OSTATNIE SZTUKI! Gorlickie w Wielkiej Wojnie 1914-1915. Wspomnienia, relacje, legendy.

Pokazywanie postów oznaczonych etykietą Beskid Niski i Pogórze podczas I wojny światowej. Pokaż wszystkie posty
Pokazywanie postów oznaczonych etykietą Beskid Niski i Pogórze podczas I wojny światowej. Pokaż wszystkie posty

wtorek, 14 marca 2023

Odbudowa powiatu gorlickiego - artykuł prasowy z roku 1918,

 

Zachowano pisownię oryginalną. Źródło u autorów.







Odbudowa powiatu gorlickiego.

Powiat gorlicki jest może najbardziej przez wojnę nawiedzonym zakątkiem Galicyi. Huragan wojny zmiótł z powierzchni ziemi 3.629 zabudowań włościańskich mieszkalnych i gospodarczych, zaś 1.121 takichże zabudowań częściowo zniszczył. W to nie wliczono wcale dworów tudzież budynków plebańskich, nie wchodzą tu także 2w rachubę budynki służące do użytku powszechnego jak kościoły, cerkwie, szkoły, somy ludowe, kółka rolnicze i t. p.

Osobną pozycyę stanowi stolica powiatu, miasto Gorlice, w którem na mniej więcej 950 zabudowań, legło w gruzach 85-90 %.

To też olbrzymie zadanie ma do spełnienia tut. Ekspozytura budowlana Namiestnictwa C. O. G. Nawet w normalnych warunkach byłoby to zadanie najeżone kolosalnemi trudnościami. Cóż dopiero mówić o obecnych czasach wojennych, gdy brak rąk do pracy, gdy na każdym kroku odczuwać się daje brak najniezbędniejszych materyałów budowlanych i środków komunikacyjnych. Mimo to miejscowa Ekspozytura budowlana a ściślej mówiąc, kierownik jej inż. Marian Heitzman szczerze pracuje nad podźwignięciem z gruzów zniszczonego powiatu i miasta. Dość przytoczyć, że dotychczas udzielił z funduszów rządowych subwencyi na odbudowę 1.450 domów w łącznej kwocie 3 miliony 400 tysięcy koron. Niektyóre gminy polskie prawie już w zupełności się odbudowały. Wieś Łużna na 502 zniszczonych budynkw prawie już wszystkie odbudowała. Również szybko odbudowują się Wola Łużańska, Zagórzany, Biesna, Staszkówka, Turza, Rzepienniki i t. d. Także ruskie wsie zaczynają się w ostatnich czasach szybkiem tempem dźwigać z gruzów, n.p. Nieznajoma, gdzie obecnie około 50 chat jest w odbudowie, dalej Radocyna, Regietów Wyżny i Niżny i t. d.

Trudniej nieco przedstawia się sprawa w samych Gorlicach, jakkolwiek i tutaj odbudowała się dość pokaźna ilość domów tak w śródmieściu jak niemniej na przedmieściach, nie podlegających regulacji. Chodzi przecież o odbudowę z gruntu całego miasta, które pożoga wojenna obróciła w perzynę. Należało obmyśleć w szczegółach plan odbudowy, zakrojony na szeroką skalę, gdyż rozstrzygają się lody tego miasta na dziesiątki i setki lat, rozchodzi się więc o jego zabudowanie celowe, piękne i higieniczne. Tu nie można było ruszyć z miejsca, dopóki plan regulacyjny nie będzie gotów. W tym kierunku ani Ekspozytura budowlana, ani żaden miejscowy czynnik nie mógł nic poradzić, ani na własną rękę działać. Trzeba było czekać na decyzyę władz powołanych. Projekty planu regulacyjnego trzykrotnie w tym czasie zmieniano i przerabiano ze względu na ich praktyczną celowość i olbrzymie z tem połączone koszta. To też Wydział Krajowy dopiero w roku bieżącym zdecydował się zatwierdzić plan regulacyjny miasta i to zaledwie częściowo. Ale zatwierdzenie planu regulacyjnego, to dopiero początek pracy. Następstwem zatwierdzenia planu będzie wykupno całych kompleksów domów i gruntów pod ulice i place publiczne, a w razie potrzeby także komasacya pewnych partyj w mieście, o ile okaże się to koniecznem dla celowej odbudowy Gorlic. Potrzeba na to dużo czasu i dużo pieniędzy, żmudnych obliczeń i szczegółowych wypracowań. czasu i dużo pieniędzy, żmudnych obliczeń i szczegółowych wypracowań. Kto sobie z tego sprawy nie zdaje, jest laikiem, nie mającym pojęcia o ogromie zadania. Inż. Heitzmann, człowiek o szerszym polocie i pełen inicyatywy, wychodząc z założenia, że wobec zatwierdzenia planu regulacyjnego, odbudowa miasta pójdzie już teraz szybszem tempem, zakreślił sobie rozległy i celowo obmyślony program pracy na najbliższą przyszłość. Przedstawił projekty i poczynił skuteczne starania, gdzie należy, o przydział tut. Ekspozyturze pewnej ilości samochodów ciężarowych tudzież o urządzenie kolejki polowej, opasującej miasto dokoła i przecinającej główne ulice. W ten sposób będzie można przyśpieszyć rozbiórkę zniszczonych murów i wywóz gruzów poza miasto.

