprzytomnego przywieziono do domu, posłano po księdza, ale zanim ksiądz przybył, Ś. zakończył życie.
Józef Czajkowicz.
1909
Ofiara wódki i mrozu. Dn. 24 bm. [luty] w Kobylance, skutkiem wielkiego śniegu, zamarzła na śmierć Krystyna B., licząca 42 lat, powracając z Gorlic z jarmarku, owa kobieta lubiła się często rozgrzewać alkoholem, więc nie śnieg, tylko rum i wódka przyprowadziły ją o śmierć.
Andrzej Przybyłowicz z Kobylanki.
Wypadek w Siedliskach
Straszny wypadek. Dnia 22. kwietnia b.r. wieczór powracał od pracy polnej gospodarz G. z Siedlisk do Berdechowa około Bobowej i po drodze wstąpił do karczmy w Siedliskach i podpiwszy sobie alkoholu odpowiednio, siadł na wóz, ruszył i zasnął. Nieujechawszy ani ćwierć kilometra, wjechały konie na rampę kolejową tuż przy samej budce, zderzyły się z nadchodzącym od Tarnowa pociągiem, ponieważ i budnik nie zamknąwszy ramp spał sobie również smacznie. Wskutek czego jednego konia zabiło, drugiego na kawałki poszarpało, z którego łep aż na stacji w Bobowej znaleziono, a owemu gospodarzowi nogi połamało i leży obecnie w szpitalu.
W Belny koło Biecza w powiecie gorlickim, żyły dwie siostry
Cz. Starsza Anna, mająca lat przeszło 40, i młodsza Apolonja. Obydwie stanu
wolnego utrzymywały dosyć duże gospodarstwo po ojcu. Trzymały sobie parobczaka,
który im gospodarzył w gruncie. Starsza siostra Anna więcej się zajmowała
gospodarką, a młodsza Apolonja, jako dewotka w każdy dzień chodziła do kościoła
do Biecza i do spowiedzi.
Jednakowoż Apolonja od dłuższego czasu miała jakąś nienawiść
do swej siostry Anny, bo przed paru tygodniami zrobiła zamach i usiłowała otruć
swoją siostrę Annę i parobka, dodawszy im trucizny do jedzenia. Usiłowana próba
nie odniosła na szczęście skutku, a Anna ukrywała to wszystko i nie oddała
siostry w ręce sprawiedliwości za ten zamach. Apolonja i tak nie zaprzestała
nienawiści do swojej siostry.
Po Zielonych Świętach, dnia 2 czerwca Apolonja wywołała
swoją siostrę Annę do klasztornego kościoła w Biecz, gdzie obydwie były do
spowiedzi, a potem przyszły do domu spokojnie. Wieczór po kolacji poszli
wszyscy spać – parobek do stajni, a one obydwie zostały w domu. Kiedy Anna
położyła się spać i zasnęła, wtenczas Apolonja zamordowała swą siostrę w ten
sposób, że siekierą odcięła jej głowę. Po dokonanem morderstwie wyciągnęła ją
na dwór i zaciągnęła pod ścianę swego sąsiada, a wreszcie podpaliła dom tegoż
sąsiada, (dom zgorzał do szczętu), aby tym sposobem zatrzeć ślady morderstwa.
Przy ratowaniu pożaru domu wydobyto zwłoki z ognia, ale już była jedna ręka i noga
spalona. – Nie udało się jej zatrzeć śladów morderstwa swej siostry, bo rano
dnia 3 bm. [czerwiec] przyszli żandarmi i odkryli wszystkie ślady i
przyaresztowali ją i oddali do sądu w Bieczu, a obecnie przeniesiono
zbrodniarkę do c.k. sądu obwodowego w Jaśle. O dalszym wyniku i wymiarze kary,
nie zapomnę szanownym czytelnikom donieść.
J.
Dziwna śmierć leśniczego w Kobylance
Niespodziewany wypadek śmierci zaszedł w Kobylance (pow. Gorlice). Franciszek B. leśny z niewiadomej przyczyny, został pozbawiony życia. Oto dnia 2-ego b.m. [grudzień] wyszedł z domu w celu przygotowania polowania. Mimo poszukiwań ludzi i żandarmerji po lasach i gdzie tylko można było zauważyć jakieś urwisko, grożące życiu człowieka, nie natrafiono na żaden ślad. Aż dnia 8-ego b.m. odnalazł go pewien włościanin wieczorem w strumyku w pozycji klęczącej na jedno kolano.
A.P.
1910
Z Jasła donoszą nam pod datą 26 b.m. [wrzesień]; Dnia 23 b.m. uczeń IV. Klasy gimn., R.G., popełnił w gmachu tutejszego gimnazyum zamach samobójczy.- Na korytarzu szkoły strzelił do siebie z dużego rewolweru. Kula uwięzgła w czaszce. W stanie bardzo groźnym został przeniesiony do szpitala, gdzie zdolny operator dr Jaworowski, wyął kulę. Uczeń dotąd żyje. Czas najwyższy, aby władze zabroniły sprzedawać małoletnim rewolwery.
Podpalenie w Kowalowach
W Kowalowach pod Jasłem podpaliły 8 bm., [październik] dzieci stodołę Jakuba W., przy czem i dom jego oddalony o 20 kroków, spłonął doszczętnie. Domy sąsiednie ocalały niemal cudem bożym. Szkoda wynosi około 3500 koron, nieubezpieczone.
Jakób Mastaj.
Wypadek w Olszynach
Przez alkohol do nieszczęścia! W Olszynach (pow. Gorlice) pojechał dnia 7 grudnia K. B. do młyna do pobliskiej wsi Święcany. Wyjechał z domu rano a powracał późno wieczorem;pozostawił konie przed karczmą w Ołpinach, sam zaś poszedł do karczmy i dłuższy czas popijał. Tymczasem konie zniecierpliwione zabrały się i szły do domu a gdy weszły na potok napiły się i posuwały się naprzód potokiem, aż weszły w tak ciasne brzegi że ani naprzód ani w bok nie było wyjścia. Po długich cierpieniach tam zostały nieżywe
Zaginięcie w Krygu
Zaginęła Jadwiga Kosibianka córka ubogiej wdowy po kowalu w Krygu pow. Gorlice, wysoka blondynka oczy niebieskawe zamglone chora umysłowa. Z powodu choroby żołądka oddano ją do szpitala w Gorlicach w październiku 1908 r. a po kilkudniowym tamże pobycie kazano jej szpital opuścić bez uwiadomienia matki. A nie znając drogi do domu nie wiedząc nazwy swej rodzinnej wsi małomówna a przytem bojaźliwa, wyszła ze szpitala i dotychczas jej odnaleźć nie można. Opowiadają ludzie, że podobna dziewczyna była we wsiach w Święcanach i Binarowy koło Biecza. Matka mieszka w Krygu na przysiółku zwanym Świniarki i to słowo zdaje się będzie pamiętać. Na tej drodze udaję się do wszystkich litościwych, którzyby wiedzieli o podobnej dziewczynie zechcą donieść pocztą do Rozalji Kosibowej w Krygu, poczta Kobylanka, za zwrotem poniesionych kosztów do K.[koron] 20.
1911
Nocy onegdajszej nie wykryty dotąd sprawca włamał się do kancelaryi notaryusza p. Meusa i skradł z szuflady biurka gotówkę w kwocie kilkudziesięciu koron oraz kilka papierów wartościowych. To samo prawdopodobnie indywidyum usiłowało wtargnąć do sklepu zegarmistrza, w tej samej kamienicy. Na szczęście spłoszył ktoś ptaszka, a tylko ślady „ roboty” pozostały na murze.
Jasło 1. maja.
Nieznani do tej pory sprawcy wtargnęli wczoraj w nocy do gmachu Urzędu sekcyi konserwacji dróg kolejowych i zabrali ze sobę podręczną kasę wertheimowską, w której znajdowało się w gotówce 6 tysięcy koron, a nadto rozmaite ważne dokumenty, między innemi tajne przepisy dyrekcyi i ministerstwa kolejowego w sprawach wojskowych i mobilizacyjnych, które każda większa stacya kolejowa posiada w zapieczętowanych kopertach, przechowywanych w skrzyniach zabezpieczonych przed włamaniem. Koperty te otwierane w razie mobilzacyi – zawierają najbardziej szczegółowe przepisy o nader ważnej kwestyi instradowania pociągów mobilizacyjnych a przepisy umieszczone w nich są pierwszorzędną tajemnicą wojskową. Dodać należy, że przez Jasło prowadzi w kierunku przełęczy Dukielskiej jeden z najważniejszych szlaków wojskowych w Austryi.
W okolicy Jasła odbyły się w r. 1900 pierwsze w świecie, największe manewry, w których brały udział dwie armie na stopie wojennej, licząca zatem 120 tysięcy ludzi. Manewry jasielskie wywołały wówczas wielkie zaniepokojenie w sferach wojskowych Rosyi.
Kradzież spostrzeżono zaraz rano i uwiadomiono o niej żandarmeryę i policyę, które natychmiast rozpoczęły ścisłe dochodzenia i poszukiwania, dotąd jednak bez rezultatu. Zawiadomiona o wypadku dyrekcya kolei w Krakowie wysłała ze swego ramienia komisarza dra Świgosta; z ramienia policyi krakowskiej wyjechał inspektor p. Karcz.
Stróże, 2 czerwca
Onegdaj położył się pod koła pociągu osobowego w Stróżach
oficyant kolejowy Kornel Guzik i znalazł śmierć na miejscu. Do samobójstwa
popchnęła go obawa przed nędzą. Stosunki jego finansowe przedstawiały się
fatalnie. Desperat pozostawił żonę i osierocił troje nieletnich dzieci.
Wyścigi pijaków w Czeluśnicy
Dnia 27 października b.r. po południu, przy dobrym humorze po napitku, jechali z miasta gospodarze, jeden z Czeluśnicy, a drugi z Gliniczka, jechali i mijali się od wsi Wolicy ku Czeluśnicy, i najechali na kobietę, co szła z miasta i tak silnie została uderzona, że na miejscu ducha Bogu oddała; zwłoki inni ludzie zabrali i przywieźli do Czeluśnicy, do własnego domu. Tak mijanka pijanych ludzi doprowadza do nieszczęścia.
Jan Śmietana.
Pobicie w Ołpinach
Ołpiny 2 listopada. W naszej gminie niejacy Paweł G. i syn jego Bronisław [...] wielcy amatorzy gorzały. Nazywają ich tu u nas bezpłatnymi dentystami i cyrulikami, puszczającymi za darmo krew. Dnia 2 listopada napadli oni w żydowskiej karczmie na krawca Jana D. i ciężko go pobili, robiąc mu cztery dziury w głowie i wybiwszy mu dwa zęby. Trzeba dodać, że w głowę pokaleczył go młody G., bijąc go z tyłu twardem jakiemś narzędziem, a ojciec walił z przodu.
1912
Z Jasła piszą nam: Miasto nasze poruszone jest świeżym faktem wybicia szyb powszechnie szanowanemu i lubianemu przez młodzież profesorowi tutejszego gimnazyum, p. K.
Fakt wybicia szyb zaszedł onegdaj wieczorem. Było to właśnie po konferencyi klasyfikacynej. Profesor K. wrócił późniejszą porą do domu i około godziny 10–tej wieczór układał się z rodziną do snu. Nagle posypały się kamienie wielkości cegły. W dwóch pokojach szyby zostały wybite. Szczęśliwy los zrządził, że kamienie nie ugodziły dzieci profesora K. lub żony, albo też jego samego.
Drugiego dnia zamknięto gimnazyum, zawezwano żandarmów i przeprowadzono śledztwo. Podejrzenie padło na dwóch uczniów V. klasy gimnazyalnej, oraz pewnego mechanika, którego studenci przybrali sobie do pomocy. Wspomniani uczniowie cieszą się wśród najbliższych nawet kolegów złą opinią.
Brutalny fakt wybicia szyb prof. K. wywołał też powszechne oburzenie także wśród młodzieży szkolnej, dla której prof. K. jest bardzo łagodnym nauczycielem i dobrym wychowawcą. Śledztwo gimnazjalne trwa dalej.
Napad i kradzież w jasielskim
Tegoż dnia [ 1 sierpnia] zjawił się u włościanki Franciszki D. nieznajomy jakiś łobuz i zapytał się czy jej mąż jest w Ameryce i czy nazywa się Stanisław D. Kobieta odpowiedziała: "tak". On jej mówi, że jego brat przyjechał z Ameryki i że razem z jej mężem pracował i przywiózł 300 dolarów od męża.
-Pójdziecie ze mną - mówi - niedaleko stąd, tylko mila, nazywa się Szydłów.
Kobieta, gdy to usłyszała, z radości przyniosła łobuzowi kiełbasy i piwa. Tenże sobie pojadł i popił. Po tem śniadaniu wybrali się do tego mniemanego Szydłowa. Ale nie zastanowiła się kobieta, gdzie jest ten Szydłów, że takiej miejscowości nie tylko mila, ale kilka mil w okolicy Jasła niema. Kobieta żądna pieniędzy poszła na oślep. Ale ten Szydłów inaczej się kobiecie przedstawił. Bo zaledwie uszli może pół mili i przyszli do lasu w gminie Wolicy, rzucił się na nią nieznajomy, wyjął jej pulares, w którym na szczęście było tylko 5 koron i te sobie za swój trud zabrał.
Czytelnik.
Wypadek pijanego woźnicy
Nieszczęśliwy wypadek. Dnia 28 listopada o g.8 wiecz. powracał włościanin Marcin Dz. z żoną Anną z wesela z Łubna Szlacheckiego do gminy Grabaniny-Sadki powiat Jasło. Ponieważ był w stanie podpitym, przeto tak niezręcznie powoził końmi, że na skręcie drogi wjechał do głębokiego rowu. Dz.-owa, wypadając z wozu, uderzyła głową o kamień z taką siłą, że poniosła śmierć na miejscu. Dz. ciężko się potłukł.
1913
Gorlice, 4 lutego.
W dniu wczorajszym dotarła do naszego miasta wiadomość o
strasznem morderstwie, jakiego dokonano w pobliskiej Kobylance, na osobie
pewnego karczmarza i jego żonie.
Wedle informacyj, jakie tu nadeszły, morderstwa dokonano w
następujących okolicznościach.
W nocy, z soboty na niedzielę, gdy właściciel szynku w
Kobylance, Hollander i jego żona pogrążeni byli w głębokim śnie, nieznani
sprawcy wdarli się do szynku, łączącego się z mieszkaniem szynkarza i
rozpoczęli tam rabunek. Hollander, usłyszawszy prawdopodobnie szmer w karczmie,
zbudził się, a wtedy złoczyńcy zadali mu cały szereg ran, tak iż staruszek
niebawem wyzionął ducha. Ciż sami sprawcy poranili ciężko jego żonę, którą
przewieziono do tutejszego szpitala.
Jak się zdaje, nieszczęśliwą kobietę będzie można utrzymać
przy życiu.
Czy sprawcy okrutnego mordu zabrali co gotówki, na razie nie
stwierdzono.
1914
Kradzież w Gorlicach
Kradzież 45000 koron. Do urzędu podatkowego w Gorlicach włamali się onegdaj złodzieje i rozbiwszy kasę ogniotrwałą, zawierającą depozyta, zabrali 45.000 koron. Na ślad ich dotychczas nienatrafiono.
Wypadek w Jaśle
Tragiczna śmierć. Z Jasła piszą nam: W dniu 14 b.m.
[sierpień] zmarł zasłużony wiceburmistrz naszego miasta p. Klier. P. Kliera
przejechał automobil ciężarowy. – W Jaśle tragiczny wypadek, którego ofiarą
padł wice burmistrz miasta, wywołał ogromne wrażenie.
1915
Przypadkowy wybuch w Jaśle.
Z Jasła piszą nam: Wielce przykry wypadek zdarzył się w naszem mieście: Oto dnia 18 bm. [sierpień] podczas nabożeństwa z okazyi rocznicy urodzin Najjaśniejszego Pana, rozerwał się przy strzelaniu jeden z moździerzy, a odłamek tegoż ugodził stojącego w odległości 50 metrów koło kościoła Andrzeja Warchoła lat 18 liczącego wyrobnika. Mimo troskliwych zabiegów lekarza W. Pana dra Kadya,ugodzony skończył życie po 18 minutach męczarni.
Szczęściu zawdzięczać należy, iż skończyło się na jednej śmierci, odłamek ten bowiem przeleciał między głowami P. Aleksandra Onyszkiewicza, dyna c.k. radca górniczego, P. Adama Łuszczyńskiego, funkcyonaryusza magistratu, którzy z powodu przepełnienia w kościele stali na cmentarzu kościelnym, rozmawiając z kapralem policyi Andrzejem Szpakiem. Ranionym jest policyant Szymon Heinrych biorący czynny udział w strzelaniu.
Aleks z Jasła.
Niebezpieczne znalezisko
Biesna ad Bobowa, we wrześniu.
Dnia 5-go września b.r. zdarzył się w naszej wsi straszny
wypadek. W niedzielę popołudniu wybrało się kilku chłopców w pole. W polu
znaleźli granat, który nie eksplodował. Nierozważni, chcieli ten granat rozbić.
Gdy zaczęli nim tłuc, granat wybuchł i na miejscu zabił dwóch, jednego 18-to,
drugiego 6-cio letniego, dwóch zaś bardzo ciężko poranił. Odwieziono ich do
szpitala do Nowego Sącza. Wiktorya Ligęza.
1916
Wypadek w Grabaninie koło Żmigrodu.
Grabanina, koło Żmigrodu
Dnia 25 kwietnia zdarzył się w Grabaninie ad Sadki koło Żmigrodu straszny wypadek. 15-letni chłopak, Władysław Balicki, syn Antoniego, wydalił się około godz. 4-tej po południu z domu, mówiąc, że idzie do kościoła na nieszpory. Zamiast do kościoła poszedł jednak na polną drogę i w odległości około półtora kilometra od domu rodziców, niedaleko wsi Toki, rozpoczął strzelaninę w ten sposób, że już wystrzelony szrapnel silnie naładował prochem, a oparłszy go o kamień, począł, klęcząc, zapalać proch. W tej chwili nastąpił strzał straszny. Szrapnel, silnie naładowany, został rozerwany na kawałki, kamień, o który był wsparty, starty został na piach. Odłamki szrapnela rozbiły chłopakowi czaszkę, tak, że aż mózg się pokazał, a siła wybuchu urwała chłopcu rękę tak, że jej dotąd odszukać nie zdołano. Chłopak miał jeszcze tyle siły, że przy pomocy ojca zawlókł się do domu, jednak na drugi dzień koło pół do ósmej rano zmarł. [...]
K.Z.
Wypadki z bronią w Lisowie
Lisów, w Jasielskiem. Chciałem opisać dla przestrogi
chłopcom, jakie nieszczęścia zdarzyły się u nas z powodu strzelaniny między
małoletnimi chłopcami. 15-letni Jaś Sokolowczyk poszedł w jedną niedzielę w
maju z karabinem ku rzecze, jak twierdzą, żeby głuszyć ryby. Poszło z nim dwóch
Czocharczyków i inni. Sokołowczyk miał strzelać w ryby, tymczasem karabin nie
wypalił. Chłopcy obstąpili go, gdy naraz nabój trzasnął i trafił 10-letniego
Czocharczyka w płuca. I zmarł chłopczyna w siódmym dniu w strasznych
boleściach. Później znów dwaj małoletni bracia nabili pistolet prochem i
podobno siekanem żelazem. Pistolet wypalił i jednemu z malców strzaskał kolano.
Wije się teraz malec na łożu boleści.
Antoni Janiga.
Pożar w Żurowej
Żurowa, w Jasielskiem. W naszej gminie wybuchł dnia 10 czerwca pożar na plebanii. Samą plebanię zdołano uratować, spaliły się natomiast doszczętnie stajnie i stodoły, i nadto dwa stajania żyta. Przyczyna pożaru niezbadana. Stwierdzono tylko, że ogień wybuchł w rogu stodoły.
P. Mikrut.
Poderżnięcie gardła brzytwą
W gminie Samokluki [prawdopodobnie chodzi o Samoklęski], obok Żmigrodu, odebrał sobie życie, przez poderżnięcie gardła brzytwą, gospodarz Józef Wojdacz, 60-letni człowiek. Przyczyną tego kroku: swary małżeńskie. Cięcie było straszne, bo głowa ledwie utrzymała się na kręgosłupie, stało się to z 16 na 17 czerwca.
Stanisław R.
Kradzież w szynku w Gorlicach.
Nieznani złodzieje, 16 lipca wkradli się w nocy do szynku p. Engla, znajdującego się przy ul. 3
Maja - dopuszczając się kradzieży na paręset koron. Energiczne poszukiwania tamtejszej żandarmeryi odniosły pożądany skutek. Aresztowano 4 chłopców, którzy przy badaniu przyznali się do kradzieży, wskazując w zbożu ukryte trunki - niestety niewszystkie.
Nieszczęśliwy wypadek w Czermnej.
Nieszczęśliwy wypadek wydarzył się w naszej wiosce dnia 18 lipca. Chłopcy: Stanisław Sobota , Roman Janusz i Stanisław Janusz, bawili się pociskiem, kulą. Naraz kula eksplodowała w rękach Soboty, urywając mu 3 palce, drugiemu raniąc rękę, trzeciemu nogę. Wszystkich trzech, ofiary własnej nieostrożności, odwieziono do szpitala w Jaśle.
Wawrzyniec Węgrzyński
Nieszczęśliwy wypadek w Tarnowcu
Tarnowiec, w Jasielskiem. Dnia 10 września b.r. wydarzył się
w Motyczach szlacheckich następujący wypadek. Trzej chłopcy znaleźli ręczny
granat. Poczęli się nim bawić rzucając go do góry. Naraz granat wybuchł, zabijając
jednego chłopca na miejscu. Wszystkie wnętrzności z niego wydarło, ręce i nogi
rozerwało. Drugi chłopiec został ciężko ranny w lewy bok, trzeci lżej w prawą
rękę i nogę. Jakób z Tarnowca.
Czterdzieści dwa tysiące kilogramów słoniny... brzmi to w tych ciężkich czasach, jak wyjątek z baśni "Tysiąca i jednej nocy"... A jednak Magistrat gorlicki skonfiskował w dniu 11 b.m. [lutego] na dworcu towarowym w Gorlicach 22 skrzyń - adresowanych do Morawskiej
Ostrawy - zawierających taką właśnie ilość słoniny. Nadawczynią tego "skarbu" była córka właściciela handlu śniadankowego, który imał się tego intratnego interesu, skupując od miejscowych rzeźników słoninę, o którą na próżno "błagali" wszechpotężnych "świniobójców" zgłodniali gorliczanie.
Sprawa budzi powszechną sensacyę; wszyscy oczekują w naprężeniu wyniku sądowego postępowania, w przypuszczeniu, że władze przykładnie ukarzą sprawców, zwłaszcza, że jak wieść niesie, ma się do czynienia ze sprytnie zorganizowaną szajką spekulantów.
B.L.
1918
Z Gorlic donoszą: Dzisiejszej nocy [ data publikacji 29.11.1918] dokonano znacznej kradzieży w hotelu Starcka. Okradziono mianowicie p. Józefa Ronicka „rekwirując” zawartość jego portfelu w wysokości 18.000 koron. Dzięki sprężystym poszukiwaniom oficera tutejszego garnizonu p. Stanisława Fruehlinga, już w dwie godziny po dokonanej kradzieży odnaleziono 16.000 koron w ruinach domu przy ul. Bankowej.
Sprawcy dotąd nie schwytano.
1922
Oto na posterunku policyjnym w obrębie Gorlic jeden z
niższych funkcyonaryuszy Pol., zwabiwszy dziewczynę z okolicznego domu swego
mieszkania, dopuścił się na niej ohydnego gwałtu. Posterunkowy zhańbił
dziewczynę dwukrotnie.
Poszkodowana zgłosiła się u pow. komendanta, w następstwie
czego gwałciciela aresztowano. W ciągu najbliższych dni posterunkowy
przewieziony zostanie do Krakowa, gdzie odpowie za swój ohydny czyn przed
sądem.
W niedzielę dnia 12 b.m. [marzec] zauważył lokator, mieszkający w domu niejakiej Droździewiczowej, wdowy po tutejszym piekarzu, przeciekający przez sufit do swego mieszkania płyn, wydający smrodliwą woń. Zawiadomiona policya odkryła na strychu trupa mężczyzny w bieliźnie, będącego stanie zupełnego rozkładu. Według krążących wersyj ma to być Droździewiczowej, który niedawno opuścił więzienie za kradzież, a zamordowany przez własnego brata, który w ubiegłą sobotę jeszcze zbiegł w niewiadomym kierunku, oraz przez 17-letniego Adolfa Styczyńskiego. Syna konduktora kolej. Tego ostatniego aresztowano. Droździewiczowa prawdopodobnie wiedziała o zbrodni ponieważ od dłuższego czasu nie wpuszczała na strych lokatorów. Mimo to sąd po przesłuchaniu jej, wypuścił ją na wolność. Według innej wersyi ma to być trup jakiegoś emigranta z Ameryki. Śledztwo w toku.
Gorlice, 22 września
Na rzecz budowy domu ludowego urządzono w Sietnicy powiatu
gorlickiego uroczystość dożynek, które zgromadziły licznych uczestników z
okolicznych wsi. W uroczystości wzięło także udział kilku zabijaków z
Moszczenicy, którzy o zmroku z błahego powodu wszczęli piekielną awanturę.
Przyszło do walki na noże, w której pokaleczono ciężko gospodarza Ch., nie
licząc licznych obrażeń po obu stronach. Wreszcie atakujący wyparli obrońców z
majdanu do gospody, w której powybijali wszystkie szyby. Po chwili rozległy się
strzały rewolwerowe, na które odpowiedziano również strzałami, nie raniąc na
szczęście nikogo.
Awanturnicy oddalili się i na drodze wszczęli między sobą
awanturę, kalecząc się ciężko. Nazajutrz rodzice awanturników wynagrodzili
szkody materyalne. Śledztwo w toku.
1923
Dziwne morderstwo w gminie Zdynia.
GORLICE. Na obszarze gminy Zdynia tut. powiatu nad granicą słowacką w niedzielę wielkanocną został zamordowany nasz strażnik celny Michał K. przez jakiegoś przemytnika. K. miał strzaskaną głowę i pierś przebitą nożem. – Obok trupa K. leżał i trup przemytnika z piersią przebitą bagnetem i poderżniętem gardłem. Z kartki napisanej w ostatniej chwili przed śmiercią przez K. wynika, że aresztowany przebił nożem K., a ten broniąc się przebił bagnetem napastnika, poczem obaj już śmiertelnie ranni mordowali się do ostatniego tchu życia.
1928
Aresztowanie fałszywych harcerzy w Grybowie.
Onegdaj przybyło do Grybowa 2 harcerzy, którzy legitymując się pismem wystawionym rzekomo przez Główny Związek Harcerski w Warszawie zbierali składki na pokrycie kosztów ich podróży dookoła świata.
Ponieważ zachowanie się wydało się podejrzanem powiatowemu komendantowi P.P. p. kom Podlipskiemu przeto roztoczył nad nimi inwigilację. Podejrzenie to okazało się słusznem, gdyż okazało się że rzekomi harcerze trwonią lekkomyślnie pieniądze uzyskiwane ze składek. Wobec tego zarządzono ich aresztowanie. Po bliższem śledztwie okazało się, że są to uczniowie gimnazjalni zbiegli z domów, którzy sfałszowali poświadczenie głównego Związku Harcerstwa na którego podstawie wyłudzali datki. Z notatek przy nich znalezionych wynika, że młodociani oszuści grasowali już od dłuższego czasu i zdołali wyłudzić kilka tysięcy złotych. Celem wywarcia nacisku na zarządy gminne po których również składki zbierali, fabrykowali każdorazowo dla powiatu w którem byli, polecenie odnośnego starosty polecające gminom subwencjonowanie ich podróży.
Obaj sprawcy oddani zostali władzom sądowym.
1929
Z Gorlic donoszą nam: W dniu 1 maja Br. Stało się miasto
Gorlice widownią niezwykłego wypadku.
Około godziny 11 przed południem dał się słyszeć straszny
huk, który wstrząsnął murami całego miasta. Ludzie powybiegali na ulice w
panicznym strachu, nie wiedząc, co się stało. Za chwilę w stronie zachodniej
miasta ujrzano duży czarny słup dymu. W tamtą stronę skierowano kroki. Wkrótce
sprawa się wyjaśniła.
Tuż obok cmentarza chrześcijańskiego rozbierano od kilku dni
resztki murów domu Honoraty Kostkiewiczowej, zburzonego jeszcze w okresie
wojny. Podczas pięciomiesięcznych walk pozycyjnych pod Gorlicami w latach
1914/1915, aż do chwili przełamania frontu rosyjskiego w dniu 2 maja 1915 roku,
cmentarz chrześcijański w Gorlicach, otoczony wokoło murem, stanowił główną
redutę obronną wojsk rosyjskich. Toteż na cmentarz ten kierowane były stale
lufy armat austrjackich, a później niemieckich. Setki i tysiące granatów
różnego kalibru pruły ziemię cmentarną i jej najbliższą okolicę, niszcząc
wszystko dokoła. Wówczas to uległ zburzeniu także dom Kostkiewiczowej i do tej
pory leżał w gruzach.
Obecnie przy usuwaniu jego resztek robotnicy natrafili na
18-centymetrowy granat austrjacki, który zarył się głęboko w ziemię, lecz
wówczas nie wybuchnął. Przeleżał w ziemi 15 lat w stanie nieuszkodzonym, nie
utraciwszy nic ze swojej siły wybuchowej. Robotnicy granat porzucili, nie
doniósłszy o swem odkryciu władzom.
Drugiego czy trzeciego dnia po odkopaniu, granat dostał się
w niewytłumaczony na razie sposób do rąk umysłowo chorego syna Kostkiewiczowej
Edmunda, który wpadł na „kapitalny” pomysł. O kilkanaście kroków od burzonego
domu rozniecił ognisko i wrzucił w nie granat. Na tyle miał jeszcze
świadomości, iż wybuch może go zabić, więc wiedziony instynktem
samozachowawczym, ukrył się za stosem cegieł, ustawionym o jakich 20 kroków od
ogniska i tam czekał na wynik.
W chwilę potem straszny wybuch 18-centimetrowego granatu
wstrząsnął powietrzem, od siły wybuchu wyleciały wszystkie szyby w oknach
okolicznych domów.
Siła wybuchu zwróciła się w kierunku wschodnim ku miastu, na
które padło mnóstwo większych i mniejszych odłamków rozdartego grantu. Na dach
gmachu gimnazjalnego, oddalonego o 500 metrów od miejsca katastrofy, spadło kilka
kawałków rozerwanego granatu w chwili, kiedy młodzież szkolna pod kierunkiem
prof. P. Dziepka i w obecności dyrektora P. Prokopk odbywała na boisku szkolnem
naukę gimnastyki. Nie wiedząc, czy nie nastąpią dalsze wybuchy, natychmiast
polecono młodzieży ukryć się wewnątrz gmachu szkolnego. Znacznej wielkości
odłamki granatu znaleziono nawet obok garażu Rady Powiatowej, oddalonej o
kilometr od miejsca wybuchu. Na szczęście obyło się bez ofiar w ludziach.
Sam sprawca nieszczęścia uniknął niechybnej śmierci tylko
dzięki ukryciu się za stosem cegieł. Stos ten pod parciem prądu powietrza
wywrócił się, a spadając cegły potłukły nieco szaleńcza, który dopiero wówczas
począł uciekać.
Przytrzymany przez policjanta drżał, blady jak chusta. Przy
badaniu oświadczył, że ten granat wystrzelił na 1 maja, a na 3 maja ma jeszcze
ukryty drugi większy granat. Mówił też, że poprzedniego dnia miał zamiar
granatem tym wypłoszyć szczury w hotelu Starka. Nawiasem trzeba dodać, że hotel
Starka leży w centrum miasta w gęsto zabudowanej dzielnicy. Nieszczęsnego
szaleńca, który mógł się stać przyczyną daleko groźniejszej w skutkach
katastrofy, postanowiono umieścić w zakładzie dla obłąkanych.
W mieście Gorlicach jeszcze około 40 proc. budynków leży w
gruzach od czasu wojny światowej. Któż odgadnie, ile jeszcze podobnych
niebezpiecznych niespodzianek kryje w swoich ruinach to tak ciężko stopą wojny
dotknięte miasto, należące do rzędu największych pobojowisk świata!
Skąd się wziął na torze? Na torze kolejowym w Szczakowej
znaleziono Michała Tulana z Wysowej pow. Gorlice, ze zmiażdżoną nogą w kostce
oraz odciętą stopą. Tulena stracił przytomność tak, iż nie można go było wypadać, czy zachodzi tu
nieszczęśliwy wypadek, zbrodnia, czy zamach samobójczy.
Na jadącego
1-konną furmanką Józefa Mruka, drogą powiatową Gorlice-Siary, najechał autem
Mieczysław Augustyn. Auto uderzyło w tył wozu, skutkiem czego znajdujący się we
wozie Feliks Kun, lat 71 z Moszczenicy spadł i dostał się pod koła samochodu.
Kun poniósł śmierć na miejscu. Szofera władze policyjne po porozumieniu się ze
sędzią śledczy, pozostawiły na wolności.
Nieznani sprawcy
włamali się przez wybicie szyby w oknie do domu Stefana Klimczyka rejenta w
Bieczu, pow. Gorlice. Sprawcy przecięli druty od telefonu, splądrowali całe
mieszkanie i wyrzucili na pole przez okno kasę ogniotrwałą, ważącą około 800kg.
Kasą tę rozpruli następnie rakiem, nieznaleźli jednak gotówki żadnej, a zabrali
tylko książeczkę wojskową na nazwisko poszkodowanego, książeczkę oszczędnościową
na kwotę 150zł. I czerwony ceratowy portfel. Sprawcy rozpruli kasę w formie
litery „U”. Szkoda wynosi około 150zł. Sprawców było czterech, w tem jedna
kobieta.
Marja M., służąca z Gorlic zgłosiła o dokonaniu na niej rabunku wśród następujących okoliczności: poszkodowana spacerowała w towarzystwie znanej złodziejki Anny Sz. ze Sokoła za miastem dnia 6 bm.. o g. 21:30. Do spacerujących przyłączyło się dwóch nieznanych osobników, z któremi obie zeszły z drogi w krzaki obok rzeki. Towarzysz Sz. po stosunku płciowym podszedł do M. i żądał od niej wydania pieniędzy, a gdy ta odmówiła, uderzył ją pięścią w twarz, rozdarł na niej koszule i stanik, włożył rękę za koszulę i zrabował jej 720 zł, poczem obaj towarzysze udali się za Sz., uchodzącą zwolna w kierunku rzeki. Sz. jako podejrzana o uplanowanie rabunku została aresztowana, jednak do udziału w zbrodni się nie przyznaje. Dochodzenie w toku.
1930
Napad w Harklowej
W Harklowej, pow. Jasło, 28-letni Jan Stój napadł na własnego ojca, 63-letniego Jakóba ze Strzeszyna z nożem w ręku, grożąc mu zamordowaniem, jeżeli nie odda mu posiadanych przy sobie pieniędzy. W czasie szamotania się wyrodny syn oberżnął ojcu kieszeń z pieniądzmi, których było 150 zł. Przyjemnego syna policja schwytała.
Morderstwo w Libuszy
W Libuszy, pow. Gorlice, Antonina Konieczna do spółki z 37 letnim Aleksandrem Ziębą, zamordowała swojego męża Marka, 57-letniego gospodarza, poczem oboje podpalili dom celem zatarcia zbrodni. Zwłoki jednak na czas wyniesiono z palącego się domu a zbrodniarzy zamknięto.
Włamanie do urzędu
pocztowego w Kobylance
Włamali się do urzędu pocztowego w Kobylance p. Gorlice –
bandyci i wywieźli na cmentarz ogniotrwałą kasę – gdzie ją rozbili zabierając
1.380 zł. i znaczki poczt. Za 350 zł. Podejrzanych Dyląga z Libuszy i cygana Ołycza
z pow. grybowskiego zamknięto.
(Telefonem
od naszego korespondenta).
W powiecie gorlickim w Banicy wybuchł pożar w
zabudowaniach gospodarza Kuca z podpalenia. Tło podpalenia jest niezwykłe.
Mianowicie późnym wieczorem do mieszkania Aleksandra Giebury w Banicy przybyła,
prosząc o nocleg, Julja Kwoczka, która przyniosła ze sobą swego nieślubnego
synka. Gdy domownicy spali. Kwoczka wyszła z domu Gieburów i udała się do
sąsiednich zabudowań, należących do Dymitra Kuca i podpaliła je. Na szczęście
ogień na czas spostrzeżono i zlokalizowano.
W toku dochodzeń wyszło na jaw, że Kwoczka dokonała podpalenia z zemsty,
bowiem brat Dymitra Kuca utrzymywał z nią bliższe stosunki, owocem których miał
być właśnie nieślubny syn. W ten sposób chciała się zemścić na rodzinie swego
kochanka, który ją porzucił. Dokonawszy podpalenia, zbiegła. Policja czyni za
nią poszukiwania
1932.
Aresztowanie poety krakowskiego
Za przemówienie wygłoszone podczas „święta chłopskiego” w dn. 15 maja br. w Łużnej (pow. Gorlice), policja aresztowała znanego literata i poetę krakowskiego Marjana Czuchnowskiego, syna jednego z gospodarzy pow. gorlickiego.
Aresztowano go z początkiem lipca, zwolniono zaś dzięki interwencji literatów 12 lipca.
Prasa socjalistyczna cytuje urywki listu poety do jednego z przyjaciół, gdzie Czuchnowski opisuje swe ciężkie przeżycia więzienne. Pobyt w więzieniu określa Cz. jako „wielki egzamin życia”.
1933.
We wsi Pętna pow. Gorlice, rozegrała się jakaś tajemnicza
tragedja, której bliższe szczegóły na razie są nieznane. Mianowicie w jednej z
szop, stojących samotnie na polach pętniańskich znaleziono zwłoki 24-letniej
Eufrozyny Ciok, oraz jej 7-miesięcznego synka.
Wstępne śledztwo wykazało, że denatka została zamordowana
strzałem, oddanym z broni palnej. Synek jej zmarł wskutek zamarznięcia. Dalsze
śledztwo w tej tajemniczej tragedji w toku.
Z Przeczycy piszą nam: Niewyśledzeni na razie sprawcy
dokonali niezwykle śmiałego włamania do
kościoła parafjalnego w Przeczycy, pow. Jasło, skąd skradli złotą koronę z
statuy N.M.P., oraz koronę Dzieciątka Jezusa i berło, wartości kilkunastu
tysięcy złotych.
Koronacja N.M.P. w Przeczycy była głośną w r. 1926 i odbyła
się w obecności dziś już ś. P. biskupów Fiszera i Wałęgi, oraz licznej rzeszy
duchowieństwa i niezliczonych tłumów tak parafjan, jak pątników. W tymże czasie
odbyła się i koronacja N.M.P. w Wielkich Piekarach na Śląsku.
Po parugodzinnym pościgu chłopi złowili, jako podejrzanego o
kradzież świętokradczą, niejakiego Skibińskiego z Kołaczyc, z zawodu
kominiarza, którego widziano w kościele w tym dniu, a który niedawno wrócił z
więzienia w Tarnowie, gdzie odsiadywał 2 i pół roczną karę za usiłowane
morderstwo z rabunkiem.
Z Jasła donosi (M.D.): We czwartek w godzinach
przedpołudniowych, w czasie dokonywania egzekucji przez egzekutora urzędu
skarbowego w Jaśle, p. Marjana Brandysa, u Mendli
Kurzmann w Żmigrodzie, syn jej, Dawid, głuchoniemy, rzucił
siekierę z odległości 3 kroków, raniąc egzekutora ciężko w głowę.
Sprawca po dokonaniu czynu zbiegł, lecz został ujęty we wsi
Pielgrzymce koło Żmigroda i osadzony w aresztach sądowych w Żmigrodzie do
dyspozycji prokuratorji w Jaśle.
Ofiarę napadu przewieziono w stanie ciężkim do szpitala
powszechnego w Jaśle.
1934.
Nieznany opryszek wtargnął do plebanji w Turzy pow. Gorlice
i rozpoczął plądrować mieszkanie. Przebudzonego ks. proboszcza Majewicza
sterroryzował rewolwerem i skradł drobną gotówkę i zegarek.
Od dłuższego czasu na terenie powiatu gorlickiego,
tarnowskiego i nowosądeckiego grasował rzekomy „lekarz”, któremu wystarczało
jedno spojrzenie na chorego, aby podać trafną diagnozę i zapisać skuteczne
lekarstwo (?!).
Sława jego nagle zgasła, bo oto policja onegdaj w nocy
wkroczyła do domu gospodarza Wojciecha Kochana w Gródku, pow. Gorlice, gdzie
ukrywał się „cudowny lekarz” i mimo stawienia policji oporu i próby ucieczki,
został ubezwładniony i przewieziony do aresztów sądu grodzkiego w Gorlicach.
Tutaj odpokutować musi dłuższą karę za nielegalne wykonywanie praktyki
lekarskiej.
Okazało się bowiem, że „cudownym lekarzem” jest Wilhelm
Sieroński z Szarlocina, pow. Świętochłowice, z zawodu maszynista i był
poszukiwany przez władze sądowe za wiele podobnych sprawek.
Onegdaj jechał z miasteczka Żmigrodu, pow. jasielski, młody
kupiec Lesie Engel furmanką do Jasła, by udać się pociągiem nocnym do Lwowa w
sprawach handlowych. Gdy o godz. 10-tej w nocy dojeżdżali do wsi Zarzecze,
został napadnięty przez kilku bandytów, którzy zadali mu liczne uderzenia kołem
w głoę, tak, że doznał pęknięcia czaszki i zrabowali mu 2.000 zł. Woźnica
został tylko lekko poturbowany. Bandyci, korzystając z ciemności zbiegli, a
ofiarę bestjalskiego napadu rabunkowego w stanie b. ciężkim odwieziono do
Żmigrodu.
Z Gorlic donosi (A.W): Gorlice mają też swego Maczugę i to
aż w trzech odmianach. Autentyczne nazwiska Jan, Józef i Władysław Maczuga
trzej bracia ze Sokoła tuż pod Gorlicami znajdującej się miejscowości. Józef
Maczuga odsiaduje karę 13 miesięcy więzienia za kradzieże i inne przestępstwa.
Zaś Władysław Maczuga godny następca Maczugi z Rzeszowskiego wraz z młodszym
bratem Janem dokonali onegdaj na drodze napadu z rozbojem na powracających od
pracy z Sękowej dwóch majstrów ciesielskich Michała Moskala i Franciszka Barę,
którym usiłowali odebrać zarobioną gotówkę w kwocie kilkudziesięciu złotych. Na
krzyk napadniętych nadbiegli Tadeusz i Michał Dziedzic, właściciele tartaku w
Sokole z pomocą i ocalili majstrów, którym udało się gotówkę zatrzymać.
Obydwóch Maczugów policja przytrzymała i osadziła w aresztach
sądowych.
(ki) Niewesoła przygoda Śmiecha z Wójtowej.
Do Krakowa przyjechał
rolnik Śmiech z Wójtowa (powiat Gorlice), a kiedy utrudzony usnął na plantach
krakow. nieznany sprawca skradł mu teczkę z bielizną wartości 30 zł.
Dochodzenia prowadzi policja.
1936.
Napad w Teodorówce.
(An) Dzielna postawa włościan wobec bandytów. Dnia 29 grudnia ub.roku o północy włamało się trzech nieznanych sprawców do mieszkania Jana Korca w Teodorówce pod Duklą, rozpoczynając plądrowanie mieszkania. Napadnięci obudzeni ze snu rzucili się na napastników, przyczep Korzec wyrwał jednemu z nich naładowany rewolwer bębenkowy, żona zaś jego wraz z synem zaczęła bić nacierających siekaczem i wałkiem od ciasta. Zaskoczeni niespodziewanym oporem napastnicy zbiegli.
1937.
Szajka bandycka – plaga dwóch powiatów zlikwidowana.
(ki) Ostatnio w pow. jasielskim i gorlickim grasowała szajka bandycka, którą ostatecznie zlikwidowano.
Dn. 27 lutego trzej zamaskowani bandyci wtargnęli do sklepu Władysława Sepioły w Harklowej, gdzie, po sterroryzowaniu obecnych rewolwerami, zrabowali 800 zł., wyroby tytoniowe i artykuły spożywcze.
W dniu 6 marca 4rej napadli na plebanji w Bonczalu Dolnym [ Bączal Dolny] na ks. Pawła Matuszewskiego, któremu pod groźbą rewolweru zrabowali 120 zł. w gotówce i rozmaite wartościowsze przedmioty na łączną kwotę 600 zł.
Wreszcie w ub.w wtorek [9 marca] po północy dwa zamaskowani bandyci po wybiciu szyb wtargnęli oknem do mieszkania kupca Lejzora Mety w Kunowie w pow. jasielskim. Sterroryzowawszy domowników, bandyci zrabowali około 300 zł., a kiedy wszczęto alarm i rzucono się na bandytów, by im łup odebrać jeden z napastników strzelił, trafiając Metę w nogę, poczem rabusie zbiegli.
Dochodzenia prowadzone pod kierunkiem komendanta P.P. w Jaśle, doprowadziły do ujęcia sprawców w czasie zarządzonej obławy. Są to: Wojciech i Władysław Urbanikowie z Szerzyn. Okazało się przy tem, że obaj zatrzymani rabusie byli twórcami szajki, która dopuściła się opisanych na wstępie rabunków. Przytrzymanych bandytów odstawiono do więzienia sądowego.
W pościgu za resztą groźnej szajki we wtorek wieczorem patrol policyjny natknął się na herszta jej, groźnego bandytę Jana Wądołowskiego w miejscowości Kobylanka, pow. Gorlice. Była godz. 21 i panował mrok. Wądołowski zetknąwszy się z policją, począł strzelać z rewolwerów. Policjanci odpowiedzieli strzałami. Korzystając z panujących ciemności, bandyta, znający dobrze teren, zbiegł.
Pościg jednak za nim trwał nieprzerwanie i we środę w południe policja zdołała osaczyć bandytę we wsi Ropica Polska w powiecie gorlickim w domu niejakiego Jana Gawrona.
Ścigany bandyta ukrył się na strychu domu, a widząc zbliżających się policjantów, rozpoczął w ich stronę gęsty ogień z rewolwerów.
Policja odpowiedziała strzałami i rozpoczęła regularne oblężenie bandyty.
Na szczęście nikogo poza bandytą w domu nie było.
Widząc beznadziejność swej sytuacji
Wądołowski pozbawił się życia wystrzałem z rewolweru. Znaleziono przy nim dwa rewolwery dużego kalibru z zapasem amunicji. Ponadto na strychu odkryto prawdziwy magazyn rzeczy pochodzących z kradzieży i rozbojów. Jak się okazało w czasie starcia z policją pod Kobylanką bandyta odniósł ranę w lewe udo, mimo to jednak zdołał dotrzeć aż do Ropicy Polskiej.
W ten sposób została zlikwidowana groźna szajka bandycka, która była plagą obu powiatów.
Nasz korespondent gorlicki (AW) donosi: Do ks. Adolfa Majewicza w Turzu, pow. gorlicki, zgłosił się „posłaniec”, wręczając mu telegram, w którym rzekomo Bank Dyspozycyjny wzywa księdza do podania swego adresu dokładnego, a to celem przesłania ks. Majewiczowi daru w kwocie 1000 dolarów, pochodzącego z Ameryki. „Posłaniec” wyłudził 7 złotych od księdza za doręczenie telegramu.
Wkrótce ksiądz przekonał się, że padł ofiarą oszusta, gdyż podobnego telegramu nie nadano w urzędzie pocztowym w Gorlicach.
Kronika gorlicka.
Ujęcie nieuchwytnego dotąd złodzieja kolejowego.
Nasz korespondent gorlicki (JW) donosi: Już od dłuższego czasu popełniano kradzieżę różnych przedmiotów na linji kolejowej Tarnów – Stróże.
Z zamkniętych wagonów w tajemniczy sposób znikały całe paki różnych towarów, złodzieja jednak mimo wzmożonej czujności straży kolejowej, nie można było uchwycić.
Dopiero w sobotę udało się funkcjonarjuszom P.P. z Rzepiennika Strzyżewskiego ująć sprawcę tych kradzieży, którym okazał się Stanisław Sz., lat 37 liczący, zamieszkały w Ciężkowicach, powiat tarnowski. Sz. skradł ostatnio z zamkniętego wagonu kolejowego kilka skrzyń zapałek, szpagatu, większą ilość płótna oraz całą przesyłkę klisz i przyborów fotograficznych, wysłanych z Andrychowa do firmy „Wenus” w Gorlicach.
