OSTATNIE SZTUKI! Gorlickie w Wielkiej Wojnie 1914-1915. Wspomnienia, relacje, legendy.

niedziela, 16 sierpnia 2015

Kromer Festival - Biecz, 13 sierpnia 2015 r., galeria zdjęć.



Kromer Festival Dzień Pierwszy: Średniowiecze.

Wystąpili: Ensemble Peregrina i Ars Cantus.

Zdjęcia dzięki uprzejmości Pana Pawła Jamro, dyrektora Miejsko-Gminnego Ośrodka Kultury w Bieczu oraz Urzędowi Miasta Biecz.

Fot. Wojciech Wandzel, www.wandzelphoto.com


















piątek, 10 lipca 2015

Libusza przed likwidacją - artykuł prasowy z roku 1937.

Źródło u autorów. Zachowano pisownię oryginalną.


Libusza przed likwidacją
Jeszcze jedna ruina fabryki u podstawy trójkąta bezpieczeństwa. Musi następić interencja czynników miarodajnych.

Gorlice, 5 lipca.
           (A.W.). Obiegające od kilku miesięcy pogłoski wśród sfer przemysłowych o sprzedaży rafinerji nafty firmy Standard Nobel w Libuszy pod Gorlicami nagle i niespodziewanie sprawdziły się. Dobrze prosperujący objekt fabryczny w Libuszy, dotychczasowa własność firmy „Standard Nobel”, z dniem 1 lipca b.r. drogą sprzedaży przeszedł na własność firmy „Vacuum Oil Company”.
              Równocześnie z objęciem rafinerji przez nowych posiadaczy rozeszła się pogłoska, że rafinerja nafty w Libuszy zostanie wkrótce zamknięta i zlikwidowana. Pogłoska ta wywołała olbrzymi niepokój nie tylko wśród pracowników rafinerji, ale także wśród całego społeczeństwa powiatu gorlickiego. Nie upłynęło jeszcze tydzień czasu od objęcia fabryki przez nowych właścicieli, a już złowróżbna pogłoska zaczyna się sprawdzać!
             Wskazują na to dobitnie prace przygotowawcze do likwidacji rafinerji: Od kilku dni rafinerja nie otrzymuje ani jednego kilograma ropy do przeróbki. Wszystkie dostawy ropy firma „Vacuum Oil Company” skierowuje do swojej rafinerji w Dziedzicach. Rafinerja w Libuszy wykończa przeróbkę nagromadzonych uprzednio półproduktów ropnych, a zbiorniki i niektóra aparatura jest przygotowywana do rozmontowania i przewiezienia do Dziedzic.
             Spekulacyjne te posunięcia firmy „Vacuum Oil Company” uderzyły potężnym ciosem w przemysł i gospodarkę społeczną powiatu gorlickiego. Likwidacja bowiem rafinerji nafty w Libuszy pozbawi pracy 250 robotników fizycznych i około 40 pracowników umysłowych, zatrudnionych w rafinerji oraz rzuci na pastwę nędzy rodziny pracowników w liczbie ponad tysiąc osób, a nadto pozbawi ich zarobków, jaki od wielu lat mieli w rafinerji. A zarobki te nie są bagatelą. Miesięcznie wszyscy pracownicy rafinerji w Libuszy zarabiali około 70.000 zł, co rocznie czyni przeszło trzy czwarte miljona złotych.
            Trzy czwarte miljona złotych to pokaźny dochód społeczny, który w niemałym stopniu ożywiał i podnosił gospodarkę we wszystkich dziedzinach życia w powiecie gorlickim.
Dziś wszyscy pracownicy rafinerji w Libuszy stanęli przed znakiem niepewności widma bezrobocia i nędzy. Zostali oni po prostu sprzedani wraz z obiektem fabrycznym bez ujawnienia im dalszego losu.
Nic też dziwnego, że niepewni spokojnego jutra, do głębi rozgoryczeni tak pracownicy fizyczni, jak i umysłowi po krótkich naradach wysłali delegację do urzędu wojewódzkiego w Krakowie, a następnie do ministerstwa przemysłu i handlu oraz ministerstwa opieki społecznej w Warszawie o natychmiastową interwencje w firmie „Vacuum Oil Company” aby bezwzględnie nie likwidować rafinerji nafty w Libuszy i nie pozbawiać kilkuset robotników pracy.