Ponieważ projektowana kolejka połączy miasto z dworcem kolejowym tudzież ze wszystkiemi cegielniami w mieście, będzie to kolosalnem ułatwieniem w dowozie materiałów budowlanych, tudzież przyczyni się do znacznego obniżenia kosztów odbudowy wobec braku i drożyzny innych środków przewożonych. Dalej w projekcie inż. Heitzmanna leżało nabycie kamieniołomu i połączenie go również kolejką z miastem. W końcu miał inż. Heitzmann na myśli urządzenia przy Ekspozyturze warsztatów stolarskich na użytek właścicieli budujących się domów, co miało przyjść do skutku w jesieni, a najdalej w zimie b.r. Przygotował też w ostatnich czasach nowe składy magazyny materyałów budowlanych. To wszystko kazało przypuszczać, że z wiosną przyszłego roku zacznie się ruch budowlany na wielką skalę.

W trakcie tych tak doniosłych dla odbudowy miasta przygotowań spadła na miasto, jak grom z jasnego nieba, wiadomość, że inżyniera Heitzmanna z Gorlic przeniesiono. Oto pewne interesowane jednostki niecierpliwiły się, że sprawa odbudowy zbyt powoli postępuje, czemu zresztą z ich stanowiska nie można się było dziwić. Jednakże interes jednostek musiał w danym wypadku ustąpić na plan dalszy wobec interesów ogólnych, związanych z celową i na setki lat obliczoną odbudową miasta. Należało zachować jeszcze trochę cierpliwości, bo sprawa weszła już na właściwą drogę, i pamiętać, że wszedłszy raz na nią, potoczy się niewątpliwie szybszem tempem naprzód. Nie wszyscy interesowani chcieli i potrafili to zrozumieć. […]

Czyż dlatego Gorlice mają się raz na zawsze źle zabudować, ze sprzeciwia się to interesom prywatnym tego lub owego pana Albo czy następca inż. Heitzmanna będzie mógł poświęcić ogólne interesa miasta dla widzimisie jednostek? A gdzie jest pewność, iż następca ten zdoła z równą energią i zapałem wprowadzić w życie projekty inż. Heitzmanna, choć niemal przychodzi już do gotowego?

To też zapytujemy Centralę odbudowy, czy w tym wypadku wraz z kąpielą nie wylano także dziecięcia? Przeniesienie z Gorlic inż. Heitzmanna spotkało się z ubolewaniem i ujemną krytyka świadomego rzeczy ogółu mieszkańców miasta, którzy wyrażają na tem miejscu pełne uznanie da dotychczasowej działalności inż. Heitzmanna, a zarazem nadzieję, iż mimo wszystko, co zaszło inż. Heitzmann na swe stanowisko do Gorlic powróci w interesie szybkiej i celowej odbudowy tego nieszczęsnego miasta.



sobota, 19 listopada 2022

W. Szperber, Cmentarz bohaterów w Gorlicach - artykuł prasowy z roku 1915.

 

Cmentarz bohaterów w Gorlicach.

„…Ten cmentarz bohaterów ma się stać po wsze czasy miejscem świętem i celem pielgrzymek narodów Austro–Węgier i Niemiec. Cmentarz ten ma być dla przyszłych pokoleń świadectwem bohaterstwa i miłości Ojczyzny ich ojców…” Tak mówił generał Brandner, biorąc cmentarz bohaterów na wzgórzach gorlickich w opiekę.

Mała mieścina galicyjska przejdzie do złotej księgi armii austryackiej. Rok rocznie zjeżdżać się tam będą w dniu święta zmarłych tysięczne rzesze różnojęzycznych ludów, które tu, na obcej ziemi, przelewały krew w obronie zagrożonej ich Ojczyzny.

Dlaczego właśnie w tej mieścinie powstał cmentarz wojowników? Bo tu właśnie stoczono najkrwawsze boje, które przechyliły szalę zwycięstwa.


Ogólny widok cmentarza bohaterów na wzgórzu 357. pod Gorlicami. Zdjęcie prasowe z roku 1915.












Nieprzebrane masy wojsk rosyjskich, rozgromione w grudniu 1914 r. w bitwie pod Limanową, w której – jak wiadomo – udział brali legioniści polscy pod Piłsudskim, cofnęły się za Dunajec i oparły się w obronnych stanowiskach pod Gorlicami. Wyniosłe wzgórza, jak Stryszówka, Pustki, Wola użańska, Sękowa, najeżone dziesiątkami różnokalibrowych armat i masami piechoty, panowały nad daleką okolicą, nie pozwalając wojskom austryackim na skuteczną ofenzywę. O posiadanie tych pozycyj toczyły się wielomiesięczne, nieustanne boje. Najkrwawsze bitwy rozegrały się 22 stycznia, 18 i 21 lutego, 9 i 18 marca. Mimo ogromnych ofiar nie udało się wojskom austryackim zdobyć tych pozycyj. Rosyanie zaciekle bronli swych stanowisk, wiedząc, iż utrata ich równa się stanowczej klęsce. Austriacka komenda naczelna, zrozumiawszy, iż zdobycie stanowisk gorlickich wymaga wielkich mas wojska, rozpoczęła w ścisłej tajemnicy koncentracyę swych wojsk, jak również i wojsk niemieckich. Na cały froncie ustawiono olbrzymią liczbę dział ciężkich. Ogólny atak na całej linii wyznaczono na dzień 1 maja.

W dniu tym o świcie rozpoczęła się ogłuszająca kanonada tysiąca dział. Straszna ta muzyka trwała bez przerwy aż do zmroku. Wówczas, jakby na dane hasło, wstrząsnął powietrzem okrzyk z tysięcy piersi, a równocześnie na całym froncie rozsypały się mrowiska uzbrojonych bojowników, którzy jak huragan parli ku ziejącym ogniem górom. Ale nie doszli nawet do stóp ognistego wulkanu, legli pokotem, ścięci jak złoty łan i świeżą krwią zbroczyli tę wiecznie krwawiącą ziemię.

A za nimi poszli inni… Po trupach swych towarzyszy broni pędzili tam ku górze, gdzie zawzięty wróg raz po razu wyrywał najdzielniejszych z ich szeregów. Pędzili jednak naprzód wiedząc, iż zdobycie pozycyi rosyjskiej to ich cel i jedyny ratunek.

I coraz więcej krwią broczących bohaterów stało się na zieleni gorlickich niw i coraz bliżej szczytu wzgórza padali, torując swą śmiercią drogę innym. Aż wreszcie doszli! Zakotłowało się jak w ulu. Obrońcy ani piędzi ziemi nie chcieli oddać dobrowolnie. Nikt nie żądał, ani nie dawał pardomu. Rozpoczęła się rozpaczliwa walka, do której jednych parła chęć zwycięstwa i pomszczenia śmierci tysięcy towarzyszów broni i tylomiesięcznej udręki, drugich – niewolniczy strach. Odrzucono precz karabiny. Wojownicy chwytali się za bary, dusząc i mordując się wzajemnie.

A gdy cienie nocy zakryły pobojowisko, rozlegały się jeno ciche westchnienia konających i jęki wijących się z bólu rannych. Ofiara śmierci tylu wojowników nie była daremną. Swemi ciałami utorowali oni drogę do zwycięstwa, do wydarcia nieprzyjacielowi zagrożonej ziemi.

Zwycięska bitwa narodów pod Gorlicami, okupiona tylu ofiarami, zmusiła armię rosyjską do opuszczenia zdobytych terytoryów i pociągnęła za sobą zupełną klęskę Rosyi.


… Oficyalna uroczystość skończona. Na cmentarzu pozostali jeno ci, których najbliżsi, tu, pod zieloną darnią, śpią snem wiecznym.

Tu staruszka całuję tę brunatną ziemię, tulącą na wieczny spoczynek jej drogiego syna; tam znów jakiś siwowłosy mężczyzna, którego pierś zdobią liczne ordery, zapewne weteran dawnych wojen, z dumą kładzie wieniec laurowy na grobowcu. Inni znów nadaremnie szukają grobowców swych krewnych. Zapewne pozostali tam, gdzie dosięgła ich kula nieprzyjacielska, lub też leżą w grobie wspólnym, zbratani z nieprzyjaciółmi majestatem śmierci. Nieco dalej biedna kobieta, z kilkorgiem dziećmi, zanosi się od płaczu, przyciskając do swych piersi zwiędłe polne kwiaty, porastające na mogile jej męża. A tuż na skraju cmentarza, nad grobowcem stoi pochylony stary, długobrody żyd i z łzą w oku całuje poświęcany krzyż, na którym wyryte jest imię jego syna. Miłość ojcowska zatarła różnice wyznaniowe.


Wacław Szperber.




niedziela, 24 kwietnia 2022

Walki o Biecz - artykuł prasowy z roku 1915.

 

Zachowano pisownię oryginalną. Źródło u autorów.





Walki o Biecz.

Armia sprzymierzonych spotkała się z gwałtownym oporem oddziałów rosyjskich na stanowiskach drugiej linii obronnej. Rosyanie na wielu punktach otrzymali posiłki, które jednak także po krótkiej walce porwane zostały w wir odwrotu. Walka o górę Wilczek, stanowiącą klucz do posiadania Bieczu rozgorzała dnia 3 maja. Rosyanie pobudowali na stoku tej góry szeregi zabezpieczeń, a w celu opóźnienia ataku sprzymierzonych podjęli ruch flankowy od południa przeciw stojącym tu oddziałom jenerała Francois. Ogniem działowym złamano jednak tu zamierzone oskrzydlenie, a w ataku na bagnety wzięto pod wieczór tego dnia wszystkie rowy nieprzyjacielskie na stoku góry rozmieszczone. Wchodzące do miasta Biecza odziały wojsk sprzymierzonych – powitali mieszkańcy z żywą radością.





wtorek, 1 marca 2022

Przechowywanie masła przez dłuższy czas - artykuł prasowy z roku 1917.

 Zachowano pisownię oryginalną. Źródło u autorów.







Na przechowanie masła przez dłuższy czas

 

Podaje Prof. Dr. Teodor Paul w Chemikerzeitung następujący przepis: Cała czynność składa się z dwóch części, tj 1) z zamiany masła na czysty tłuszcz, który da się przechowywać 1 rok a nawet dłużej, i 2) z przeróbki tego tłuszczu na doskonałe masło. Celem uzyskania czystego tłuszczu, bez domieszki wody, topi się masło w odpowiedniem naczyniu w ten sposób, że naczynie to trzyma się w innem, większem naczyniu napełnionem gorącą wodą. Czysty tłuszcz zlewa się następnie do innego suchego, lekko ogrzanego naczynia, zaś pozostały osad, zawierający wodę, może być użyty do kuchni. Do otrzymanego płynnego tłuszczu należy dodać nieco ogrzanej soli kuchennej i dokładnie wymieszać. Do tłuszczu uzyskanego z 1 funta masła potrzeba około 30 gramów soli. Po wymieszaniu pozostawia się tłuszcz w ciepłem miejscu na 2–3 godzin tak, by przez cały ten czas pozostał płynnym. Dodanie soli kuchennej ma na celu dokładne usunięcie wody z tłuszczu. Następnie zlewa się tłuszcz przez ogrzany lejek, w którego otwór wkłada się nieco czystej waty. Przefiltrowany tłuszcz zlewa się w końcu do ogrzanych flaszek, które musi się następnie bardzo szczelnie zatkać. Umieszczony w chłodnem, suchem, a przedewszystkiem ciemnem miejscu tłuszcz w ten sposób uzyskany da się przechować dłużej niż 1 rok. Z 1 funta solonego masła da się w ten sposób uzyskać przeciętnie 380 gramów tłuszczu, który zachowuje przytem wszystkie aromatyczne składniki masła.

Jeśli się chce następnie z tego tłuszczu uzyskać z powrotem masło, wkłada się flaszkę do ciepłej wody na tak długo, dopóki tłuszcz się nie rozpuści. Następnie w naczyniu o pojemności dwa razy większej od flaszki, ogrzewa się tę samą co do wagi, ilość świeżego, niegotowego mleka, do którego dodaje się następnie 85 setnych części płynnego tłuszczu. Mieszaninę tę leje się wreszcie cienkim strumykiem do półmiska z zimną wodą o temperaturze topniejącego lodu ( 0 – 1 stopni C) którą się w czasie tego ciągle porusza. Mieszanina w wodzie tężeje, poczem się ją wybiera i ugniata. Jest to już gotowe do użycia masło, które można jeszcze, dla uzyskania tem lepszego smaku, pozostawić w chłodnem miejscu na 12 –24 godzin.




piątek, 28 stycznia 2022

Z Gorlic i z powiatu - korespondencja z roku 1915.

 Zachowano pisownię oryginalną. Źródło u autorów. 






Z Gorlic i z powiatu.

(Korespondencja własna „Słowa Polskiego”).

 

O Gorlicach pisać dzisiaj nie wiele można. Od 26 grudnia stoją w ogniu zażartej walki i leżą całe w gruzach. Do 500 domów, już to kamienic, już parterowych realności, jest rozwalonych pociskami lub spalonych. Ludności prawie niema. Już przed zajęciem przez wojska rosyjskie opuścili miasto przede wszystkiem Żydzi gęsto miasto zamieszkujący, uwożąc obfite mienie na handlu zdobyte. Jak wszędzie zresztą opuścili mieszkania swe ci urzędnicy, którzy z polecenia wyższych władz lub z własnej ochoty za temi władzami podążyli na wędrówkę wojenną ba zachód państwa. Wyjechała wreszcie ta część inteligencji zawodowej, która na stałe zamyśla zostać w Wiedniu. Zostali biedacy i znaczna część mieszczan. Obowiązki burmistrza i opiekuna ludności objął ks. Świejkowski, który w ostatnich czasach  życia autonomicznego gminy tak wybitnie stanął w obronie słuszności i prawdy.

Ta część mieszkańców Gorlic przetrwała listopad we względnym spokoju. Ks. Świejkowski taktem stanowczością, komendanci czasowi względnością w wykonywaniu wyższych zarządzeń ułatwiali życie w mieście, pozbawionem już wówczas żywności, opieki lekarskiej i środków leczniczych.

Boże Narodzenie upłynęło wśród huku dział.

Nastały ciężkie czasy. Dzień i noc padały na miasto pociski austryjackie rozbijając je w gruzy.

Szczególnie się uwzięła artylerja austryjacka na kościół, wyniośle panujący nad miastem, niedawno dużym kosztem odnowiony. Wiedziano dobrze, że wieża kościelna nie jest ani punktem obserwacyjnym, ani stanowiskiem jakiegoś karabinu maszynowego, czy innego rodzaju szybkostrzelnej broni. Księża ręczyli słowem kapłańskiem, że kluczy od wieży nikt od nich nie żądał i nikomu ich nie wydali. A jednak atak na kościół i wieżę nie ustał, dopóki ich nie zburzono.

Austryjaccy komendanci szczególniejsze upodobanie mają do strzelania w kościoły. Wiedzą o te, dobrze powiaty dąbrowski i niżański, które ich w tej wojnie z kul austryjackich do dziesiątka postradały. Powodem tego dziwnego upodobania komendantów austryjackich jest chyba ta okoliczność, że sami używają wież kościelnych do stanowisk dla karabinów maszynowych, jak to miało miejsce w Otwinowie mimo protestów i gorących próśb proboszcza, przewidującego, ze się to skończy zniszczeniem bezpożytecznem kościoła.

Dzień przepędzała ludność pozostała w piwnicach. W nocy zaczynało się życie. Gotowano strawę, oglądano ślady nowych zniszczeń, grzebano zabitych na ulicach i czekano z trwogą dnia, który zapędzał wszystkich na nowo do piwnic. Dnie spokojniejsze spożytkowano na zdobywanie żywności, najczęściej w niedalekim Bieczu, który sam nie wiele ma. Ci zaś, którzy nie mogli już dalej pędzić tego ciągle śmierci w oczy zaglądającego życia, opuszczali niebezpieczny przytułek i zamieniali go na pobyt, równie niespokojny, w sąsiednich gminach wiejskich, w ten sposób życie się snuło w trwodze i niepewności. Liczba odważnych i upartych topniała, aż do dziś został niemal sam ksiądz Świejkowski wśród gruzów, z biedotą liczącą do 4000 ludzi, karmioną za jego staraniem przez intendenturę wojskową i datkami otrzymanemi w Bieczu lub Jaśle z komitetów ratunkowych.

Nie lepiej się dzieje w całym powiecie sądowym gorlickim. Powiedzieć o tem dziś wiele nie można. Wystarczy jednak, jeżeli wspomnę, że cały leży w linii bojowej. Obraz zniszczenia i nędzy odkryje się dopiero, gdy ta linja się przesunie dalej.

Druga połowa powiatu politycznego gorlickiego, powiat sądowy biecki, dzieli w znacznej mierze los Gorlic. Miasteczko samo ocalało w zupełności. I to jedyna pociecha, że ten stary gród starościński, mający piękną kolegiatę i kilka innych zabytków architektury swojskiej nie leży w gruzach, jak Gorlice. Bowiem mieszkańcy Biecza i wszystkie prawie wsie uległy zupełnemu zniszczeniu.

Od głodu ratuje mieszkańców pomoc armji i dziś wydatna pomoc komitetu ratunkowego. Na miejscu działają dwaj młodzi księża i kierownik szkoły, z ramienia komitetu we Lwowie p. M. Strzetelski. Oprócz mąki, której przyszło tu kilka wozów, p. S, zakupuje wiktuały w Jaśle i dowozi do Biecza. Stąd roznoszą sobie zasiłki ludzie pochodzący ze wsi powiatu. Komitet okazuje dużą ruchliwość  zwrócił już na siebie uwagę szefa armji tam działającej, bardzo gorliwie opiekującego się biedną ludnością.    

Pomoc komitetu musi być wydatną bardzo i mieć na uwadze, że trzeba ją będzie dawać przez dłuższy czas. O zasiewach i obrobieniu pola i mowy nie ma. Wypadnie zatem żywić całe wsie przez długie miesiące jeszcze.

O rozmiarach zniszczenia i szkód dadzą pewne wyobrażenie szczegóły ze wsi K. powiatu  gorlickiego, jeszcze dotąd nawiedzanej od czasu do czasu przez zabłąkane pociski. Wieś liczyła 280 numerów, t.zn. 280 gospodarstw i tyle domów mieszkalnych, nie licząc budynków gospodarskich . Z tych domów cztery rozbiły pociski (plebanię i trzy sąsiednie domy, kościół ocalał), cztery spaliły się od pocisków, 8 rozebrano na opał w zimie lub na potrzeby walki,  a 24 z różnych powodów uszkodzone tak, że mogą służyć za schronienie, ale nie w zimno, ani słotę. Z 81 koni we wsi zostało cztery, z 1150 sztuk bydła rogatego niecałe 200 sztuk.

Drobiu, świń, narzędzi gospodarskich prawie nie ma. Stoi na obejściu pół wozu z jednem kołem, lub cały wóz leży na ziemi bez dyszla i kół, resztki rozbitego pługa i to wszystko, co gospodarzowi na wiosnę zostało. W jesieni zdołali obsiać prawie w całości. Dziś śladu prawie ozimin niema; stratowane kopytami konia i kołami wozu lub armat zorane granatami, spasione w czasie postoju koni. Z tysiąca około 600 mieszkańców, licząc wszystkich we wsi, przeszło setka mężczyzn na wojnie.

Tak wygląda dziś wieś do niedawna zasobna, mająca ludność i w kulturze posuniętą. – W wielu wsiach przebywają do dziś ludzie z pod Przemyśla i z samego Przemyśla, których wysiedlono z domów własnych z powodu oblężenia. Zapędzili się pod Gorlice z różnych powodów, głównie jednaj z tego, iż sądzili, że tu będzie najbezpieczniej schronić się przed wojną. Spadli z deszczu pod rynew; udało się tak, jak tym, co się pochowali w różne „bezpieczne” zakątki w Karpatach.

Plagą w okolicy był lichwiarski handel rublem, uprawiany przez Żydów. Obniżali raz wartość korony. Drugi raz wartość rubla i obdzierali w ten sposób ludność z ostatniego grosza, odbierając ostatecznie w wygórowanej cenie wiktuałów. Słyszeliśmy tutaj, że proceder ten ludność żydowska uprawia wszędzie i dziwimy się władzom, że niepotrafją temu przeciwdziałać. U nas ten rodzaju  łupiestwa ustał z chwilą, wysiedlenia Żydów z rejonu działań wojennych.

Jadąc niedawno gościńcem, doskonałym kiedyś, dziś rozbitym do gliny dziesiątkami tysięcy wozów ciężkich, toczących się dniem i nocą z Jasła ku Gorlicom, karczmy przy drodze albo spalone, albo rozebrane. Notowałem sobie to w myśli, rozważając, ile korzyści wyniknie z tego, gdy nareszcie nie stanie u nas tych gniazd demoralizacji i łupiestwa wszelakiego, gdy zwrócił mi uwagę wiozący mię p. Sibiga na nową karczmę w oczach naszych rozbieraną. P. Sibiga, obywatel chodząc niewielkimi dzierżawami, gorący zwolennik roboty oświatowej, lubujący się w dobrym zaprzęgu, wiózł mię kiepskim wozem i nie lepszymi końmi, biadał też nad swojem zniszczeniem i twarz miał chmurną. Ale rozbierana karczma poruszyła w nim lepsze i weselsze myśli, bo z błyskiem w oczach zwrócił się do mnie z taką uwagą:

Ile napracowały się towarzystwa oświatowe, towarzystwa wstrzemięźliwości, wreszcie księża z ambon, i nic i nikt nie mógł poradzić przeciw tej djabelskiej  kaplicy, karczmie, niszczącej i ogłupiającej chłopa polskiego. Przyszła wojna i poradziła jednym zamachem, karczmy niema. Dziś w piątki (dnie targowe) niema śpiewów i bijatyk na drodze z Jasła do domu, do wsi. Chłop wraca trzeźwy i grosza nie marnuje, a zdrową myślą, nie dzikiem hukaniem pociesza się w obecnej biedzie. Dałby Bóg, aby ta nieszczęsna wojna dała nam na stałe dobro chrześcijańską, porządną gospodę i dom ludowy we wsi, w miejsce żydowskiej karczmy.

- Bóg da, odpowiedziałem, jeśli sami szczerze rękę do tego przyłożymy. O pewnie, że tą drogą łatwiej i prędzej dźwigniemy się z biedy wojną naniesionej.

Mniej  łzawem okiem patrzyłem na nędzę gorlickiego powiatu, gdym się przekonał, że na wsi niejeden p. Sibiga podobnemi myślami ratuje się przed zwątpieniem.

St.  




  

wtorek, 9 listopada 2021

Śladami krwawych walk - korespondencja prasowa z roku 1915.

 Zachowano pisownię oryginalną. Źródło u autorów.







Śladami krwawych walk.

Szalowa, w maju 1915.

 

W korespondencyi kwietniowej pod tytułem „Refleksye wojenne” obiecałem napisać nieco o odbudowie wsi polskiej, o zasiewach wiosennych i wpływie wojny na moralność. – Przeszkodziły mi jednak wypadki wojenne i obawa przed cenzurą, która nie pozwoliła umieścić w całości mego artykuły kwietniowego. Notatki wyjmuję z kroniki parafialnej, w której zapisuję najważniejsze wypadki i spostrzeżenia wojenne. W Wielki Piątek dnia 2 kwietnia spaliły się trzy gospodarstwa od granatu rosyjskiego, a 23 kwietnia czwarte gospodarstwo. Dn. 24 kwietnia w czasie Mszy św. pogrzebowej zaczęły gwizdać i padać granaty rosyjskie koło kościoła z jednej i drugiej strony. Po Mszy św. uciekli wszyscy ludzie z kościoła, zostały tylko dwie nieboszczki w trumnach  gospodarstwo. Dn. 24 kwietnia w czasie Mszy św. pogrzebowej zaczęły gwizdać i padać granaty rosyjskie koło kościoła z jednej i drugiej strony. Po Mszy św. uciekli wszyscy ludzie z kościoła, zostały tylko dwie nieboszczki w trumnach , które dopiero wieczorem wynieśli ludzie na cmentarz. Dzień po dniu słyszymy muzykę granatów nad wsią, żaden jednak granat, ani szrapnel nie odważył się paść na kościół, sławny ze swego stylu i rzadkiej architektonicznej piękności. Mimo niebezpieczeństwa ludziska wykonują roboty wiosenne końmi honwedów, czasem jednak i ludzie uciekają, bo uciekają konie granatami wystraszone. Dnia 28 kwietnia odszedł pułk honwedów po 3–miesięcznym pobycie, zostawiwszy po sobie dobre wspomnienie. Zasługa to pułkownika, który surowo karał wszelkie nadużyca żołnierzy. Musieli pracować koło naprawy drogi, pracowali w polu koło zasiewów, robili porządki. Na cmentarzu przed kościołem porobili ławki, tu też wystawili oryginalny pomnik. Na pniu ściętego jawora dębowy pomnik z orłem polskim i napisem z jednej strony polskim, a węgierskim z drugiej: „Niech nie zapomni potomny, że pułk honwedów 10, w karnych szeregach ścieniony, tu walczył o kraj swój ojczysty”. Napis węgierski: „Ne felejtsekel, szazadok, Ne mossak el. evek:  Itt hazczoltak, a hazaert, A 10–es, honvedek”.

Dnia 29 kwietnia przyszedł batalion 268 pułku pruskiego, poczem ogromny przemarsz wojsk, zwłaszcza w porze nocnej. Straszna całodzienna kanonada. Dn. 30 kwietnia można było odprawić majowego nabożeństwa, ludzie się nie zeszli: bo rosyjska artylerya „dzwoniła” granatami. Dnia 1 maja popołudniu ludność ucieka z domów, wyprowadzają dzieci, bydło, niosą na plecach tłumoki z bielizną, ze zbożem. Rano w niedzielę dnia 2 maja uciekają resztki ludzi z dobytkiem. O godzinie 6 rano rozpoczęła się straszna walka artyleryi. Wyszedłem prawie ostatni z domu. Biją działa, biją moździerze, ściany się trzęsą, szyby z okien wylatują. Mszy św. nie było, nie było dla kogo jej odprawiać. Tak obchodziła tutejsza parafia święto Matki Boskiej, Królowej Korony Polskiej. Może dla Polski co z tego będzie.

Ze wzniesienia obserwowałem przez kilka godzin straszne niszczycielskie działanie artyleryi na linii od Ciężkowic ku Gorlicom, pożary, słupy dymu i ziemi wylatującej w powietrze, a z nimi i rozkawałkowane ciała żołnierzy rosyjskich, znajdujących się w okopach. Tego dnia był wspaniały widok, ale grozą przejmujący zmysł oczu i słuchu, istny sąd Pański. Powróciwszy popołudniu d domu, zastałem liczny transport jeńców, dużo rannych. Kanonada się oddaliła, ludność wraca do domów, oddycha swobodniej i zabiera się do dalszych robót w polu. Mimo wytrwałości naszego wieśniaka, znaczny procent roli zostanie nieobsiany, a obszary dworskie nie obrobią ani połowy, bo brak koni i narzędzi rolniczych, nadto wiosna spóźniona i w maju panuje posucha. Pola zdeptane, zajeżdżone i granatami zryte.

Dnia 7 maja rozpoczęła swą działalność tutejsza Spółka oszczędności i pożyczek systemu Raifeisena po 6–miesięcznej przerwie. Dla ludności wycieńczonej 4–miesięczną linią bojową dostaliśmy 26 ctn. mąki, 80  ctn. owsa, i 100 ctn. metr. jęczmienia do siewu. Wszystko to mało, bo wielu nie ma co jeść, ni siać, wielu nie ma dachu nad głową. Miejmy nadzieję, że Rząd tym biedakom rychło pospieszy z wydatną pomocą. Dnia 12 maja mieliśmy sesję wójtów i posiedzenie Komitetu ratunkowego w Gorlicach przy otwartych oknach, bo całe Gorlice rozbite, przedstawiają straszny obraz zniszczenia. Jakiej trzeba pomocy dla powiatu w inwentarzu martwym i żywym, ile trzeba postawić budynków, ile dostarczyć środków żywności, by ludność wytrzymała do „nowego”, napiszę w najbliższym czasie dane statystyczne oparte na zgłoszeniach z gmin.

X. Stan. Niepokoy, dziekan.





poniedziałek, 6 września 2021

Gorlice. Nowe życie w mieście. Korespondencja prasowa z roku 1917.


Zachowano pisownię oryginalną. Źródło u autorów. 






Gorlice, 31 stycznia. (Nowe życie w mieście. – Inwestycye. – Handel i ruch przemysłowy. – Biuro Kraj. Tow. Budowlanego). 

Ruiny i zgliszcza pokryte grubą warstwą śniegu; jak daleko okiem sięgnąć – kotlina i okoliczne góry toną w nieskazitelnie czystej bieli miękkiego puchu, a „miasto” – tak: miasto – odżyło. Pod śniegiem zaczyna kiełkować nowe życie. Jeszcze niedawno sami Gorliczanie nie umieli sobie wytłomaczyć jak i gdzie mieści się około pięciu tysięcy ludzi w Gorlicach. Dziś nad tem nikt się już nie zastanawia, od kilku tygodni już Gorliczanie nie mają czasu na to. Już zakotłowało tu życie nieomal normalne, a bogdaj czy nie w intenzywniejszem tempie, niż przed wojną. Jest nas tu teraz mniej, ale wszyscy są w ruchu. Tu już nie grupy, partye i masy występują, za które jednostki tylko działają, lecz każdy z osobna jest inicyatorem czegoś i wykonawcą, każdy z osobna zmuszony jest do najwyższego wysiłku w każdym kierunku. Sami nie wiedzieliśmy, ile w nas energii było uśpionej, nieruchomej. Dziś rząd i instytucye krajowe, przystępując do odbudowy miasta, ściślej mówiąc, przystępując z pierwszą nieodzowną pomocą materyalną do jego zrujnowanych mieszkańców, natrafiają na grunt tak podatny, na „rasę” tak zdrową i żywotną, że zamierzona akcya filantropijna staje się właściwie akcyą na wskroś społeczno– ekonomiczną, zapomoga czy zasiłek staje się inwestycyą. Podnosimy to z dumą, że nędzy wśród Gorliczan coraz mniej, że każdy zarobkuje i zarabia, bo gdzie tylko ręka pomocna rządu współdziałała, wśród ruin i zgliszcz powstawały możliwe stosunkowo mieszkania, warsztaty, kramy, handle i składy. Ruch handlowy bardzo ożywiony, przemysł fabryczny (przeważnie pod zarządem wojskowym) funkcyonuje, jak dawniej, przemysł drzewny rozkwitł na nowo, powstał ruch budowlany (domki drewniane dla gmin okolicznych), powstaje ruch naftowo–kopalniany.

W Gorlicach istnieje biuro „Krajowego Towarzystwa Budowlanego”, sekcya jasielskiego oddziału „Cetrali dla odbudowy Galicyi”, a dnia 29 stycznia zjechała do nas i rozpoczęła urzędowanie komisya, złożona z delegatów Wydziału krajowego i Centrali odbudowy Galicyi, celem definitywnego załatwienia sprawy regulacyi planu, mającego się odbudować miasta.

W końcu notujemy, iż dzięki wydatnej subwencyi rządowej gmach i salę „Sokoła” doprowadzono już do pierwotnego stanu, a roboty instalacyjne pod kierownictwem inż. Roncki umożliwią w najbliższym czasie podjęcie przedstawień kinematografu.   





piątek, 23 lipca 2021

Nafta do potraw - artykuł prasowy z roku 1917.


Zachowano pisownię oryginalną. Źródło u autorów.

 





Nafta do potraw.

W poszukiwaniu surogatów oliwy z tłuszczów jadalnych uczeni niemieccy uzyskali wiele pomyślnych rezultatów. Dr Graese oczyścił naftę rumuńską na drodze chemicznej tak doskonale, że, jak donosi  „Natuewissenschaftliche Wochenschrift”, straciła pierwotny swój smak i zapach charakterystyczny i można było użyć jej do potraw.

Czy jednak wobec notorycznego braku nafty nie byłoby rzeczą prostszą łojowej i stearynowej świecy, których jest jeszcze dosyć podobno – używać do celów kuchennych.

Oto nasuwa nam się na myśl cennik potraw w resturacyach, tak jak będzie wyglądał w niedalekiej przyszłości: 

Befsztyk z podeszwy na łojówce … 15 K

Sznycel z rzemiennego pasa na świecy stearynowej … 20K

Kaczka drewniana na nafcie … 10 K





 


Zostań Patronem Z Pogranicza