Równocześnie z Sz. aresztowano pasera Jakóba Z., sklepikarza z Rzepiennika Marciszewskiego, który skradzione przedmioty odbierał od Sz., wywoził do Tarnowa i tam je pozbywał.
1938.
(PAT) W ostatnim tygodniu na targu w Bieczu w pow. gorlickim, ukazały się w obiegu fałszywe monety jednozłotowe.
Śledztwo policyjne doprowadziło do ujęcia sprawcy, którym okazał się 23–letni czeladnik ślusarski Jan Sendecki z Binarowej k. Biecza.
W domu jego znaleziono prymitywną „mennicę” oraz 6 gotowych monet 10–złotowych i 12 sztuk jednozłotowych. Sendeckiego osadzono w areszcie.
Pożar z podpalenia w Nienaszowie.
W Nienaszowie pod Jasłem w zabudowaniach
Świątka Stanisława wybuchł pożar, który zdołano stłumić w zarodku. Pod strzechą
domu znaleziono szmaty przepojone naftą. Ogień został podłożony z zemsty na tle
nieporozumień majątkowych. Policja jest na tropie sprawcy.
(AW) 50–letnia podpalaczka. W ub. piątek [ 11 lutego spłonął w Pagorzynie w pow. gorlickim dom mieszkalny wraz z budynkami gospodarczemi wart. 2000 zł. własność Wł. Kokoczki. Dochodzenia ustaliły, że podpalaczką była 50–letnia Marja Kusiak., która z zemsty na tle majątkowym oblała węgły domu naftą i podpaliła. Zbrodniarkę aresztowano
Dziewięciu groźnych bandytów zbiegło z więzienia jasielskiego.
JASŁO, 19 kwietnia.
(M.B.) W pierwszy dzień Świąt Wielkanocnych miasto Jasło zostało zaalarmowane wiadomością o śmiałej ucieczce z więzienia dziewięciu groźnych bandytów, pochodzących z powiatu jasielskiego i krośnieńskiego, skazanych na kary od 10 do 15 lat więzienia.
Około 2-giej godziny po południu więźniowie w jednej z cel poczęli głośno hałasować, a strażnik więzienny solecki, zwabiony hałasem wszedł do celi. Wówczas więźniowie narzucili mu na głowę koc, powalili na podłogę, zakneblowali usta, chcąc go udławić. Następnie odebrali mu klucze i dostawszy się na podwórze więzienne przy pomocy sznurów, sporządzonych z prześcieradeł przedostali się przez mury więzienne od strony dworca kolejowego.
W międzyczasie strażnik zdołał się uwolnić z więzów i zaalarmować straż więzienną orz policję. Zarekwirowanem autem wszczęto natychmiast pościg za bandytami, którzy skierowali się do ucieczki w kierunku pobliskich wsi Żółkowa i Sobniowa w okoliczne lasy. Dzięki energicznej akcji pościgowej, w której wzięli udział i strażnicy więzienni, osaczono 6 bandytów, a to: Antoniego Śliwę, skazanego na 15 lat więzienia, Karcza Ludwika, Lichonia Wincentego, Szynala Ignacego, Wirtela Ignacego i Klimowicza Władysława, z tych pięciu się poddało, a Klimowicza, uciekającego do lasu, skazanego na 15 lat więzienia postrzelono w płuca, a następnie przewieziono w stanie groźnym do szpitala powszechnego w Jaśle. Trzej pozostali bandyci: bracia Jan i Józef Kusiakowie i Bronisław Mackoś z powiatu krośnieńskiego zdołali ujść przed pościgiem policji i ukryć się w lasach. Zalarmowana policja powiatu krośnieńskiego czyni dalsze poszukiwania za nimi.
Morderstwo pod Jasłem.
W poniedziałek około godz. 19.45 parobczak Michał G. zastrzelił z rewolweru swego rywala Jana O. we wsi Dobruczowa, pow. Jasło. Po dokonaniu zbrodni zabójca zgłosił się sam na posterunek P.P. w Tarnowcu, gdzie oddawszy broń, opisał przebieg zajścia. Aresztowano go i przekazano do dyspozycji władz sądowych.
(M.B.) W nocy z piątku na sobotę dokonano w Jaśle trzech
śmiałych kradzieży mieszkaniowych. Koło godz. 2–giej w nocy korzystając z niedomkniętego
okna na parterze w kamienicy, w której mieści się powiatowa komenda i
posterunek policji – złodzieje weszli sypialnię do drugiego pokoju mieszkania
Jaklińskiego, skąd skradli ubranie, bieliznę, zegarek z łańcuszkiem oraz portfel
z gotówką oraz dokumentami osobistemi. Następnie dokonano kradzieży w
mieszkaniu emer. Por. Tad. Wróblewskiego, gdzie spłoszeni złodzieje zdołali
skraść tylko zegarek.
W końcu uciekając z łupem, skradziono strażnikowi ze Straży
Granicznej M. Kilarskiemu, śpiącemu przy otwartym oknie ubranie oraz rewolwer
służbowy nabity. Strażnik Kilarski posłyszawszy szmery obudził się i począł
gonić 2–ch złodzieji, którzy jednak zbiegli w pola.
W godzinach południowych znaleziono pod kopą siana portfel z
dokumentami. –
Policja czyni energiczne dochodzenia celem wykrycia śmiałej
szajki złodziejskiej.
1939.
Gorlice. 12. 4. (m) Ubiegłej nocy zdarzył się w Gorlicach wstrząsający wypadek który pociągnął za sobą młode życie ludzkie.
17-letni Józef Proszowski z Tarnowa, pomocnik kierowcy autobusu należącego do Jasielskiej Spółki Autobusowej, a kursującego na linii Gorlice- Jasło- Tarnów, korzystając z nieobecności swego patrona Stanisława Kopacza, chciał zaimponować swemu młodszemu, bo 16letniemu koledze Mieczysławowi Lisowi z Tarnowa i w czasie postoju autobusu na rynku w Gorlicach, urządził sobie nocną wycieczkę autobusową z Gorlic do Glinika Mariampolskiego i z powrotem, popisując się przy tym przed swym jedynym pasażerem brawurową jazdą, jaka się odbywała w ciemnościach nocnych, bez światła, by w ten sposób ujść uwadze znajomych. W drodze powrotnej, niedaleko Gorlic, napotkał młody pseudo kierowca na dorożkę konną, również nie oświetloną, a nie mogąc już w ostatniej chwili ani zatrzymać wozu, ani też dorożki wyminąć – będąc w pełnym biegu, uderzył w nią tak niefortunnie, że młody dorożkarz, 29-letni Józef Potocki z Gorlic wskutek zderzenia wypadł z dorożki na twardy gościniec, doznając pęknięcia czaszki, w następstwie czego, po kilku minutach zmarł. Niedoszły szofer wraz ze swoim kolegą pasażerem, zostali aresztowani i oddani do dyspozycji sądu okr. w Jaśle.
Świetnie napisany artykuł. Jak dla mnie bomba.
OdpowiedzUsuń