           Żądanie to jest zupełnie słuszne, jeśli weźmiemy pod uwagę, że rafinerja w Libuszy leży u podstawy trójkąta bezpieczeństwa, a nadto pracuje taniej w stosunku do innych rafineryj i przynosi właścicielom wystarczający dochód.



piątek, 3 lipca 2015

Główny szlak w Niskim Beskidzie - artykuł prasowy z roku 1935.














Zachowano pisownię oryginalną. Źródło u autorów.



      Gorlice, w październiku.

       Wzdłuż głównego łańcucha karpackiego, szczytami i graniami, przebiega magistralny szlak turystyczny im. J. Piłsudskiego t. zw. „główny szlak karpacki”, znaczony biało-czerwonym kolorem. Budowa tego szlaku (trasowanie i znakowanie) znajduje się w toku od kilku lat i zbliża do ukończenia. W bieżącym roku uzupełniono lukę w środkowych Karpatach, przyczep  gorlicki Oddział P. T. T. doprowadził szlak do puszczy bł. Jana w Przełęczy Dukielskiej, skąd przejmuje go Oddział Lwowski.
Skałki na Kornutach.
            Ukończenie budowy tego szlaku przez Beskid Niski podnosi turystyczne zagospodarowanie mało znanego, a wskutek tego omijanego przez turystów środkowego Łuku Karpat na terenie Łemkowszczyzny. Wprawdzie szczyty Beskidu Niskiego nie przekraczają 1000m, jednakże piękno tutejszego krajobrazu jest niezwykłe. Olbrzymia ilość kopulastych i połogich, a często stromych i urwistych wzniesień oddzielonych od siebie uroczemi dolinami rzek, lub też złączonych bezleśnemi przełęczami, stwarza duże możliwości dla turystyki letniej jak i zimowej. Walory terenowe Beskidu Niskiego uzupełnia niemniej od huculskiego i podhalańskiego ciekawy folklor łemkowski.
           Z tych właśnie powodów główny szlak im. Marszałka Piłsudskiego na terenie Beskidu Niskiego nie przebiega prostą i najkrótszą linją po niskich górach wzdłuż granicy polsko-czechosłowackiej, lecz zbacza na północ i kilkoma zakolami przechodzi przez wszystkie najwyższe szczyty Beskidu Niskiego, odsłaniając widok na całą Łemkowszczyznę i dalekie niziny zagłębia naftowego gorlicko-krośnieńskiego.
          Z wielu omawianych projektów wybrano następujący przebieg szlaku w Beskidzie Niskim: wychodzi on z Krynicy i w kierunku wschodnim wznosi się obok obozowiska Konfederatów Barskich na szczyt Lackowej (999m), a dalej przez Ostry Wierch (933m ) schodzi w dół do Wysowej-Zdroju, skąd przez Wysotę (788m), Jaworzynkę (872), Jaworzynę (885), dochodzi do doliny i przełęczy Koniecznej.
           Z Koniecznej szlak skręca na północ i przez Kamienny Wierch oraz Popowe Wierchy schodzi wśród lasów na drogę w Banicy, po przecięciu której kieruje się na szczyt Mareski (794), potem lasem opada w dół do Przygórza Bartne – Swierzowa Ruska, skąd stromym stokiem biegnie na szczyt Wątkowej (847). Z olbrzymich głazów na Wątkowskiej Magórze roztacza się otwarty widok na Gorlice, Jasło, Żmigród i Krosno. Północne stoki Wątkowskiej Magóry pokrywają wielkie lasy SS. Norbertanek na Zwierzyńcu w Krakowie, południowe zaś zalegają obszerne polany z szałasami dla owiec.
Znakowanie na górze Maresce.
           Z Wątkowej szlak biegnie kilkanaście kilometrów piękną drogą szczytową wśród lasów i łąk przez Swierzową (803) na Konin (707), skąd schodzi serpentyną wprost na szczyt Kamienia (712). Na urwistych ścianach i upłazach rośnie tu wiele limb. Od góry Kamień idzie szlak przez wieś Kąty i górę Danię (696) aż do Chyrowej, poczem zatacza duże półkole omijając w ten sposób w głębokiej dolinie leżącą wieś Myssową. Na odcinku tym znajdują się najpiękniejsze tereny narciarskiego Beskidu Niskiego z kilkukilometrowemi zjazdami w różnych kierunkach. Z Chyrowej bezleśnemi grzbietami szlak dochodzi do puszczy bł. Jana z Dukli.

           Nadmienić również należy, że do głównego szlaku dobiegają całkowicie już wykończone szlaki łącznikowe: Grybów – Wysowa, Stróże – Magóra – Wysowa, Gorlice – Magóra – Wysowa, Gorlice – Kornuty – Wątkowa, oraz Żmigród – Kąty. Na specjalną wzmiankę zasługuje szlak biało-zielony: Gorlice – Wapienne – Kornuty – Wątkowa, góry bowiem Kornuty (837), które są przedłużeniem Góry Wątkowskiej w kierunku zachodnim, posiadają jedyne w swoim rodzaju w Beskidzie Niskim skałki i olbrzymie głazy, tudzież bujną roślinność z okazami kosówki, polany i łąki z niezliczonemi kopcami mrówek liczne źródła doskonałej wody itp. Miejsce to nadaje się pod budowę schroniska dla tej partji górskiej.    


piątek, 26 czerwca 2015

Okruchy Wielkiej Wojny


Maciej Bajorek - Pierwsza wojna światowa oczami żołnierza polskiego

 w armii austro-węgierskiej. 


Część I.

Część VII.
Część VIII.

Maciej Bajorek, Pierwsza wojna światowa oczami żołnierza polskiego w armii austro-węgierskiej. Część I.

Na podstawie wojennej korespondencji Jana Bajorka z Rzepiennika Suchego.

                Jan Bajorek przyszedł na świat 26 maja 1893 roku w małej, spokojnej miejscowości,  w Rzepienniku Suchym. Bardzo szybko, bo już dwa dni po narodzinach, dnia 28 maja zostaje ochrzczony w Kościele Parafialnym w Rzepienniku Biskupim, pod którego jurysdykcją kościelną znajdowała się oddalona o parę kilometrów rodzinna miejscowość Jana. 
                Jego ojcem był niepiśmienny rolnik, Klemens Bajorek, matką zaś  chłopka, umiejąca pisać i czytać w niewielkim stopniu, Wiktoria z domu Roman,  którzy prócz najstarszego Jana mieli jeszcze dwoje dzieci córkę Katarzynę i syna Wojciecha, z którym, tak jak i z matką, Jan utrzymywał przez cały okres wojny stałą korespondencję.

Paszport Klemensa Bajorka.
Zbiory prywatne Macieja Bajorka.
             Analfabetyzm rodziców nie może dziwić, gdyż w okresie schyłkowym XIX stulecia duży odsetek polskich chłopów Galicji zachodniej miał wyraźne problemy z posługiwaniem się sztuką czytania i pisania. Brak było odpowiednich szkół i jakiegokolwiek przystosowania edukacyjnego. Nauka nie była wtedy dla tych ludzi priorytetem. Nikt nie przejmował się  brakiem jakiegokolwiek wykształcenia, bo podstawą było wtedy przeżyć i wyżywić rodzinę. Nie było to zadanie  łatwe, gdyż zacofanie Galicji Zachodniej pod względem ekonomicznym, społecznym czy przemysłowym było duże. Ludność podobnie, jak rodzina Jana utrzymywała się głównie z prymitywnego rolnictwa, które było szalenie nierentowne i mało efektywne, ale innego wyjścia i alternatywy nie było. Dlatego też spora część mężczyzn decydowała się na emigrację zarobkową do Stanów Zjednoczonych, co również uczynił Klemens na początku XX w. Pozostał na obczyźnie  do lat dwudziestych XX wieku. Wrócił już do wolnej Polski  odrodzonej po 123 latach niewoli i zaborów.  O jego dokładnym terminie powrotu dowiadujemy się z paszportu i dokumentu zezwalającego na przekroczenie granicy polskiej.
Klemens Bajorek przez cały okres emigracji wspomagał rodzinę materialnie w znaczny sposób. Można powiedzieć, że bez jego pomocy ciężko byłoby przetrwać wojenny czas. Wszystkie pieniądze, które wysyłał pomogły przeżyć Wielką Wojnę rodzinie, jak i samemu Janowi, który w listach z frontu do rodziny prosił o niewielkie sumy. 
             W chwili wybuchu wojny Jan liczył 21 lat, a do wojska powoływano osoby mające ukończone właśnie 21 lat życia, które nie pobierały nauki na uniwersytetach . Jan spełniał te warunki i zgodnie z dyrektywami poszedł do wojska.
              Trafił do 20. Galicyjskiego Pułku Piechoty „Księcia Pruskiego Henryka”. Nazwa wzięła się od pierwszego honorowego szefa jednostki w 1889 roku, którym był książę Prus, Henryk. Stan liczebny jednostki świadczył o przewadze osób narodowości polskiej, które stanowiły aż 80 procent całego stanu. Potocznie Polaków nazywano Dwudziestakami i Cwancygierami. Nazwa wzięła się od nomenklatury pułku.
             Jan początkowo trafił na Górny Śląsk, gdzie spędził jesień 1914 roku. W tym okresie miał możliwość częstego, cyklicznego wysyłania rodzinie listów z informacjami o swoim zdrowiu i powodzeniu czy też prośby o skromne kwoty pieniężne, które były mu niezbędne do wojennej egzystencji. Nie został jeszcze wysłany na front i oczekiwał na podanie terminu o przystąpieniu jego jednostki do działań wojennych.
            O jego dokładnym położeniu dowiadujemy się z pierwszych listów do matki, Wiktorii i brata, Wojciecha, adresowanych odpowiednio 9 i 10 października 1914 roku. W pierwszym pisał, że będąc na aesterunku, prosił  o pozwolenie na czasową przepustkę z jednostki, w celu wzięcia udziału w żniwach. Niestety, bez rezultatu. Z bólem serca i żalu prosił o pomoc szwagra, również Jaśka o „wymłócenie” żyta i o wykonanie paru innych typowo gospodarskich zadań. Napominał brata, żeby wszystko było na swoim miejscu, bo on chciał mieć do czego wracać.  W drugim liście do brata pisał również w sprawie wykonania rolniczych czynności. Uprzejmie prosił  o udzielenie pomocy szwagrowi i o przypilnowanie porządku w jego rzeczach . Ponadto informował rodzinę, iż niebawem ze swoją jednostką przeniesie się w inne miejsce i poinformuje, gdy to nastąpi. Prosił również o rychłą odpowiedź na jego list, w celu ewentualnego sprawdzenia powierzonych zadań .
Z kart pocztowych wiadomo że stacjonował w Karnowie. Jest to miasto w okręgu śląsko-morawskim, położone ok. 20 kilometrów od Głubczyc. Już w pierwszym liście widać, że miał ogromną nadzieję na szczęśliwy powrót do domu. Myślał o sprawach domowych. Martwiły go sprawy gospodarskie i chciał, aby wszystko było na swoim miejscu w gospodarstwie. Tęsknota za domem była trudna do opisania .
            18 października 1914 roku wysłał krótki list z podziękowaniem za otrzymane pieniądze, osiemnaście koron .
            22 października napisał dłuższy list adresowany do matki, w którym poruszał parę ważkich dla niego i rodziny spraw. Dziękował za kolejne wysłane pieniądze, w kwocie sześciu koron. Otrzymał już kilka listów i kartek od poszczególnych członków bliższej i dalszej rodziny( m.in. od „cioci i ujka”). Przede wszystkim prosił o to, aby rodzina o niego się nie martwiła( używał słowa z wiejskiej, rzepiennickiej gwary- trapić się). Pisał o tym, iż nie trzeba już mu wysyłać dodatkowych kwot pieniężnych. W tej chwili nie miał wielkich potrzeb, a same „przedfrontowe” warunki nie były takie złe. To w domu rodzina cierpiała olbrzymią biedę, a on na wojnie dawał sobie jakoś radę.  Tutaj żyło się oszczędnie jak „pierwyj” w domu” Mówił o rychłym powołaniu na front. Wspominał o spotkaniu kolegi z rodzinnej miejscowości, Jaśka Hołdy. Dowiadujemy się również o jego niezadowoleniu z postępowania brata, Wojciecha. „Debulok” nie dopilnował koni. O dokładnym przebiegu sytuacji nie wiadomo, gdyż nie zachowały się listy rodziny do Jana. Starał się w jakiś sposób doradzić w zaistniałej sytuacji, której przebiegu dokładnego nie znamy. Przedstawiał warunki pogodowe w aktualnym miejscu, gdzie przebywa. Piękna, w miarę ciepła jesień, bez opadów śniegu.  Po raz wtóry wspominał o niższych kosztach utrzymania na wojnie. Świnia była może i droższa, ale chleb tańszy. To głównie chlebem żył człowiek na wojnie .
Jan Bajorek w mundurze armii austro-węgierskiej.
Zbiory prywatne Macieja Bajorka.
            Jan jeszcze nie trafił na front i miał możliwość wysłania kolejnych dłuższych listów do rodziny, z których mówił o swoim aktualnym wojennym powodzeniu i prosił o szybkie, listowne wyjaśnienie nurtujących go spraw. Już 27 października wysłał list do matki Wiktorii, który wyjaśniał nam wiele wcześniej nieznanych spraw. Informował o otrzymaniu paru listów, z których był niezwykle szczęśliwy. Pieniędzy wysłanych mu kilka dni wcześniej, jeszcze nie otrzymał. Ubolewał nieco nad faktem, że nie przebywał z nikim ze znajomych, ale przecież w wojsku wszyscy jeden brat.  Aktualnie wykonywał zadanie- „kosarnie w sukienny fabryce”. Buty dostał nowe, więc wysłanie mu kolejnych niepotrzebnych, zdecydowanie odradził. Pomimo świadomości niedostatku w rodzinnym domu poprosił o wysłanie mu drobnych pieniężnych kwot, które w tym okresie bez wątpienia bardzo mu się przydadzą. Wspominał o „boskiej woli”, która nad nim czuwa i że nie muszą się o niego martwić .
29 października wysłał list do rodziny, ale nie tej najbliższej.  Napisał list do wujostwa ze strony swojej mamy, jak to pieszczotliwe nazywa -kochana ciotko i ujku. Z powodu możliwości ocenzurowania listu używał skrótu myślowego: jestem zdrowy, ale nie bardzo. Najprawdopodobniej zamierzał przekazać informację o swym pogarszającym się zdrowiu. Z drugiej strony nie chciał martwić rodziny szczegółami złej kondycji. Wcześniej otrzymał od tej części rodziny kilka listów, za które serdecznie podziękował. Również ciocia i wujek wspomagali go finansowo, wysyłanymi, drobnymi sumami, w kwocie sześciu i ośmiu koron. Jednak kategorycznie prosił o zaprzestanie dalszego wysyłania pieniędzy, gdyż on nie miał dużych potrzeb, a tutaj żyje się zupełnie inaczej. Wujek z żoną również cierpieli spory niedostatek  w wojennych, ciężkich warunkach. Być może jeszcze większy, aniżeli Jan .
             Nazajutrz po dniu zadusznym, 3 listopada zaadresował list do mamy Wiktorii, z którego dowiadujemy się paru dokładniejszych informacji o jego potrzebach, problemach i ewentualnych perspektywach. Pytał, czy otrzymali poprzedni list, w którym prosił o skromny pakunek, z kilkoma najpotrzebniejszymi rzeczami. Najprawdopodobniej list nie doszedł do rodzinnego domu, gdyż nie odnalazłem go w rodzinnych wojennych zbiorach, podobnie jak listów adresowanych do Jana na wojnie.  Na razie nie narzekał na brak bielizny i ogólnego odzienia. Cierpiał jedynie na niedostatek masła i prosił o rychłe jego wysłanie. Również wspominał o wysłaniu mu jednej koszuli.  Niestety, już nie służył w jednej jednostce z kolegą, Jaśkiem Hołdą. Trochę ubolewał nad tym faktem, bo przecież zawsze raźniej być w takim trudnym okresie z kimś znajomym i lubianym. Było mu smutno z tego powodu. Niestety, decyzją dowództwa kolega, Jasiek otrzymał przydział do innej kompanii. W tamtym momencie już powoli tworzyły się dokładne składy oddziałów, które niebawem zostały skierowane na wojenny front. Jan mówił z ogromnym bólem serca o tym, że teraz będzie pisał coraz rzadziej.  Było to spowodowane intensywniejszymi ćwiczeniami koszarowymi, które poprzedzały rychlejsze wysłanie do aktywnej walki wojennej.
              Jan był świadomy, że już niedługo będzie mu dane stoczyć boje z wojskami wroga. Teraz już każdego dnia będzie obawiał się o swoje życie, ale w wojennej korespondencji nie będzie o tym mówił, żeby nie martwić rodziny .
              10 listopada napisał do sporo młodszego brata, niespełna czternastoletniego Wojciecha. Wtedy był  już w posiadaniu własnej, wojennej fotografii. Obiecał wysłanie jej bratu. Podziękował za wcześniejszy list, który otrzymał. Na szczęście czasami się widział z bliskim kolegą, Jaśkiem, który został ostatecznie przydzielony do 4 kompanii. Podawał informacje, że będą wnet jechać. Najprawdopodobniej za niespełna 2 tygodnie zmienią miejsce stacjonowania. Dokładna informacja na temat daty i miejsca kolejnego pobytu nie były jeszcze znane. Z perspektywy czasu list nie był ważny, ani nie przyniósł żadnych informacji rodzinie o powodzeniu brata i syna, gdyż wskutek wojennej zawieruchy i problemów komunikacyjnych nie został dostarczony w odpowiednim czasie. List dotarł na pocztę w Rzepienniku Strzyżewskim dopiero 11 VII 1915 r., niecały rok po zaadresowaniu .
            Takie sytuacje również się zdarzały, ale bez wątpienia wpływały negatywnie na domy rodzinne walczących żołnierzy. Rodziny ze zniecierpliwieniem i utęsknieniem oczekiwały na otrzymanie informacji o powodzeniu swoich krewnych na wojnie. Każde zbyt długie oczekiwanie na list z wojennego frontu mogło oznaczać, iż dany żołnierz poniósł śmierć wskutek działań wojennych i do rodzinnego domu nie wróci już nigdy.
List Jana Bajorka do matki Wiktorii
 11 listopada 1914 r.
Zbiory prywatne Macieja Bajorka.
             Ostatnim listem jaki udało się Janowi wysłać do rodziny w roku 1914, był ten z 11 listopada, adresowany do matki, Wiktorii. Osobiście urzekł mnie pochwalny i pełen szacunku ton Jana w listach do mamy (zazwyczaj używa stwierdzenia kochana mamo), brata czy członków dalszej rodziny, z którymi również utrzymywał kontakt, oczekiwał na ich listy, informacje i ewentualne środki pieniężne czy też pakunki z najpotrzebniejszymi rzeczami. W tym ostatnim liście w 1914 roku informował kochaną mamę o tym, iż jego zdrowie uległo znacznej poprawie i nie muszą się o niego już martwić z tego powodu, gdyż już był w zadowalającej, wojennej formie. Troszkę z uczuciem niedosytu wspominał o tym, że przez okres dwóch tygodni otrzymał zaledwie tylko kilka listów, w tym kartkę od brata Wojtusia i list od „ujka” Janka.  Napominał o tym, że prosił we wcześniejszym liście o wysłanie mu pakunku, który jeszcze nie doszedł.  W tym momencie priorytety nieco się zmieniły i rzeczy, które miały znaleźć się w pakunku, powinny ulec zmianie. Mianowicie bielizny już nie potrzebował. Teraz była możliwość zakupu bielizny od żołnierzy po przystępnych, niższych cenach. Również perspektywa szybkiego wyjazdu na wojenny front  powodowała, że każdy żołnierz otrzyma nową partię bielizny. Wbrew pozorom nie tak łatwo było w rodzinnym domu o kolejne zakupy bielizny, więc fakt, że jest już niepotrzebna, nie jest bez znaczenia. To wszystko wymagało dodatkowych kosztów, a jak wiemy w trakcie wojny w rodzinnym domu Jana też cierpieli biedę, większą niż na froncie. Jan po raz ostatni informuje, że wnet będą odjeżdżać. Z tego powodu prosił o wysłanie mu niewielkiej kwoty pieniężnej, dosłownie kilku centów na bieżące, wojenne potrzeby. Niebawem zmienią miejsce stacjonowania, więc prowadzenie korespondencji  i  wysłanie ewentualnej materialnej pomocy dla Jana będzie bardzo utrudnione, a na pewno odłożone w czasie. To ostatni moment, żeby w jakikolwiek sposób wspomóc brata i syna zarazem, gdyż potem nie wiadomo co się będzie działo po wysłaniu na wojenny front. Jan mówił o tym, że w najbliższym czasie nie będzie potrzebował materialnej pomocy, bo przecież też nie wie co z nim będzie i w jakim miejscu będzie mu dane stacjonować .

            To był ostatni list wysłany w 1914 roku. Jan zgodnie z rozkazami dowództwa musiał przenieść się ze swoją macierzystą jednostką w inne miejsce, gdzie rozpoczynała aktywne działania wojenne.


Fragmenty pracy licencjackiej napisanej pod kierunkiem dr. hab. Dariusza Nawrota, obronionej w Instytucie Historii Wydziału Nauk Społecznych na Uniwersytecie Śląskim w Katowicach w roku 2013.





Zostań Patronem Z Pogranicza