OSTATNIE SZTUKI! Gorlickie w Wielkiej Wojnie 1914-1915. Wspomnienia, relacje, legendy.

poniedziałek, 11 sierpnia 2014

Dożynki

M. Stachowicz, Dożynki, 1821.
www.muzeumetnograficzne.rzeszow.pl
Czas żniw był najgorętszym i najbardziej nerwowym okresem na wsi. Od zebranych plonów zależało zarówno wyżywienie rodziny, jak i przyszłoroczny zasiew, dlatego też pracować należało szybko, korzystając z dobrej pogody, gdyż jakakolwiek wilgoć, opady lub nie daj Boże, burza z gradem mogła zniweczyć całoroczne wysiłki. Gospodarze i włościanie z niepokojem obserwowali zasiewy, by gdy tylko zboże dojrzeje, ruszyć niezwłocznie do prac. Potrzeba chwili wymagała wykorzystania wszelkiej dostępnej siły roboczej, toteż często zdarzało się, że do pracy przy żniwach szły nawet całe rodziny ziemiańskie.
Pracami rządził określony porządek i nic nie odbywało się przypadkowo. Pierwszy pęk zboża tradycyjnie ścinał dziedzic, rozpoczynając w ten sposób uroczyście czas żniw. W pierwszej kolejności do pracy szli przodownik z przodownicą, którzy w poprzednim roku okazali się najbardziej wydajnymi pracownikami, mieli oni nadawać tempo pracom, by nikt się nie ślamazarzył.
Prace wykonywano sierpem, a od końca XVIII w. zaczęły pojawiać się kosy, przy czym oba narzędzia miały tyle samo zwolenników, co przeciwników. Jeszcze przed zachodem słońca zboże było skoszone, powiązane w snopy, a snopy ustawione w mendle do schnięcia (mendel – mały stos z pionowo ustawionych snopków zboża, zazwyczaj liczący od 15 do 18 sztuk). Po wyschnięciu mendle zwożono do stodół lub układano w sterty, gdzie miały czekać przygotowane do młócki.
             Pracującym przez cały dzień w polu ciężko ludziom dawano do picia zimną wodę, a aby zapobiec infekcjom dolewano po kieliszku wódki nalewanej na piołun, bądź dodawano trochę octu. Gdzieniegdzie przyrządzano specjalny okolicznościowy napój, w ten sposób iż z żyta przygotowywano słód, który wsypywano w naczynie i zalewano dość ciepłą wodą, ale tak aby ziarna tylko zamoczyć, a nie zalać. Gdy żyto puszczało kły, wsypywano je w glinianą beczkę, dodawano trochę drożdży piwnych i zalewano gorącą, ale nie wrzącą wodą, po czym przez 10 min mieszano. Drugiego dnia proceder powtarzano, a trzeciego dolewano wody do pełna i zabijano beczkę na pięć dni. Po tym czasie napój był gotowy, należało jedynie pamiętać by wypić go cały w ciągu dwóch dni, gdyż potem nie nadawał się już do spożycia.
             Żniwa kończyły się w momencie uroczystego ścięcia ostatnich pozostałych jeszcze na polu kłosów, które
M.E. Andriolli, ostatnia garść, drzeworyt
Źródło: Tygodnik Powszechny 1881 r.
nazywano różnie: pęp, przepiórka, wiązka, broda, koza, baba. Zazwyczaj ścinali je najbardziej opieszali żniwiarze, wybrani przez współtowarzyszy prac, gdyż ze zwyczajem tym wiązały się wierzenia, iż kto ścina ten ostatek, będzie miał pecha aż do kolejnych żniw. Nie była więc to czynność zaszczytna i dlatego każdy chciał jej uniknąć.
         Ostatnie snopy formowano w postać baby, ubierano i zdobiono wstążkami, a w ręce wkładano gałąź, zazwyczaj jarzębiny i leszczyny, z których pierwsza była cenionym lekarstwem w medycynie ludowej, zaś druga była symbolem obfitości i błogosławieństwa Bożego. Gdzieniegdzie w krakowskim nie zadawano sobie trudu formowania baby ze słomy, lecz umieszczano w snopie kobietę, która go wiązała, tak, że wystawała jej tylko głowa. I tak wieziono ją do właściciela, chlustając po drodze na nią wodą co miało zapewnić odpowiednią ilość deszczu w przyszłym roku. Na miejscu, we dworze gospodarza, czekała już na żniwiarzy uczta.
           Początkowo dożynki, które miały być podziękowaniem za trud pracowników przy żniwach zwano w naszym kraju wieńcowem, lub okrężnem, od zwyczaju objeżdżania pól po zebraniu plonów. Spotykamy także takie nazwy jak zażynki i wyżynki. Do dziś obchodzone dożynki zaczęto praktykować w Polsce na przełomie XVI i XVII w. w szczycie rozwoju gospodarki folwarczno-pańszczyźnianej. Początkowo urządzali ją dla żniwiarzy, służby folwarcznej i pracowników najemnych właściciele majątków ziemskich. Była to zabawa, poczęstunek i tańce, które rozpoczynały się od momentu wicia wieńca z ostatniego snopka zboża. W wieniec wplatano kwiaty, mirt, bukszpan, sitowie, świecidełka, wstążki, cukierki, a także wspomniane już gałązki jarzębiny i leszczyny. Następnie wieniec niosła na głowie lub wyciągniętych rękach, czasem przy pomocy innych pracowników, najlepsza żniwiarka. Za nią postępował odświętny orszak żniwiarzy, którzy nieśli ze sobą kosy i sierpy przyozdobione kwiatami. Wieniec taki niesiono wpierw do kościoła, by go poświęcić, a następnie śpiewając pieśni opiewające trud pracy żniwiarzy, do dworu lub właściciela pola. Tam był on uroczyście odbierany od przodownicy, wnoszony do domu i ustawiany na honorowym miejscu, gdzie stał aż do momentu następnych dożynek, a wysypujące się z niego ziarna, które miały zapewnić dobry plon w przyszłym roku, dodawano do następnych zasiewów. Wtedy też zazwyczaj pan prosił przodownicę do pierwszego tańca. Następnie prowadził wszystkich do suto zastawionych stołów na dziedzińcu dworskim lub w stodole, gdzie wszyscy ucztowali, pili i bawili się przy muzyce, często do późnej nocy.
M.E. Adriolli, Do stodoły, drzeworyt 1882 r.
           Pod koniec XIX w. za wzorem dworskim, dożynki zaczęli organizować także chłopi, bogatsi dla rodziny i pracowników najemnych, biedniejsi dla najbliższych. Oficjalne obchody dożynkowe zaczęto organizować dopiero w okresie międzywojennym, w czym szczególnie przodowały koła Stronnictwa Ludowego, lokalne samorządy i kółka rolnicze.Obchody te stanowiły wówczas manifest odrębności chłopskiej i dumy.

          Wraz z pojawieniem się mechanizacji na wsi  i skróceniem czasu prac polowych, dożynki zaczęto łączyć ze świętem Matki Boskiej Zielnej. To właśnie podczas tych uroczystości święci się dzisiaj wieńce, które już coraz rzadziej mają tradycyjną formę koła bądź korony, a są niejednokrotnie misternymi rzeźbami z darów ziemi. Szczególne uroczystości odbywają się w tych dniach w sanktuariach maryjnych, w miejscach odpustowych. Na uroczystości te ściągają pielgrzymi z wieńcami żniwnymi z różnych miejscowości, starym zwyczajem święci się wówczas także małe bukieciki z kwiatów, ziół, owoców i kłosów, które dawniej służyły do przyrządzania leczniczych herbat lub okadzaniem przed urokami.

Dożynki w miejscowości Ropica Górna (dawniej Ruska), lata 50. XX w.



Bibliografia:
M. Łozińska, W ziemiańskim dworze. Codzienność, obyczaje, święta, zabawy., Warszawa 2011.
B. Ogrodowska, Polskie obrzędy i zwyczaje doroczne, Warszawa 2009.
M. Ziółkowska, Szczodry wieczór, szczodry dzień, Warszawa 1989.

1 komentarz:


Zostań Patronem Z Pogranicza