Zachowano pisownię oryginalną. Źródło u autorów.
Dr Ludwik Kamykowski, doc. Uniw. Jagiel.
Marcin Kromer
W 350-tą rocznicę śmierci: 23 marca 1589 - 23 marca 1939.
Część II.
STUDJA W ITALJI.
W czasie pobytu w Padwie i Bolonji oddaje się gorliwie studjom prawniczym u Alciaty i humanistycznym pod kierunkiem Romulusa Amaseusa, z którym łączą go nawet bliższe stosunki przyjazne, jak i z jego synem. Nie byłby humanistą, żeby go nie ciągnęło do Rzymu. Nie długo tam jednak bawi. Zrazy oddaje się z zamiłowaniem studjom starożytności, zwiedza zabytki dawnej antycznej kultury, i całe dni spędza na rozpamiętywaniu dawnych ruin. Była to wyborna szkoła dla przyszłego historyka, który w rozpamiętywaniach owych kształcił umiejętność widzenia plastycznego przeszłości, czego złoży dowód w późniejszej pracy tak wiele mającej w sobie z ducha epiki. Wkrótce jednak obrzydził sobie Rzym, nie tyle ten antyczny ile raczej ten nowy, humanistyczny z jego gnuśnością, gorszącą rozwiązłością i niemal pogańskim humanizmem kurji rzymskiej, której nie będzie szczędził w późniejszych swoich pismach gorzkich uwag. Składał tem dowód, że sam był już człowiekiem innych czasów, tych, które nadchodziły i które niedługo nie bez jego także osobistych starań i próśb mają zwołać sobór trydencki. To też nie zdziwi nas, że tak wbrew dobrym humanistycznym tradycjom, które jeszcze Jana Kochanowskiego nie ominęły, nie przyjmie od biskupa Gamrata parafji, która miała być jedynie nagrodą za pracę w kancelarji królewskiej. Jego zdaniem „pasterz trzody winien być przy niej i osobiście obowiązki duszpasterskie spełniać”.
PRZECIW REFORMACJI I ZŁYM OBYCZAJOM.
W rok po powrocie do kraju występuje z przekładem eklog homiletycznych Jana Chryzostoma, a we wstępie do wydania narzeka, że w Polsce zamiłowanie do uprawiania nauk upada, że rozwijają się złe nałogi i poziom moralności wyraźnie się obniża. Źródła zła widzi nie tyle w humanistycznym nastroju, ile raczej w szerzącej się coraz to gwałtowniej reformacji. Najbliższym też celem swej pracy uczynił walkę z nowinkarstwem religijnem. Idzie mu jednak nie tylko o walkę ze zwolennikami nowych przekonań religijnych, ile również o wytępienie przyczyny zła. Źródło zła widzi w samym kościele, w jego hierarchji, w upadku duchowieństwa i jego zupełnem niemal zeświecczeniu.
Tym przekonaniom daje dosadny wyraz w swej Sermo de tuenda dignitate sacerdoti, wygłoszonej na synodzie piotrkowskim w r. 1542. Stwierdza z całą śmiałością, że dawniejsze duchowieństwo było znacznie lepsze od obecnego, które zaniedbuje swoje obowiązki, czasem ich zgoła nie zna, albo dla braku wykształcenia lub też ze względu na zupełny zanik ducha kapłańskiego. Jeżeli się do tego doda protekcjonizm uprawiany przy obsadzaniu stanowisk duchownych, to nie można dziwić, że duchowieństwo utraciło zupełnie powagę i jest bezsilne wobec zjadliwych ataków inowierców, przejaskrawiających i tak ponury obraz.
W OBRONIE KOŚCIOŁA I WIARY.
Krytykując tak śmiało i surowo obyczaje Kościoła, w niczem nie narusza doktryny i dogmatu, a zatroskany o przyszłość występuje obok krytyki także z projektem naprawy. Trzeba nawrócić do dawnej gorliwości w pełnieniu obowiązków, trzeba poświęcić się pracy kaznodziejskiej, a przedewszystkiem trzeba podnieść poziom wykształcenia. W tym celu też myśl jego zwraca się w tej mowie ku Akademji krakowskiej, którą chciałby znowu zobaczyć w blasku sławy. Rezultatem przemówienia były uchwały synodu, przeznaczające na utrzymanie Uniwersytetu roczną daninę z każdej diecezji.
Przyjąwszy święcenia kapłańskie w r. 1543 i zostawszy kanonikiem kapituły krakowskiej bierze udział z polecenia biskupa Maciejowskiego, tak dobrze nam znanego choćby z „Dworzanna” Górnickiego, w synodzie w r. 1547, a w mowie wygłoszonej na pogrzebie Zygmunta Starego ukazuje go jako wzór młodemu królowi, który powinien pójść w ślady ojca, strzegąc całości religijnej państwa, bo ona zachowa świętość jego panowania.
Tymczasem tuż przy jego boku wyrasta niebezpieczeństwo, bo oto ku reformacji przychyla się kaznodzieja nadworny Jan Koźmińczyk, ferment wprowadza kolega boloński Orzechowski, prototyp rozwichrzonego egotycznego i egoistycznego ducha humanistycznego, buntuje się sprowadzony na uniwersytet Stankar. Wysłany do Rzymu w r. 1548 Kromer domaga się zwołania soboru dla dokonania naprawy i przysłania do Polski legata. Bezskutecznie jednak. Okazuje się, że nie tylko Polak dopiero po szkodzie mądry. W mowie którą ma na synodzie w r. 1549, obraz współczesności maluje w barwach czarnych i groźnych, a gdy w Pińczowie Oleśnicki burzy kościół, Kromer postanawia chwycić się broni, którą już od dawna szermują inowiercy. Z tego postanowienia rodzą się dialogi polemiczne, pisane dostojnym, żywym i barwnym, a nieraz i ciętym językiem polskim, zebrane później nieco w jedną całość i znane nam jako „Rozmowy dworzanina z mnichem”. Nie zakrywa w nich błędów popełnianych przez duchowieństwo, śmiało się do nich przyznaje, ale też tem śmielej może wskazywać inowiercom, że i oni nie są lepsi i że nie o wiarę im idzie, ale o rozluźnienie zasad moralności i zagarnięcie dóbr poduchownych. By zaś uniemożliwić atak, nie na ojców kościoła, przez dyssydentów lekceważonych, ale na autorytet Pisma św. stale się powołuje, tem skuteczniej wytrącając broń z ręki przeciwnika.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz