Na podstawie wojennej korespondencji Jana Bajorka z Rzepiennika Suchego.
Jan Bajorek przyszedł na świat
26 maja 1893 roku w małej, spokojnej miejscowości, w Rzepienniku Suchym. Bardzo szybko, bo już
dwa dni po narodzinach, dnia 28 maja zostaje ochrzczony w Kościele Parafialnym
w Rzepienniku Biskupim, pod którego jurysdykcją kościelną znajdowała się
oddalona o parę kilometrów rodzinna miejscowość Jana.
Jego ojcem był niepiśmienny
rolnik, Klemens Bajorek, matką zaś
chłopka, umiejąca pisać i czytać w niewielkim stopniu, Wiktoria z domu
Roman, którzy prócz najstarszego Jana
mieli jeszcze dwoje dzieci córkę Katarzynę i syna Wojciecha, z którym, tak jak
i z matką, Jan utrzymywał przez cały okres wojny stałą korespondencję.
 |
Paszport Klemensa Bajorka.
Zbiory prywatne Macieja Bajorka. |
Analfabetyzm rodziców nie może
dziwić, gdyż w okresie schyłkowym XIX stulecia duży odsetek polskich chłopów Galicji
zachodniej miał wyraźne problemy z posługiwaniem się sztuką czytania i pisania.
Brak było odpowiednich szkół i jakiegokolwiek przystosowania edukacyjnego.
Nauka nie była wtedy dla tych ludzi priorytetem. Nikt nie przejmował się brakiem jakiegokolwiek wykształcenia, bo
podstawą było wtedy przeżyć i wyżywić rodzinę. Nie było to zadanie łatwe, gdyż zacofanie Galicji Zachodniej pod
względem ekonomicznym, społecznym czy przemysłowym było duże. Ludność podobnie,
jak rodzina Jana utrzymywała się głównie z prymitywnego rolnictwa, które było
szalenie nierentowne i mało efektywne, ale innego wyjścia i alternatywy nie
było. Dlatego też spora część mężczyzn decydowała się na emigrację zarobkową
do Stanów Zjednoczonych, co również uczynił Klemens na początku XX w. Pozostał
na obczyźnie do lat dwudziestych XX
wieku. Wrócił już do wolnej Polski
odrodzonej po 123 latach niewoli i zaborów. O jego dokładnym terminie powrotu dowiadujemy
się z paszportu i dokumentu zezwalającego na przekroczenie granicy polskiej.
Klemens Bajorek przez cały
okres emigracji wspomagał rodzinę materialnie w znaczny sposób. Można
powiedzieć, że bez jego pomocy ciężko byłoby przetrwać wojenny czas. Wszystkie
pieniądze, które wysyłał pomogły przeżyć Wielką Wojnę rodzinie, jak i samemu Janowi,
który w listach z frontu do rodziny prosił o niewielkie sumy.
W chwili wybuchu wojny Jan liczył 21 lat, a do
wojska powoływano osoby mające ukończone właśnie 21 lat życia, które nie
pobierały nauki na uniwersytetach . Jan spełniał te warunki i zgodnie z
dyrektywami poszedł do wojska.
Trafił do 20. Galicyjskiego
Pułku Piechoty „Księcia Pruskiego Henryka”. Nazwa wzięła się od pierwszego
honorowego szefa jednostki w 1889 roku, którym był książę Prus, Henryk. Stan
liczebny jednostki świadczył o przewadze osób narodowości polskiej, które
stanowiły aż 80 procent całego stanu. Potocznie Polaków nazywano Dwudziestakami
i Cwancygierami. Nazwa wzięła się od nomenklatury pułku.
Jan początkowo trafił na Górny
Śląsk, gdzie spędził jesień 1914 roku. W tym okresie miał możliwość częstego,
cyklicznego wysyłania rodzinie listów z informacjami o swoim zdrowiu i
powodzeniu czy też prośby o skromne kwoty pieniężne, które były mu niezbędne do
wojennej egzystencji. Nie został jeszcze wysłany na front i oczekiwał na
podanie terminu o przystąpieniu jego jednostki do działań wojennych.
