OSTATNIE SZTUKI! Gorlickie w Wielkiej Wojnie 1914-1915. Wspomnienia, relacje, legendy.

poniedziałek, 14 września 2015

Mgr W. Fusek, Duchy i strachy na ziemi bieckiej - artykuł prasowy z roku 1938.



Zachowano pisownię oryginalną. Źródła u autorów.



Duchy i strachy na ziemi bieckiej.

Zdjęcie prasowe domu Kromera w Bieczu z roku 1938.
              W Bieczu się urodziłem, tutaj wyrosłem. Od dziecięcych lat ja i garść moich mieszczańskich towarzyszy i kolegów, obracamy się stale wśród ruin i grobów, wśród tajemniczych piwnic, krużganków, bram etc. – wśród opowieści o duchach, djabłach, zbójach i rycerzach. My Bieczanie żyjemy z przeszłością. Rozmawiamy z duchami, od nieboszczyków otrzymujemy polecenia i znaki. Czyż dawne to czasy, jak magistrat Biecza przy pomocy bębna ogłaszał wszem i wobec i każdemu zosobna, żeby się nie kąpali „pod skałą”, bo się pojawił topielec? Albo, gdy magistrat kradzieży w swych depozytach dochodził przy pomocy czarów.
              Biecz i okolica roją się od duchów osób zmarłych. Niema człowieka, któryby  się na nich nie natknął. Żona doktora z Gorlic, pani Jadwiga O. na własne oczy widziała w gmachu zupełnie nie starym starostwa w Gorlicach ducha woźnego, który zmarł nagle w kancelarji  lat temu kilkanaście. Duch ubrany był zupełnie współcześnie: melonik na głowie, palto, cygaro w ustach. Widziały go kilkanaście razy inne osoby, które go znały za życia opowiada pan, mieszkający w tymże budynku. Stryj pani ksiądz Wojciech M. widział późną nocą przesuwającego się ducha czarnej niewiasty. Ducha tego przeraził się piesek, tulący się ze strachu do nóg księdza. Duch się jeszcze dwa razy pokazał i to ostatni raz w białym stroju po nabożeństwie za niego odprawionem.
              Opowieści, krążące o zjawach duchów, dotyczą przedewszystkiem księży, którzy pozostawili niedopełnione zobowiązania i wracają na ziemię  tak długo, aż uda im się skłonić kogoś z żyjących, by za nich tego zobowiązania dopełnił. Chodzi najczęściej o zakupione a nie odprawione msze święte. Następnie wiele opowieści mówi o reakcji obrażonych duchów. Często słyszymy też o nocnych nabożeństwach, procesji duchów. Zjawiają się wreszcie duchy, które nie wyjawiają celu swego pojawienia się.
              Z pierwszej grupy, typową jest opowieść o księdzu Kwintowiczu. Był to Reformat, który gdy na zarazę wymarli księża u fary, z drugim kolegą poszedł ich zastępować.  A że to ludzie marli gromadnie, mszy zaległych było dużo, więc nie zdołał ich odprawić, lecz 175 zostawił nieodprawionych, gdy sam na zarazę pomarł. Żadnej winy z jego strony nie było, a nawet, jak sam duch opowiedział, za pielęgnowanie chorych w niebie w poczet biskupów został policzony. Mimo tego musiał stale przychodzić o północy i starać się Mszę św. odprawić ( w szatach biskupich). Przypadkowo się zdarzyło, że zauważył to organista, stary konfederat barski. Wtedy dopiero sprawa się wyjaśniła. Duch księdza Kwintowicza odprawił Mszę świętą, do której mu służył organista i kazał organiście prosić proboszcza, by ten zaległe Msze święte rozdzielał pomiędzy okolicznych księży. Msze zostały odprawione i wielki trud ks. Kwintowicza się skończył. Legendę tę znają w Bieczu wszyscy starsi ludzie.
              Do tej grupy legend należy zaliczyć i opowiadanie p. Józefa Służewskiego o księdzu, często spotykanym na cmentarzu parafjalnym, modlącym się nad grobami. Miał go kilka razy spotkać ks. Rychel, wikary farny, a przeraził się go bardzo niejaki p. Jerzy Górny, „że aż zemdlał”, opowiada p. Służewski. Ksiądz ten widocznie odprawia zaniedbane przez siebie modlitwy za umarłych.

***    

              Drugi dział legend stanowią duchy obrażone i upominające się o tę obraże. Pani Cetn. – Gał. Opowiada, że gdy ksiądz Jaszczur cmentarz wokół fary przekopał, sprawił wykopanym kościom uroczysty pogrzeb z procesją, w czasie której ludzie wszyscy w rękach kości nieśli. Pewna młoda wówczas dziewczyna pani Wojt. Brzydziła się kości brać do ręki. Wtedy w nocy przyszedł do niej duch i tyle ją molestował i groził, aż wczesnym rankiem pobiegła na cmentarz, wzięła kość pierwszą z brzegu i z nią wokoło kościół obiegła. Ksiądz Dąbrowski, dawny proboszcz w Moszczenicy (opowiada p. Marja K.) bał się letargu. Zobowiązał więc gospodynię, że będzie przez jakiś czas na jego grób chodzić i tam się modląc nasłuchiwać. Gdy zaś ona tego zaniedbała, wtedy przyszedł do niej i za rękę ją na grób poprowadził, zmuszając do modlitwy. Opowiada też p. Przyb. i Jan Pr., że gdy niejaki Figura zamurowal kamień z grobu żydowskiego w swój piec, to gwałtom końca nie było aż kamień musiał wyrzucić. Tak samo się działo w czasie restauracji Nęckówki z analogicznym kamieniem. Duchy zmarłych żydów upominały się o swój obrazę.

***

             A teraz trzecia kategorja legend: gromadne nabożeństwa duchów. Legend tych jest trzy. Jedna odnosi się do fary, druga do kościoła św. Piotra, a trzecia do nocy w dzień Zaduszny w Święcanach. Święcańska jest typową. Dziecko tęskni za zmarłą matką i płacze. Ksiądz radzi jej, by jeżeli chce matkę widzieć w Zaduszki, ukryła się we framudze kościoła,  matkę w nocy zobaczy. Sierota ukryła się pod kożuchem i procesję duchów widziała. Na ostatku szła matka niosąca dwa dzbanki łez sieroty. Gdy dziecko do matki ręce wyciągnęło, wtedy ta rzuciła się na córkę, rozbiła na jej głowie dzbanki, a inne duchy jej pomagały dziecko tarmosić. Stało się to za to, że córka swym płaczem matkę niepokoiła. Sierota ledwie z życiem uszła. Legenda farna opowiadana przez siostrę Paszyńskiego, mówi o obcym chłopie, który idąc nocą koło fary, zobaczył procesję duchów do kościoła wchodzących. Wszedł za nimi, bo myślał, że to są żywi ludzie, jeno że w Bieczu jest zwyczaj biało się ubierać. Był on świadkiem całego nabożeństwa przez duchy księdza, organisty i tłumu odprawianego. O legendzie odnoszącej się do kościoła św. Piotra opowiada p. Zajdlowi, której ojciec stary Lignar przyjaźnił się z pustelnikiem Anastazym Warchołem, mającym przy kościołku swoją pustelnię. Warchoł Lignarowi raz zaproponował: „zostań u mnie do północy, a zobaczysz”. I widzieli z otwartego groby wychodzącą całą procesję, która do kościoła przez zamknięte drzwi przeniknęła.
              Czwarta grupa legend, dotyczy duchów, które zjawiają się, lecz nie mówią poco. Należy się domyśleć, że o pomoc w modlitwie. Taką jest legenda o księdzu u fary, którego modlącego się kilkakrotnie widziano. Zbadano więc w krypcie jego trumnę. Była pusta, a ciało klęczało w kącie. Położono je z powrotem do trumny i odprawiono egzekwie. Gdy duch jednak się pojawił znowu, zaglądnięto do trumny-leżał w niej, ale przewrócony plecami do góry. Położono go jak należy i jeszcze raz się modlono-i to dopiero pomogło. Opowiadał mi cieśla Słowakiewicz, a potwierdził dziedzic dworu Olpińskiego p. Wojnarski, że żona jego spotkała zmarłą matkę swoją p. Rogawską na schodach pomiędzy obecnym dworem a dawnym pałacem. Opowiadała mi p. Służewska, że w klasztorze pokazywał się duch księdza Kędry. Wracającemu z miasta szafarzowi on furtkę otworzył. Braciszek się rozchorował i umarł…
              Ostatnia kategorja legend, to nieosobowe objawy nadprzyrodzone, które do świata duchów odnieść należy. Wszyscy w Bieczu wiedzą, że za dziada Leona Gumińskiego kościół kilkakrotnie gorzał, tak jasno, iż zebrany tłum myślał, że się kościół pali. Po otwarciu kościoła światło nikło. Kościół też sam się  „ z dobradziwu” otwierał. Miało to być za księdza Jaszczura, a później za księdza Rychla. Otwierały się to drzwi od plebanji, to wielkie. Za księdza Jaszczura Gumiński nie mogąc sobie dać rady, zameldował o tem proboszczowi. „ Ten sam drzwi na kłódkę zamknął, a że był małego wzrostu, więc próbując zamknięcia na kłódce tej na rękach zawisł”. Na drugi dzień mimo tego drzwi były otwarte. Pomogło dopiero nabożeństwo i obwiązanie kłódki poświęconym na ołtarzu sznurem. Przypomina mi się owa dziadowska pieśń o kościele, w którym się cuda działy, drzwi się same otwierały. I te jednak słowa drwiące świadczą o powszechności legendy…
              Ilość legend tych mógłbym mnożyć długo. Wyżej jednak już przytoczone są typowymi dla wierzeń ludowych o życiu pozagrobowem.


Mgr. W. Fusek 

1 komentarz:

  1. Kiedyś to dopiero były czasy... szkoda, że odeszły bezpowrotnie...

    OdpowiedzUsuń


Zostań Patronem Z Pogranicza