OSTATNIE SZTUKI! Gorlickie w Wielkiej Wojnie 1914-1915. Wspomnienia, relacje, legendy.

poniedziałek, 6 kwietnia 2015

Gorlice na linii frontu - opis zniszczeń.


 Relacja zamieszczona w jednym z ówczesnych dzienników warszawskich. Źródło u autorów, zachowano pisownię oryginalną.


Na szlakach wojny.

            Jednym z terenów galicyjskich na którym toczą się już od kilku miesięcy boje zażarte, jest powiat gorlicki.
            Jak donosi Słowo polskie, same Gorlice, stolica powiatu, już w końcu grudnia zamieniły się w wielką ruinę. Około 500 domów, już to kamienic, już parterowych realności, jest rozwalonych pociskami lub spalonych. Ludności prawie niema. Już przed zajęciem przez wojsko rosyjskie opuścili miasto przedewszystkiem żydzi gęsto miasto zamieszkujący, uwożąc obfite mienie, na handlu zdobyte. Jak wszędzie zresztą, opuścili mieszkania swe ci urzędnicy, którzy z polecenia wyższych władz lub z własnej ochoty za temi władzami podążyli na wędrówkę wojenną na zachód państwa. Wyjechała wreszcie ta część inteligencji zawodowej, która na stałe zamyśla zostać w Wiedniu.                         Zostali biedacy i znaczna część mieszczan.
             Boże Narodzenie upłynęło wśród huku dział.
             Nastały ciężkie czasy. Dzień i noc padały na miasto pociski austrjackie, rozbijając je w gruzy.
Szczególnie się uwzięła artylerja austrjacka na kościół, wyniośle panujący nad miastem, niedawno dużym kosztem odnowiony. Wiedziano dobrze, że wieża kościelna nie jest ani punktem obserwacyjnym, ani stanowiskiem jakiegoś karabinu maszynowego, czy innego rodzaju szybkostrzelnej broni. Księża ręczyli słowem kapłańskiem, że kluczy od wieży nikt od nich nie żądał i nikomu ich nie wydali. A jednak atak na kościół i wieżę nie ustał, dopóki ich nie zburzono.
Dzień przepędzała ludność pozostała w piwnicach. W nocy zaczynało się życie: Gotowano strawę, oglądano ślady nowych zniszczeń, grzebano zabitych na ulicach i czekano z trwogą dnia, który zapędzał wszystkich na nowo do piwnic. Dnie spokojniej ze spożytkowywano na zdobywanie żywności, najczęściej w niedalekim Bieczu, który sam niewiele ma. Ci zaś, którzy nie mogli już dalej pędzić tego ciągle śmierci w oczy zaglądającego życia, opuszczali niebezpieczny przytułek i zamieniali go na pobyt, równie niespokojny, w sąsiednich gminach wiejskich. W ten sposób życie się snuło w trwodze i niepewności. Liczba odważnych i upartych topniała, aż dziś został niemal sam ksiądz Świejkowski wśród gruzów, z biedotą liczącą około 4,000 ludzi karmioną za jego staraniem przez intendenturę wojskową i datkami otrzymanemi w Bieczu lub Jaśle z komitetów ratunkowych.
              Nie lepiej się dzieje w całym powiecie sądowym gorlickim. Powiedzieć o tem dziś wiele nie można. Wystarczy jednak, jeżeli wspomnę, że cały leży w linji bojowej. Obraz zniszczenia i nędzy odkryje się dopiero, gdy ta linja się przesunie dalej.
             Druga połowa powiatu politycznego gorlickiego, powiat sądowy biecki, dzieli w znacznej mierze los Gorlic. Miasteczko samo ocalało w zupełności. I to jedyna pociecha, że ten stary gród starościński, mający piękną kolegjatę i kilka innych zabytków architektury swojskiej, nie leży w gruzach jak Gorlice.
              O rozmiarach zniszczenia i szkód dadzą pewne wyobrażenie szczegóły ze wsi K., w pow. gorlickim, jeszcze dotychczas nawiedzanej co pewien czas przez zabłąkane pociski. Z 81 koni we wsi zostało 4, z 1150 sztuk bydła rogatego –niecałe 200 sztuk.
               Drobiu, świń, narzędzi gospodarskich prawie niema. Stoi na obejściu pół wozu z jednem kołem lub cały wóz leży na ziemi bez dyszla i kół, resztki rozbitego pługa i to wszystko, co gospodarzowi na wiosnę zostało. W jesieni zdołali obsiać prawie w całości. Dziś śladu brawie ozimin niema; stratowane kopytami koni i kołami wozów lub armat, zorane granatami, spalone podczas postoju koni. Z tysiąca mieszkańców, licząc wszystkich we wsi, przeszło setka mężczyzn jest na wojnie.
                [...] Takie są losy pow. gorlickiego.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz


Zostań Patronem Z Pogranicza