Podejmując się
oceny bitwy pod Gorlicami musimy sobie zdawać sprawę z faktu, że
wydarzenia tego nie można rozpatrywać tylko i wyłącznie w aspekcie militarnym.
Ten krótki okres pomiędzy 2 a
6 maja 1915 r. dał początek wielu wydarzeniom o charakterze narodowym,
politycznym i społecznym, które ujawniły się w Europie w następnych latach. Nie
bez znaczenia było również oddziaływanie tego zdarzenia na los społeczności
lokalnej miasta i okolic Gorlic, a także trwały ślad jaki pozostawiła ona w
kulturze zarówno polskiej jak i państw, których wojska starły się tego
pamiętnego 1915 r.
Najszybciej ujawniły się
i na pierwszy rzut oka najbardziej były widoczne skutki militarne ofensywy
państw centralnych. Po utracie wszystkich trzech linii pozycji obronnych, gen.
Dmitriew otrzymał rozkazy utrzymania linii rzeki Wisłoki. Polecenie to wydawało
mu się nierealne do zrealizowania, gdyż w wielu miejscach atakujący znaleźli
się już na prawym brzegu rzeki i w związku z tym w pierwszej kolejności
należało przeprowadzić kontratak w celu zmuszenia przeciwnika do wycofania się
na lewy brzeg, niestety dla niego, nie dysponował już rezerwowymi oddziałami,
które by mogły takie przedsięwzięcie przeprowadzić. Pomimo tak trudnej sytuacji
Rosjanie nie zamierzali łatwo ustąpić. Po utracie Krosna, Jedlicza, Iwonicza
oraz przełęczy Beskid Radoszycki dnia 7 maja, w nocy oddziały 3. Armii
rosyjskiej próbowały przeprowadzić kontratak i okrążyć flankę 12 Dywizji
Piechoty. Mimo, iż początkowo cała operacja wyglądała obiecująco to po ciężkich
bojach pod Odrzykoniem, Krościenkiem i Kombornią została powstrzymana, a wiele
tysięcy rosyjskich żołnierzy dostało się do niewoli. W dniu 8 maja kolejne
jednostki państw centralnych przekroczyły Wisłokę, Rosjanie jeszcze raz
próbowali zatrzymać nacierających w bitwie odwrotowej stoczonej w dniach
9-10 maja pod Rzeszowem i Sanokiem, jednak i tym razem nie osiągnęli powodzenia.
Kolejne rozkazy naczelnego dowództwa nakazywały im wycofanie się na linię
San-Dniestr. 11 maja padł Rzeszów, 15 Jarosław, a w dniu następnym rozpoczęto
walki o Przemyśl, którego broniły oddziały 8. Armii gen. Brusiłowa. Rosjanom
zależało na utrzymaniu Galicji Wschodniej w związku z oczekiwanym
przystąpieniem Włoch do wojny. 16 maja w Baranowiczach przedstawiciel tychże
zapowiedział, że wojska jego państwa po wydaniu wojny Austro-Węgrom uderzą
przez Lubljanę w kierunku Niziny Węgierskiej, aby wesprzeć armie rosyjskie
zamierzające przedostać się przez Karpaty na Węgry. Utrata linii Sanu właściwie
uniemożliwiała rozpoczęcie rosyjskiego natarcia na południe, a twierdza
Przemyśl pomimo zniszczeń spowodowanych wcześniejszymi walkami stanowiła jej
kluczową pozycję. Pod koniec maja zmagania o Przemyśl zostały zintensyfikowane,
a datę ostatecznego szturmu wyznaczono na 31 maja. Rozpoczął się on od niemieckiego
ostrzału prowadzonego z moździerzy 420mm oraz bombardowań lotniczych. Z każdą
godziną atakujący wdzierali się głębiej w pozycje wroga, jednak desperackie
wysiłki wyrzucenia ich z twierdzy podejmowane przez rosyjskich piechurów opóźniały
postępy sprzymierzonych. 2 czerwca gen. Brusiłow nakazał wycofanie się z
twierdzy na wschód, a z kolei dnia następnego car został
poinformowany o oddaniu miasta. Bezpośrednio po tej bitwie, przy ustawicznych atakach
rosyjskich przeprowadzanych z wideł Wisły i Sanu przeprowadzono przegrupowanie
wojsk państw centralnych do dalszej akcji. W międzyczasie 2. i 7. Armie austro-węgierskie
oraz niemiecka Armia Południowa gen. Linsingena staczały ciężkie walki nad
Dniestrem, gdzie gen. Leczycki, dowódca 9. Armii rosyjskiej starał się silnymi
atakami odciągnąć siły nieprzyjaciela od głównego kierunku uderzenia. 12
czerwca gen. Mackensen wznowił ofensywę ponownie przełamując front rosyjski i
wraz z 2. i 4. Armią austro-węgierską ruszył w kierunku Lwowa, staczając po
drodze bitwę pod Magierowem, ostatecznie miasto zostało zdobyte 22 czerwca.
Przy tej sposobności dowódca niemiecki zachował się bardzo kurtuazyjnie wobec
swojego sojusznika, pozwalając, aby to wojska monarchii naddunajskiej wkroczyły
do niego na przedzie. Po opanowaniu stolicy Galicji, grupa Mackensena uderzyła
pod koniec czerwca na rosyjskie pozycje na odcinku 140km między Wisłą a Bugiem.
W dniach 25-27 czerwca rozbiła ona grupę gen. Ołochowa pod Tomaszowem Lubelskim.
Z resztek tej grupy sformowano 13. Armię, która następnie wraz z 3. Armią rosyjską
utrzymała pozycję pod Kraśnikiem w dniach 1-10 lipca, a kontratak XXV i VI
Syberyjskiego Korpusu odrzucił atakujących. Do zaciętych walk obronnych
Rosjanie zostali zmuszeni także na północy na odcinku 1. Armii i lewym skrzydle
12. Armii, gdzie 12. Armia niemiecka zadała im klęskę 13 lipca pod Prasnyczem.
Wycofujące się pokonane wojska nie były także w stanie utrzymać swoich nowych
pozycji nad Narwią, co spowodowało, że do 24 lipca padły fortyfikacje w
Pułtusku i Różanie, a front ustalił się między Łomżą a Modlinem. Pod koniec
lipca, również na południu sytuacja wojsk carskich zrobiła się niezwykle
trudna. 3. Armia straciła 21 lipca Krasnystaw, a 29 lipca została pokonana pod
Lublinem. Tegoż samego dnia niemiecka armia gen. Woyrscha zdołała się
przeprawić na prawy brzeg Wisły pod Ryczywołem. Powodzenie osiągnięte przez
wojska państw centralnych zarówno na południu jak i na północy groziło
okrążeniem armiom rosyjskim walczącym nad środkową Wisłą, w związku z tym
naczelne dowództwo nakazało odwrót na wschód. 5 sierpnia Niemcy wkroczyli do
Warszawy. Rosjanie pospiesznie ewakuowali się w sierpniu z Królestwa Polskiego,
wywożąc wyposażenie niektórych fabryk i zawartość magazynów wojskowych, w
niektórych regionach niszczono plony i zabierano chłopom bydło. Jedynym punktem
oporu miała pozostać twierdza Modlin, ale nie do końca spełniała swoje zadanie
ponieważ niemal stu tysięczna załoga kapitulowała już 19 sierpnia po niespełna
dwóch tygodniach obrony.
Gdyby oceniać bitwę gorlicką tylko i wyłącznie pod kontem sukcesu
militarnego to można by stwierdzić, że pod tym względem była niewątpliwie
przełomowym wydarzeniem na froncie wschodnim podczas pierwszej wojny światowej.
Skala sukcesu okazała się przewyższać wszelkie oczekiwania jej głównych
planistów. O ile gen. Conrad miał nadzieję, że przyniesie ona sukces w postaci
odzyskania Galicji, to głównodowodzący niemieckimi armiami gen. Falkenhayn
zakładał za jej cel jedynie dojście do Przełęczy Łupkowskiej, co miało
zlikwidować bezpośrednie zagrożenie wejścia Rosjan na Węgry przez przełęcze
karpackie. Tymczasem w jej wyniku cały front przesunął się daleko ponad 300km
na wschód. Udało się odzyskać nie tylko Galicję ale i całe Królestwo Polskie
oraz na północy Litwę i Kurlandię. Ponadto bardzo ważnym czynnikiem był wzrost
morale żołnierzy austro-węgierskich, którzy uwierzyli, że można pokonać wojska
rosyjskie.
Z punktu
widzenia wojskowości bitwa pod Gorlicami przyniosła pewne nowinki taktyczne. To podczas tego starcia po raz pierwszy zastosowano zupełnie
nową, dotąd na żadnym froncie wojny światowej nie praktykowaną „ruchomą zasłonę
ogniową artylerii”. Stosowanie tej taktyki umożliwiło w dalszym ciągu wojny
skuteczny szturm na silnie ufortyfikowane pozycje bez tak znacznych ofiar w
ludziach, jak to dotąd bywało. W dalszej konsekwencji wywołało całkowity
przewrót w teorii fortyfikacji polowej. Aż do bitwy gorlickiej przygotowanie
artyleryjskie odbywało się w ten sposób, że cała do dyspozycji stojąca
artyleria nacierającego, ostrzeliwała wedle dokładnego planu, przez szereg
godzin, a czasem nawet dni te części ufortyfikowanej pozycji wroga na które
miał nastąpić szturm. Podczas tego tzw. „huraganowego ognia” lub podczas
poprzedzającej nocy, piechota starała się posunąć naprzód i osiągnąć pozycję
wyjściową do natarcia, której odległość ze względu na działanie nieprzyjaciela
nie była z reguły mniejsza niż kilkaset metrów; z niej ruszała ona do
ostatecznej akcji wdarcia się do okopów przeciwnika. W ten sposób tworzyła się
sytuacja w której następowała przerwa w ostrzale artyleryjskim
nieprzyjacielskich okopów w pierwszej linii. Zatem obrońca o ile przetrwał w schronach
i rowach ten „huraganowy ogień”, miał czas obsadzić okopy, skąd raził celnym
ogniem ruszającą do natarcia piechotę. Tymczasem w dniu 2 maja 1915 r. podczas
zdobywania przez odziały VI Korpusu austro-węgierskiego kluczowego rosyjskiego
punktu oporu na wzgórzu Pustki artyleria ostrzeliwała pierwszą linię pozycji
obronnych nieprzyjaciela nieprzerwanie, niemal do samego wtargnięcia własnej
piechoty do okopów wroga. Przy takim natężeniu ognia żaden Rosjanin nie ważył
się opuścić schronu, co sprawiło że podczas zbliżania się pułków 12. Dywizji
Piechoty niemal nie zanotowano oporu ze strony obrońców. Dopiero w chwili
wdzierania się żołnierzy do umocnień przeciwnika, artyleria przeniosła swój
ogień o 100m dalej i w dalszym ciągu towarzyszyła posuwającej się tyralierze,
wyprzedzając ją ciągle tylko o tę odległość. To współdziałanie dwóch rodzajów
wojsk, nie pozwalające nieprzyjacielowi ani na chwilę wychylić głowy z okopów i
osłaniające dymem przed obserwacją rosyjskiej artylerii pozwoliło 100. i 56.