O jego dokładnym położeniu
dowiadujemy się z pierwszych listów do matki, Wiktorii i brata, Wojciecha,
adresowanych odpowiednio 9 i 10 października 1914 roku. W pierwszym pisał, że
będąc na aesterunku, prosił o pozwolenie
na czasową przepustkę z jednostki, w celu wzięcia udziału w żniwach. Niestety,
bez rezultatu. Z bólem serca i żalu prosił o pomoc szwagra, również Jaśka o
„wymłócenie” żyta i o wykonanie paru innych typowo gospodarskich zadań. Napominał
brata, żeby wszystko było na swoim miejscu, bo on chciał mieć do czego
wracać. W drugim liście do brata pisał
również w sprawie wykonania rolniczych czynności. Uprzejmie prosił o udzielenie pomocy szwagrowi i o
przypilnowanie porządku w jego rzeczach . Ponadto informował rodzinę, iż
niebawem ze swoją jednostką przeniesie się w inne miejsce i poinformuje, gdy to
nastąpi. Prosił również o rychłą odpowiedź na jego list, w celu ewentualnego
sprawdzenia powierzonych zadań .
Z kart pocztowych wiadomo że
stacjonował w Karnowie. Jest to miasto w okręgu śląsko-morawskim, położone ok. 20 kilometrów od
Głubczyc. Już w pierwszym liście widać, że miał ogromną nadzieję na szczęśliwy
powrót do domu. Myślał o sprawach domowych. Martwiły go sprawy gospodarskie i chciał,
aby wszystko było na swoim miejscu w gospodarstwie. Tęsknota za domem była
trudna do opisania .
18 października 1914 roku wysłał
krótki list z podziękowaniem za otrzymane pieniądze, osiemnaście koron .
22 października napisał dłuższy
list adresowany do matki, w którym poruszał parę ważkich dla niego i rodziny
spraw. Dziękował za kolejne wysłane pieniądze, w kwocie sześciu koron. Otrzymał
już kilka listów i kartek od poszczególnych członków bliższej i dalszej
rodziny( m.in. od „cioci i ujka”). Przede wszystkim prosił o to, aby rodzina o
niego się nie martwiła( używał słowa z wiejskiej, rzepiennickiej gwary- trapić
się). Pisał o tym, iż nie trzeba już mu wysyłać dodatkowych kwot pieniężnych. W
tej chwili nie miał wielkich potrzeb, a same „przedfrontowe” warunki nie były
takie złe. To w domu rodzina cierpiała olbrzymią biedę, a on na wojnie dawał
sobie jakoś radę. Tutaj żyło się
oszczędnie jak „pierwyj” w domu” Mówił o rychłym powołaniu na front. Wspominał
o spotkaniu kolegi z rodzinnej miejscowości, Jaśka Hołdy. Dowiadujemy się
również o jego niezadowoleniu z postępowania brata, Wojciecha. „Debulok” nie
dopilnował koni. O dokładnym przebiegu sytuacji nie wiadomo, gdyż nie zachowały
się listy rodziny do Jana. Starał się w jakiś sposób doradzić w zaistniałej
sytuacji, której przebiegu dokładnego nie znamy. Przedstawiał warunki pogodowe
w aktualnym miejscu, gdzie przebywa. Piękna, w miarę ciepła jesień, bez opadów
śniegu. Po raz wtóry wspominał o
niższych kosztach utrzymania na wojnie. Świnia była może i droższa, ale chleb
tańszy. To głównie chlebem żył człowiek na wojnie .
 |
Jan Bajorek w mundurze armii austro-węgierskiej.
Zbiory prywatne Macieja Bajorka. |
Jan jeszcze nie trafił na front
i miał możliwość wysłania kolejnych dłuższych listów do rodziny, z których
mówił o swoim aktualnym wojennym powodzeniu i prosił o szybkie, listowne wyjaśnienie
nurtujących go spraw. Już 27 października wysłał list do matki Wiktorii, który
wyjaśniał nam wiele wcześniej nieznanych spraw. Informował o otrzymaniu paru
listów, z których był niezwykle szczęśliwy. Pieniędzy wysłanych mu kilka dni
wcześniej, jeszcze nie otrzymał. Ubolewał nieco nad faktem, że nie przebywał z
nikim ze znajomych, ale przecież w wojsku wszyscy jeden brat. Aktualnie wykonywał zadanie- „kosarnie w
sukienny fabryce”. Buty dostał nowe, więc wysłanie mu kolejnych niepotrzebnych,
zdecydowanie odradził. Pomimo świadomości niedostatku w rodzinnym domu poprosił
o wysłanie mu drobnych pieniężnych kwot, które w tym okresie bez wątpienia
bardzo mu się przydadzą. Wspominał o „boskiej woli”, która nad nim czuwa i że nie
muszą się o niego martwić .
29 października wysłał list do
rodziny, ale nie tej najbliższej.
Napisał list do wujostwa ze strony swojej mamy, jak to pieszczotliwe
nazywa -kochana ciotko i ujku. Z powodu możliwości ocenzurowania listu używał
skrótu myślowego: jestem zdrowy, ale nie bardzo. Najprawdopodobniej zamierzał
przekazać informację o swym pogarszającym się zdrowiu. Z drugiej strony nie
chciał martwić rodziny szczegółami złej kondycji. Wcześniej otrzymał od tej
części rodziny kilka listów, za które serdecznie podziękował. Również ciocia i
wujek wspomagali go finansowo, wysyłanymi, drobnymi sumami, w kwocie sześciu i
ośmiu koron. Jednak kategorycznie prosił o zaprzestanie dalszego wysyłania
pieniędzy, gdyż on nie miał dużych potrzeb, a tutaj żyje się zupełnie inaczej.
Wujek z żoną również cierpieli spory niedostatek w wojennych, ciężkich warunkach. Być może
jeszcze większy, aniżeli Jan .
Nazajutrz po dniu zadusznym, 3
listopada zaadresował list do mamy Wiktorii, z którego dowiadujemy się paru
dokładniejszych informacji o jego potrzebach, problemach i ewentualnych
perspektywach. Pytał, czy otrzymali poprzedni list, w którym prosił o skromny
pakunek, z kilkoma najpotrzebniejszymi rzeczami. Najprawdopodobniej list nie
doszedł do rodzinnego domu, gdyż nie odnalazłem go w rodzinnych wojennych
zbiorach, podobnie jak listów adresowanych do Jana na wojnie. Na razie nie narzekał na brak bielizny i
ogólnego odzienia. Cierpiał jedynie na niedostatek masła i prosił o rychłe jego
wysłanie. Również wspominał o wysłaniu mu jednej koszuli. Niestety, już nie służył w jednej jednostce z
kolegą, Jaśkiem Hołdą. Trochę ubolewał nad tym faktem, bo przecież zawsze
raźniej być w takim trudnym okresie z kimś znajomym i lubianym. Było mu smutno
z tego powodu. Niestety, decyzją dowództwa kolega, Jasiek otrzymał przydział do
innej kompanii. W tamtym momencie już powoli tworzyły się dokładne składy
oddziałów, które niebawem zostały skierowane na wojenny front. Jan mówił z
ogromnym bólem serca o tym, że teraz będzie pisał coraz rzadziej. Było to spowodowane intensywniejszymi
ćwiczeniami koszarowymi, które poprzedzały rychlejsze wysłanie do aktywnej
walki wojennej.
Jan był świadomy, że już
niedługo będzie mu dane stoczyć boje z wojskami wroga. Teraz już każdego dnia
będzie obawiał się o swoje życie, ale w wojennej korespondencji nie będzie o
tym mówił, żeby nie martwić rodziny .
10 listopada napisał do sporo
młodszego brata, niespełna czternastoletniego Wojciecha. Wtedy był już w posiadaniu własnej, wojennej
fotografii. Obiecał wysłanie jej bratu. Podziękował za wcześniejszy list, który
otrzymał. Na szczęście czasami się widział z bliskim kolegą, Jaśkiem, który
został ostatecznie przydzielony do 4 kompanii. Podawał informacje, że będą wnet
jechać. Najprawdopodobniej za niespełna 2 tygodnie zmienią miejsce stacjonowania.
Dokładna informacja na temat daty i miejsca kolejnego pobytu nie były jeszcze
znane. Z perspektywy czasu list nie był ważny, ani nie przyniósł żadnych
informacji rodzinie o powodzeniu brata i syna, gdyż wskutek wojennej zawieruchy
i problemów komunikacyjnych nie został dostarczony w odpowiednim czasie. List
dotarł na pocztę w Rzepienniku Strzyżewskim dopiero 11 VII 1915 r., niecały rok
po zaadresowaniu .
Takie sytuacje również się
zdarzały, ale bez wątpienia wpływały negatywnie na domy rodzinne walczących
żołnierzy. Rodziny ze zniecierpliwieniem i utęsknieniem oczekiwały na
otrzymanie informacji o powodzeniu swoich krewnych na wojnie. Każde zbyt długie
oczekiwanie na list z wojennego frontu mogło oznaczać, iż dany żołnierz poniósł
śmierć wskutek działań wojennych i do rodzinnego domu nie wróci już nigdy.
 |
List Jana Bajorka do matki Wiktorii
11 listopada 1914 r.
Zbiory prywatne Macieja Bajorka. |
Ostatnim listem jaki udało się
Janowi wysłać do rodziny w roku 1914, był ten z 11 listopada, adresowany do
matki, Wiktorii. Osobiście urzekł mnie pochwalny i pełen szacunku ton Jana w
listach do mamy (zazwyczaj używa stwierdzenia kochana mamo), brata czy członków
dalszej rodziny, z którymi również utrzymywał kontakt, oczekiwał na ich listy,
informacje i ewentualne środki pieniężne czy też pakunki z najpotrzebniejszymi
rzeczami. W tym ostatnim liście w 1914 roku informował kochaną mamę o tym, iż
jego zdrowie uległo znacznej poprawie i nie muszą się o niego już martwić z
tego powodu, gdyż już był w zadowalającej, wojennej formie. Troszkę z uczuciem
niedosytu wspominał o tym, że przez okres dwóch tygodni otrzymał zaledwie tylko
kilka listów, w tym kartkę od brata Wojtusia i list od „ujka” Janka. Napominał o tym, że prosił we wcześniejszym
liście o wysłanie mu pakunku, który jeszcze nie doszedł. W tym momencie priorytety nieco się zmieniły
i rzeczy, które miały znaleźć się w pakunku, powinny ulec zmianie. Mianowicie
bielizny już nie potrzebował. Teraz była możliwość zakupu bielizny od żołnierzy
po przystępnych, niższych cenach. Również perspektywa szybkiego wyjazdu na
wojenny front powodowała, że każdy
żołnierz otrzyma nową partię bielizny. Wbrew pozorom nie tak łatwo było w
rodzinnym domu o kolejne zakupy bielizny, więc fakt, że jest już niepotrzebna,
nie jest bez znaczenia. To wszystko wymagało dodatkowych kosztów, a jak wiemy w
trakcie wojny w rodzinnym domu Jana też cierpieli biedę, większą niż na froncie.
Jan po raz ostatni informuje, że wnet będą odjeżdżać. Z tego powodu prosił o
wysłanie mu niewielkiej kwoty pieniężnej, dosłownie kilku centów na bieżące,
wojenne potrzeby. Niebawem zmienią miejsce stacjonowania, więc prowadzenie
korespondencji i wysłanie ewentualnej materialnej pomocy dla
Jana będzie bardzo utrudnione, a na pewno odłożone w czasie. To ostatni moment,
żeby w jakikolwiek sposób wspomóc brata i syna zarazem, gdyż potem nie wiadomo
co się będzie działo po wysłaniu na wojenny front. Jan mówił o tym, że w
najbliższym czasie nie będzie potrzebował materialnej pomocy, bo przecież też
nie wie co z nim będzie i w jakim miejscu będzie mu dane stacjonować .
To był ostatni list wysłany w
1914 roku. Jan zgodnie z rozkazami dowództwa musiał przenieść się ze swoją
macierzystą jednostką w inne miejsce, gdzie rozpoczynała aktywne działania
wojenne.
Fragmenty pracy licencjackiej napisanej pod kierunkiem dr. hab. Dariusza Nawrota, obronionej w Instytucie Historii Wydziału Nauk Społecznych na Uniwersytecie Śląskim w Katowicach w roku 2013.