zachowano pisownię oryginalną. Źródło u autorów.
Podpalacz w Jaśle
Już trzeci pożar mieliśmy tu w ciągu września, a palą się tam same stodoły z plonami. Dnia 10. bm. [wrzesień] spłonęły gumna plebańskie ze wszystkiemi zapasami. Podpalacza nie zdołano dotychczas wyśledzić. W mieście panuje przestrach tem większy, że jakiś zbrodniarz czy figlarz niegodny porozlepiał po murach kartki z zapowiedzią podpalenia całego miasta od razu ze wszystkich stron, a publiczność wmówiła w siebie, że miasto będzie spalone. Ostrożniejsi strzegą swych domów całemi nocami.
.

- Strona Główna
- Z dawnej Galicji
- I wojna światowa
- II Rzeczpospolita
- II wojna światowa
- Okres powojenny
- Kronika kryminalna
- Klęski żywiołowe i wypadki
- Łemkowszczyzna
- Biecz
- Gorlicko- jasielskie zagłębie naftowe
- Szlak architektury drewnianej
- Turystyka
- Region w starej fotografii
- Region we współczesnej fotografii
- Stare reklamy prasowe
- Rozmaitości regionalne
- Zanikające zawody regionalne
- Zwyczaje i obrzędy
- Kuchnia
- Krajobraz z wiatrakami
- Świat zwierząt
- Świat roślin
- O nas
- Współpraca
- Polecane strony
- Zostań Patronem
środa, 30 grudnia 2015
poniedziałek, 28 grudnia 2015
Maciej Bajorek, Pierwsza wojna światowa oczami żołnierza polskiego w armii austro-węgierskiej. Część V.
![]() |
List Jana Bajorka do matki Wiktorii. 23 lutego 1917 r. Zbiory prywatne Macieja Bajorka. |
Na podstawie wojennej korespondencji Jana Bajorka z Rzepiennika Suchego.
Na kolejny list rodzina musiała
długo czekać. Jan przeniósł się ze swoją kompanią do Tyrolu. Stamtąd napisał
dopiero 23 lutego 1917 roku, po długich
czterech miesiącach bez korespondencji. Wcześniej otrzymał od brata, Wojciecha
list, z którego dowiedział się o rodzinnym zdrowiu i powodzeniu. Sam Jan był
teraz zdrowy, ale jego powodzenie było ściśle związane z działaniami wojennymi.
Jednego dnia żył, ale w każdej chwili mogła go dopaść śmierć z rąk
nieprzyjaciela. Jan miał szczęście, iż aktualnie służył z kuzynem, Bernardem,
choć w innej kompanii, ale mieli okazję do sporadycznych spotkań. Jan był
pytany we wcześniejszym liście o możliwość otrzymania czasowego urlopu. Owszem
starał się o niego. Niestety, bez rezultatu. Nie mógł również nadać ani
otrzymać żadnego pakunku. Warunki wojenne były na tyle ciężkie, że urlop i
paczki są aktualnie zawieszone. Tym smutnym akcentem Jan kończył swój list i
prosił o prędki odpis.
![]() |
List Jana Bajorka do brata Wojciecha. 28 lutego 1917 r. Zbiory prywatne Macieja Bajorka. |
Zaledwie 5 dni później, 28
lutego, Jan wysłał list do brata, Wojciecha. Informował w nim, że jego zdrowie
było na zadowalającym poziomie. O samym powodzeniu wojennym wspominał, że nigdy
na wojnie nic nie wiadomo. Dowiadujemy się, że w aktualnym miejscu, gdzie
przebywa, sroga zima ustąpiła. Właśnie można zaobserwować zmianę pogody na wiosenną,
zdecydowanie cieplejszą i ładniejszą. Jan nieco ubolewał nad faktem, że nie ma
obok siebie zbyt wielu znajomych z rodzinnych stron. Wymieniał parę nazwisk
osób, które raczej słabo znał i nie utrzymywał z nimi bliskiego kontaktu przed
wojną. Jan prosił o prędki odpis na ten list. Chciał się dowiedzieć o aktualnej
sytuacji w domu i w rodzinnej miejscowości .
3 marca zaadresowany został
kolejny list do rodzinnego domu, tym razem do matki, Wiktorii. Widocznie
działania wojenne nie były tak intensywne w tym czasie, jeśli Jan mógł sobie
pozwolić na tak częstą korespondencję.
Ostatnia wiadomość o nastaniu wiosny była przedwczesna. W międzyczasie nastąpił
powrót srogiej zimy, która w dużym stopniu skomplikowała i utrudniła warunki
frontowe i aprowizacyjne. Jan prosił
rodzinę o podanie dokładnych informacji na temat bieżącej sytuacji w rodzinnym
gospodarstwie rolnym. Najbardziej interesowały go kwestie ilości bydła.
Niemniej istotnym faktem był jaki kontyngent zboża i ziemniaków rodzina musiała oddać na potrzeby
wojenne państwa austro-węgierskiego. Jan informował rodzinę, iż można było już
wysyłać paczki do żołnierzy. W sposób nieco nieśmiały prosił o wysłanie mu
niewielkiego pakunku. Niestety, w najbliższym czasie Jan urlopu nie otrzyma.
Być może wróci na krótki czas do rodzinnego domu jesienią na czasową
przepustkę, jeśli tylko Bóg pozwoli. Jan dziękował Bogu, że jeszcze jest mu
dane chodzić po tym świecie. Przez te lata wojny jego życie było nie raz i nie
dwa narażone na niebezpieczeństwo pożegnania się z ziemskim żywotem. Bez
wątpienia Bóg miał Jana w opiece i ten miał nadzieję, że szczęśliwie powróci do
rodzinnego domu.
![]() |
List Jana Bajorka do matki Wiktorii. 3 marca 1917 r. Zbiory prywatne Macieja Bajorka. |
W tym okresie Jan miał możliwość prowadzenia częstszej korespondencji, z której chętnie korzystał.
![]() |
List Jana Bajorka do matki Wiktorii. 10 marca 1917 r. Zbiory prywatne Macieja Bajorka. |
Dużą zmianą w korespondencji
był list do brata matki, Jana Romana. Podobnie jak w poprzednich listach, Jan
pisał „ujkowi” o warunkach pogodowych i swoich kwestiach zdrowotnych. Było mu
smutno, gdyż dawno nie miał żadnego kontaktu z kolegami z rodzinnym stron,
którzy również dzielili wojenny trud. Jan wyrażał pewne nadzieje, że być może
uda mu się otrzymać urlop na czas rolniczych żniw latem. Jeszcze nie wiadomo
czy władze jednostki wojskowej podejmą decyzję o przydzieleniu szeregowym
żołnierzom letnich przepustek do domów. Jan swój letni urlop uzależniał również
od boskiej opatrzności, która czuwała nad jego wojennymi losami. Jan pisał do
wujka również po to, aby dowiedzieć się o bieżącej sytuacji w ich domu i
gospodarstwie rolnym. Pytał wujka i ciotkę o ilość koni w gospodarstwie i
charakter aktualnych robót polowych. Ciekawiło go, czy pogoda pozwala na
rozpoczęcie sezonowych robót rolniczych. List kończył pozdrowieniem wujostwa, ich rodziny i
najbliższych znajomych.
![]() |
List Jana Bajorka do matki Wiktorii. 12 czerwca 1917 r. Zbiory prywatne Macieja Bajorka. |
Niemałym zdziwieniem
zareagowałem na fakt dłuższej przerwy w korespondencji z rodziną. Dopiero po długich trzech miesiącach Jan
zaadresował list do matki, Wiktorii. Dowiadujemy się z niego, że Jan otrzymał
krótki czasowy urlop w maju 1917 roku. W tym czasie pomagał rodzinie na
gospodarstwie, gdzie wiosenne prace wchodziły w decydujący etap. Mówił o tym,
że droga z urlopu nie należała do najłatwiejszych, ale dotarł szczęśliwie do
odpowiedniej jednostki wojskowej. Z domu otrzymał pewną ilość pakunków, które
były mu niezbędne do przeżycia wojennej doli i niedoli. Niestety, nie wszystko
mógł ze sobą wziąć i pewne rzeczy musiał odesłać z powrotem do rodzinnego domu.
Jan mówił, że aktualnie byli w fazie zmiany miejsca przydziału wojskowego i
niebawem poinformuje rodzinę o tym nowym miejscu.
Pod koniec czerwca Jan wysłał kolejny
krótki list do matki, Wiktorii. Napotkałem na pewne problemy w jego
interpretacji. Jan pisał w nim, że w ostatnim czasie otrzymał list od pewnej
krewnej wraz z pewnym pakunkiem, który był mu w tym czasie wręcz niezbędny do
przeżycia. Niestety, sam list zachował
się w dość marnym stanie i nie można odczytać imienia osoby wspomnianej przez
Jana. Wiadomo, że z tego wcześniejszego listu dowiedział się o aktualnej
sytuacji w domu i kwestiach zdrowotnych poszczególnych członków najbliższej
rodziny. U samego Jana sytuacja wyglądała dobrze. Był zdrowy, nie narzekał na
nic, bo już zdążył się przyzwyczaić do wojennych trudności. Dowiadujemy się, że
pogodę mieli tam bardzo dobrą pod względem wysokości temperatury. Jedynie
deszcze mogłyby nieco ustąpić.
![]() |
List Jana Bajorka do matki Wiktorii. 13 lipca 1917 r. Zbiory prywatne Macieja Bajorka. |
W połowie miesiąca lipca Jan
wysłał list do mamy. Nie narzekał w nim na swoje wojenne powodzenie, gdyż jeszcze
żył i był względnie zdrowy. Narzekał jedynie na tęsknotę za rodzinnym domem, z
którego w ostatnim czasie nie dostawał zbyt wielu listów. Był żywo zainteresowany
sprawami rodzinnymi, a nie miał możliwości, aby się o nich dowiedzieć. Prosił
matkę o częstszą korespondencję, bo chciał mieć chociaż częściowy ogląd
aktualnej sytuacji w domu. Jan wspominał o pięknej pogodzie, bez deszczu, ale z
niskimi odczuwalnymi temperaturami. Uspokajał rodzinę, że aktualnie nic
ciekawego się nie dzieje i niebezpieczeństwo utraty życia jest mniejsze.
Fragmenty pracy licencjackiej napisanej pod kierunkiem dr. hab. Dariusza Nawrota, obronionej w Instytucie Historii Wydziału Nauk Społecznych na Uniwersytecie Śląskim w Katowicach w roku 2013.
sobota, 26 grudnia 2015
Kronika kryminalna - 1934: Trzech Maczugów– bandytów w Gorlickiem
Trzech Maczugów– bandytów w Gorlickiem
Obydwóch Maczugów policja przytrzymała i osadziła w aresztach sądowych.
piątek, 18 grudnia 2015
Niezwykły rekord górnika naftowego - notatka prasowa z roku 1938.
Zachowano pisownię oryginalną. Źródło u autorów.
Niezwykły rekord górnika naftowego
(AW) Niezwykły rekord górniczy w przemyśle naftowym osiągnął
Stanisław Lewiński, kierownik kopalni „Królówka” firmy „Przymierze” w Krygu w
gorlickiem zagłębiu naftowem.
Pracuje on jako wiertacz i kierownik szybów naftowych już
przeszło lat 30 w zagłębiu borysławskiem, jasielskiem i gorlickiem. Odkrył
kilka nowych pól naftowych.
W ciągu swej pracy odwiercił 199 szybów naftowych i to w
pokaźnej większości ropodajnych. Przed kilku laty Lewiński wszystkie swoje
oszczędności w kwocie kilkudziesięciu tysięcy stracił wskutek bankructwa banku.
Nie złamał się jednak, ale ze zdwojoną energją przystąpił do pracy. Po kilku latach
błysła fortuna. Spółka naftowa, której jako udział oddał pracę, odkryła bogate
źródła ropy. 15 lutego Lewiński skończył wiercenie 200-go szybu.
poniedziałek, 14 grudnia 2015
Ziemia Gorlicka - artykuł prasowy z roku 1938.
Zachowano pisownię oryginalną. Źródło u autorów.
Ziemia Gorlicka
Ziemia Gorlicka
Gorlice, nieduże a jednakże poważne ze względu na rozwój
naftowy miasto – należą do naszych stron i biorą szczery udział w naszym
dzisiejszym „Zjeździe Gór”. Samo miasto, leżące może nieco, na uboczu – ma
poważne walory letniskowe, podobne zresztą jak i cały powiat gorlicki.
Same Gorlice, mimo niewielkiej ilości mieszkańców wykazują
rozmach godny wielkiego miasta. Brak jest tylko połączeń kolejowych, o co
zresztą walczy miasto od dawnych czasów, chcąc uzyskać bezpośrednie pociągi,
nie zatrzymujące się w Zagórzanach.
Powiat posiada kilka wartościowych, choć dotąd nieznanych
zdrojowisk jak: Wysowa, Wapienne i Ropa – nie licząc dużej ilości letnisk i
miejscowości kuracyjnych.
Oczywiście praca powiatu wymaga dużego wysiłku
organizacyjnego, któremu sprzyja obecnie w znacznej mierze Wydział Powiatowy,
rozumiejący i uznający ze wszech miar wartościową propagandę zdrojowiskową.
![]() |
Ogólny widok Gorlic. Fot. inż. Józef Barut |
piątek, 11 grudnia 2015
Biecz i jego zabytki - artykuł prasowy z roku 1868.
Zachowano pisownię oryginalną. Źródło u autorów.
Biecz i jego zabytki.
![]() |
Kościół Farny w Bieczu. (Rysował z natury A. Kamienobrodzki) |
Ktokolwiek zna Galicyą, ten niezaprzeczenie odda
pierwszeństwo, co do piękności okolicy, jej części zachodnio-południowej, czyli
powiatowi sandeckiemu. Niewdzięczna jednak przyroda, oraz zbyt górzyste
położenie, nie dozwoliły na rozwinięcie się w tych stronach rolnictwa, handlu i
przemysłu, i z tych też powodów nie ma w całej tej części Galicyi żadnego
miejsca zabudowanego, które by nazwę miasta nosić mogło. Są tam miasteczka
tylko, z których każde stanowi gromadę małych i mizernych domków, z jedną lub
dwiema z pośrodka wybiegającemi wieżami; lecz te miasteczka, mimo swej
maleńkości i ubóstwa, ważne dawnemi czasy odgrywały rolę, a w braku okazałych
gmachów, bogatych sklepów i różnych zakładów cechujących tegoczesne miasta,
mogą się poszczycić wielu budowlami i zabytkami z przeszłości.
Jednem z takich miasteczek jest Biecz, położony nad rzeką
Ropą, na trakcie głównym, łączącym ziemię sandecką z sanocką.
Początek i czas powstania miasteczka jest niepewny. Według
podań miejscowych, założycielem jego miał być niejaki Becz, straszny swojego
czasu w tych okolicach zbójca, którego pomnik w kościele farnym pokazują. Inne
podania wywodzą nazwę Biecza od Biesów, narodu pod Bieszczadami żyjącego, coś
pewnego w tym względzie trudno jest powiedzieć, nie ma bowiem materyału, w
którym by jakie wskazówki naprowadzające na istotny stan rzeczy znaleźć można.
Archiwum bieckie w roku 1775 zupełnemu prawie uległo zniszczeniu; za staraniem
rządu austryackiego zebrano jedynie ocalone resztki i umieszczono je w bibliotece
klasztoru o.o. bernardynów we Lwowie, gdzie milionom móli dostały się na
pastwę.
Biecz jest miejscem urodzenia Marcina Kromera, biskupa
warmińskiego, słynnego kronikarza, statysty i geografa w wieku XVI.
Dawniej to miasto miało być handlowne i bogate, obdarzane
przywilejami jakie tylko Kraków posiadał. Z tego powodu, oraz dlatego, iż na
swą rozległość stosunkowo wiele kościołów posiadał, nadano wtedy Bieczowi
przydomek: „Parva Cracovia.”
Kościołami temi były: kościół farny, klasztór o.o.
reformatów (jeden z najbogaciej uposażonych klasztorów w Galicyi) , św. Ducha i
św. Piotra, św. Barbary, klasztor p.p. bosych i jeszcze jeden pomniejszy. Z
tych sześciu kościołów pozostały tylko dwa pierwsze, z których kościół farny ze
wszech względów na bliższą uwagę zasługuje.
Zbudowany w stylu gotyckim r. 1303 (?), mieści w sobie kilka
pomników i portretów starostów bieckich; przyozdobiony pięknemi robotami
snycerskiemi.
Ząb czasu i opieszałość proboszczów byłyby zapewne po dziś
dzień tę piękną budowę zamieniły w ruinę, gdyby teraźniejszy proboszcz, ks.
Tomasz Jaszczur, gorliwością i zabiegami swemi nie był jej ochronił od
grożącego upadku. Restauracya idzie wprawdzie wolno; lecz niedziw, fundusze
bowiem wpływają po największej części ze składek; koszta reparacyi wynoszą już
do dwudziestu tysięcy zł. w. a., a jeszcze wiele potrzeba do ukończenia
przedsięwziętego dzieła.
Oprócz tych dwóch wspomnianych kościołów, zwracają uwagę
zwiedzającego to ustronie podtatrzańskie: wieża ratuszowa, w której dawniej
kaci cech swój mieli; dom rodzinny Kromera, będący tu w wielkiem poszanowaniu,
mieszkanie dawne starostów bieckich i resztki baszt i murów obronnych.
Dziś miasteczko
Biecz, puste, brudne, z napół walącemi się domami, pośród których grobowa
panuje cisza, przerywan niekiedy tylko żałosnemi dźwięki dzwonów kościoła,
przedstawia oczom wędrowca smutny widok zaniedbania i upadku.
A.K.
poniedziałek, 7 grudnia 2015
Korespondencye z Gorlic. Życie na gruzach - notatka prasowa z roku 1917.
Zachowano pisownię oryginalną. Źródło u autorów.
Korespondencye z Gorlic.
Życie na gruzach. Smutno toczy się życie w zrujnowanem,
wyludnionem mieście. Z mieszkańców inteligencya i zamożniejsi opuścili zburzone
swoje siedziby, pozostała jeno ludność uboższa i garść urzędników, których
obowiązek trzyma na posterunku. Aby ulżyć niedoli i ułatwić uboższym
mieszkańcom przetrzymanie ciężkich czasów, grono obywateli z księdzem prałatem
Świeykowskim, obecnym komisarzem rządowym w Gorlicach, oraz radcą Nam. P.
Tadeuszem Mitschką na czele po zwalczeniu rozlicznych trudności, założyło
„kuchnię ludową dla bezdomnych”, w budynku magistratu, która nadzwyczaj
pożyteczną rozwija działalność. Zarząd kuchni spoczywa w rękach pani starościny
Zofii Mitschkowej, która z pomocą pań miejscowych z całą ofiarnością i niestrudzoną
energią oddaje się od rana do wieczora
filantropijnej pracy. Kuchnia wydaje dziennie 180-200 obiadów, częścią
bezpłatnie, częścią za opłatą 30 hal., oraz herbatę. Przed kilku dniami
zwiedzał kuchnię b. minister Długosz, który złożył na jej cele większą kwotę.
Byt kuchni zależy dziś głównie od ofiarności prywatnej jej założycieli,
pożądaną przeto jest wydatna pomoc ze strony społeczeństwa, ile że nędza w
nieszczęsnych Gorlicach coraz większe przybiera rozmiary.
Subskrybuj:
Posty (Atom)