pułkowi, po krótkiej walce na bagnety opanować wzgórze z minimalnymi stratami.
Również pod względem
strategicznym można zapisać no konto ofensywy gorlickiej kilka aktywów. Przede
wszystkim poprzez znaczną zdobycz terytorialną zwiększyła się „głębia obronna”
państw centralnych. Ponadto pomimo tego, że nie udało się całkowicie pokonać
Rosji, to jej wojska zostały znacznie osłabione i na pewien czas przestały się
liczyć jako czynnik strategiczny oraz na trwałe została przez nich utracona
inicjatywa strategiczna. Już wraz z pierwszymi sukcesami operacyjnymi
sprzymierzonych zostały pokrzyżowane plany aliantów, które zakładały iż jeszcze
przed latem uda się rzucić na kolana naddunajską monarchię dzięki
skoncentrowanemu rosyjsko-serbsko-włoskiemu atakowi. Jednak zwycięstwo na
froncie galicyjskim stworzyło sprzymierzonym, przynajmniej w pewnej mierze,
swobodę działania. Ale w tej kwestii jeszcze podczas trwania ofensywy poglądy
obu sztabów diametralnie się różniły. Podczas gdy gen. Conrad palił się ku
temu, by możliwie szybko zadać cios, oczywiście wspólnie z Niemcami
znienawidzonym Włochom, to stosunek gen. Falkenhayna do byłego partnera
Trójprzymierza był pozbawiony emocji. Pragnął pozostać w stosunku do Włoch na
razie w defensywie, natomiast możliwie dużymi siłami nie tylko zaatakować
Serbię i w ten sposób połączyć się, co było dla niego bardzo ważne, z Turcją,
lecz także w miarę możliwości przeciągnąć nadal wahającą się Bułgarię na stronę
państw centralnych. Wiemy, że niemiecki sztab generalny przeforsował tę
koncepcję i w tym kontekście jesienna, skuteczna kampania sprzymierzonych na
Bałkanach stanowiła opóźniony skutek przełomu gorlickiego.
Nie do końca spełniły się natomiast
wiązane ze zwycięstwem w Galicji nadzieje polityczne. Nie udało się powstrzymać
Włoch przed przystąpieniem do wojny po stronie Ententy, jednak pokonanie Rosjan
umożliwiło przynajmniej militarną obronę przed tym nowym przeciwnikiem. Nie powiodły
się również prowadzone od połowy maja 1915 r. usilne starania o nakłonienie
Rosji do separatystycznego pokoju. Na niemieckie sondaże projektowe car
pozostał nieprzejednany, oświadczając, że jest traktatowo związany ze swymi
sojusznikami i musi udzielić negatywnej odpowiedzi. Doprowadziło to do tego, iż
Niemcy zrozpaczeni rosyjskim uporem zaczęli stawiać na Polaków. Kanclerz Rzeszy
von Bethmann-Hollweg ogłosił 19 sierpnia 1915 r. swą „Polską proklamację”, w
której obiecał Polakom „uwolnienie od rosyjskiego jarzma”, a już we wrześniu
1915 r. niemiecki sztab generalny wpadł na pomysł utworzenia w Polsce armii,
aby trzymać Rosjan w szachu, podczas gdy Niemcy walczyłyby, aż do
rozstrzygnięcia ze swymi zachodnimi przeciwnikami. Z tej idei zrealizowanej
następnie w listopadzie 1916 r. narodził się zalążek odrodzonej po pierwszej
wojnie światowej Polski. Udało się natomiast tym zwycięstwem wywrzeć wrażenie
na Rumunii, która rościła sobie pretensje terytorialne względem Austro-Węgier,
ale pod wrażeniem zaistniałych faktów nie zdecydowała się na razie przyłączyć
do wojny po stronie państw Trójporozumienia.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz