OSTATNIE SZTUKI! Gorlickie w Wielkiej Wojnie 1914-1915. Wspomnienia, relacje, legendy.

Pokazywanie postów oznaczonych etykietą Biecz. Pokaż wszystkie posty
Pokazywanie postów oznaczonych etykietą Biecz. Pokaż wszystkie posty

środa, 12 kwietnia 2023

Z galicyjskiego Biecza. Cykl korespondencji prasowych z roku 1887. Część IV.


Zachowano pisownię oryginalną. Źródło u autorów.








Z galicyjskiego Biecza. Cykl korespondencji prasowych z roku 1887. Część IV.



Listy z kraju.

Biecz 20. maja. (Uroczystość strażacka). Nasza straż ogniowa ochotnicza krzepi się jak może w danych trudnych stosunkach. Na przyszłą niedzielę (29. b.m.) urządza poświęcenie swego sztandaru, połączone z festynem ludowym, urozmaiconym produkcjami straży i zabawą z tańcami w lasku Olszyna na Załawiu. Uroczystość poświęcenia sztandaru nastąpi o godz. 1. w południe na rynku, a po objedzie całe miasto zapewne i zaproszeni goście okoliczni przy odgłosie dwóch muzyk strażackich wyruszą na miejsce zabawy. Z takich to bowiem okoliczności nasze biedne straże ochotnicze czerpią konieczne dla siebie fundusze. Nadzwyczajnych dobrodziejów dotąd nie mają, choć nieraz Kurjer Lwowski zwracał uwagę rozmaitych chętnych ludzi do czynienia zapisów na tak pożyteczne instytucje jak straże ochotnicze. Gdyby dobroczynność publiczna zwróciła się ku praktycznym kierunkom, dałoby się stworzyć wiele dobrego, a instytucje dobra publicznego nie potrzebowałyby istnieć z dnia na dzień – żebranemi niemal funduszami.


(AS.) Biecz 11 czerwca. (Poświęcenie sztandaru Straży ochotniczej). W dniu 29. maja 1887 w pierwszy dzień świąt zielonych odbył się u nas zapowiedziany akt poświęcenia sztandaru straży ogniowej w połączeniu z festynem ludowym, w którym wzięło udział przeszło 100 strażaków z sąsiednich miejscowości jako to: Tarnowa, N. Sącza, Jasła, Grybowa, Pilzna, Ciężkowic itd. z dwoma muzykami.

Rodzicami chrzestnemi byli p. Michalina Michniewiczowa, żona miejscowego c.k. sędziego powiatowego i p. Juliusz Prokopczyc c.k. starosta z Gorlic, który na cele straży ofiarował przy tej sposobności 40 franków w złocie.

Akt poświęcenia zakończyła przemowa do strażaków p. Mieczysława Michniewicza, który przedstawił w niej doniosłość i znaczenie uroczystości i przypomniał obywatelskie obowiązki strażackie. Następnie po defiladzie straży, przy odgłosie dwóch muzyk strażackich odbyło się kosztem gminy przyjęcie gości w salach magistratu. Podczas uczty panował nastrój bardzo poważny i serdeczny i gości uczczono bardzo pięknie wygłoszonymi toastami na cześć protektora straży bieckiej i posła na sejm p. Adama Skrzyńskiego, który sztandarem straż biecką obdarzył, p. Juliusza Prokopczyca, tudzież Mieczysława Michniewicza, którego działalność obywatelską podniósł p. Adam Skrzyński w pięknem przemówieniu. Po śniadaniu rozebrali mieszkańcy Biecza zebranych gości na obiad, a około 4. godziny popoł. Wyruszyło wszystko na festyn do pobliskiego lasu, gdzie przy pięknem oświetleniu i ogniach sztucznych bardzo ochoczo się bawiono do godz. 11. w nocy.

wtorek, 7 marca 2023

Z galicyjskiego Biecza. Cykl korespondencji prasowych z roku 1887 - część III.

 

Zachowano pisownię oryginalną. Źródło u  autorów.


Z galicyjskiego Biecza. Cykl korespondencji prasowych z roku 1887 - część III.


(SS.) Biecz 10 marca. (Restauracja kościoła). [prawdopodobna pomyłka w dacie – miał być 10 maja zamiast marca – przyp.red.]


Przed dwoma tygodniami odbyła się tu rozprawa konkurencyjna względem restauracji starożytnego kościoła w Bieczu. Jak dawniej pisałem kościół ten zbudowany jest w wieku XIV. W czystym stylu gotyckim o prześlicznie wiązanem sklepieniu w presbyterjum.

Presbyterjum, a szczególnie jednak gotyckie wiązanie jego, wskutek ciążących na niem belek, tak się zarysowało, że zesłana w dniu 9. kwietnia br. polityczno-techniczna komisja orzekła, że to pęknięcie jest groźne i zarządziła natychmiastowe zamknięcie całego presbyterjum, aż do gruntownego zrestaurowania takowego.

Kościół Farny w Bieczu. (Rysował z natury A. Kamienobrodzki)

W tym celu starostwo w Gorlicach rozpisało na dzień dzisiejszy rozprawę konkurencyjną na którą zaprosiło konserwatora dr. Tomkowicza, Karola Rogawskiego, Adama Skrzyńskiego, c.k. sędziego powiatowego Michniewicza imieniem kolacji rządowej, nadinżyniera Wobera, budowniczego Schonke, organmistrza Janika, jakoteż sąsiednie gminy (przez pełnomocników) do parafji w Bieczu należących.

Pod przewodnictwem komisarza starostwa p. Jagorzewskiego, który wyłuszczył zgromadzonym cel zebrania i wezwał inżyniera Wobera do zdania sprawozdania o stanie kościoła obecnym.

P. Wober przedkłada kosztorys i plany, a całe jego sprawozdanie oparte tylko na prawdopodobieństwie, niezbyt jasne daje poglądy; według jego zapatrywania, reperacja ta byłaby tylko na czas jakiś zdziałaną i niedałaby gwarancji, czy po kilku latach sklepienia presbyterjum by nie runęły.

P. Wober przedkłada kosztorys i plany, a całe jego sprawozdanie oparte tylko na prawdopodobieństwie, niezbyt jasne daje poglądy; według jego zapatrywania, reperacja ta byłaby tylko na czas jakiś zdziałaną i niedałaby gwarancji, czy po kilku latach sklepienia presbyterjum by nie runęły.

Dr. Tomkowicz zbija różne wywody Wobera, przedstawia przedłożone przez architektę i budowniczego p. Odrzywolskiego sprawozdanie o stanie obecnym kościoła wraz z planami, kosztorysem i projektem i zasadniczo jako konserwator żąda gruntownej reparacji tj. aby całe wiązanie dachu obecne zostało usunięte z powodu przegnicia belek, łat i desek, i nowym dachem o lekkiej konstrukcji wiązania został zastąpiony, a przed rozpoczęciem reperacji, by sklepienia presbyterjum zostało podstęplowane.

Wober sprzeciwia się podstęplowaniu i motywuje, że namiestnictwo na takowe w żaden sposób nie zezwoli.

P. Rogawski, jako dawny konserwator naszego okręgu, który od lat kilku zajmuje się gorąco sprawą naszego kościoła, zarazem jako przewodniczący komitetu restauracji zabytków pomnikowych miasta Biecza, przedstawia dosadnie zgromadzony, tok spraw, jakie komitet od lat trzech przedsięwziął, oświadcza, że roku zeszłego inżynier Wasilewski postawił zasadniczy wniosek podstęplowania sklepienia, że profesorowie politechniki pp. Zacharjewicz i Bisanz, którzy roku zeszłego wraz z słuchaczami politechniki do Biecza zjechali celem zdjęcia planów kościoła, orzekli, że musi nastąpić koniecznie nowa rekonstrukcja dachu i podstęplowanie sklepienia, a wszelkie niebezpieczeństwo usuniętym zostanie; ponieważ zapatrywania pp. Wobera i Wasilewskiego, a pp. Zacharjewicza i Bisanza niezgodne były, przeto w myśl wniosku konserwatora Łepkowskiego, przedsięwziął zaprosić celem zbadania rzekomych pęknięć sklepienia architektę i budowniczego p. Odrzywolskiego i w tym celu, aby nie obciążać parafji Bieckiej wydatkami, wystarał się o subwencję Wydziały krajowego w kwocie 200 zł. na pokrycie tych kosztów.

P. Odrzywlolski przybył do Biecza, gruntownie stan kościoła zbadał i zgodnie z pp. Zacharjewiczem i Bisancem orzekł, że potrzebna jest nowa rekonstrukcja dachu, a całe presbyterjum uratowanem zostanie, wnosi więc, by zgromadzeni przychylili się w zupełności i przyjęli projekt i kosztorysy p. Orzywolskiego.

Po dłuższej dyskusji oświadczyli się zgromadzeni jednomyślnie za wnioskiem dra Tomkowicza i Rogawskiego i uchwalili w myśl kosztorysu kwotę 4800 zł. na reparację presbyterjum, zaś za wnioskiem Michniewicza kwotę 2000 zł. na reparację organów.

piątek, 17 lutego 2023

Dr S. Mrozek, Wywiad z dr. Pawłem Kocańdą, dyrektorem Muzeum Ziemi Bieckiej.

 

Dr Sławomir Mrozek


Z cyklu „rozmowy niedokończone”, wywiad który przeprowadziłem

z Dr Pawłem Kocańdą – Od 2021 r. Dyrektorem Muzeum Ziemi Bieckiej





Sławomir Mrozek (SM) – Panie Dyrektorze, kiedy pojawiło się u Pana zainteresowanie archeologią ?

Dyrektor Paweł Kocańda (PK) – Można powiedzieć, że historią interesowałem się już w czasach młodości. Będąc małym chłopcem pasjonowałem się dinozaurami, posiadałem dużą kolekcję figurek oraz filmów VHS. Ponadto chodziłem do miejscowej biblioteki wiejskiej, gdzie znajdowała się encyklopedia z dinozaurami. Ponieważ akurat tej książki nie można było wypożyczyć, przerysowałem wszystkie zawarte w niej „potwory” do swojego zeszytu, który nadal posiadam włożony pomiędzy półkami. Z biegiem lat moje zainteresowania ewoluowały. W liceum interesowałem się już „typową historią”, głównie średniowieczną. Mimo, że uczęszczałem do klasy o profilu biologiczno-chemicznym, postanowiłem zdawać na maturze rozszerzoną historię, z powodzeniem zresztą. Wracając do pytania, moje zainteresowania archeologią pojawiły się nagle, ponieważ pod wpływem impulsu wybrałem studia nie historyczne, a archeologiczne. Po upływie kilkunastu lat śmiało mogę powiedzieć, że był to trafiony wybór.


SM – Co zdecydowało, że wybrał Pan studiowanie archeologii na Uniwersytecie Rzeszowskim, a nie np. na Uniwersytecie Jagiellońskim, znacznie Panu bliższym (Pan Dyrektor pochodzi z Krośnicy w powiecie nowotarskim – przyp. SM) ?

PK – To dosyć długa i skomplikowana historia. Oczywiście z racji miejsca zamieszkania, naturalnym wydawał się kierunek krakowski. Ponieważ nie chciałem jednak stawiać tylko na jedną uczelnię (w przypadku nie przyjęcia, musiałbym czekać rok na kolejną rekrutację), postanowiłem złożyć dokumenty na trzech uniwersytetach. Pierwszym był Uniwersytet Jagielloński, drugim Rzeszowski, a trzecim - Adama Mickiewicza w Poznaniu. Ten ostatni traktowałem najmniej poważnie. W pierwszej kolejności przyjęto mnie w Rzeszowie, a ponieważ miasto to wydawało mi się bardzo interesujące, postanowiłem właśnie wybrać ten kierunek. Kilka dni po wiadomości z Instytutu Archeologii UR, przyszedł e-mail z Krakowa. Okazało się, że moja kandydatura została pozytywnie zaopiniowana także na UJ. Nie chciałem już jednak zmieniać decyzji i wybrałem Rzeszów. Z obecnej perspektywy uważam, że dobrze zrobiłem. UR na wiele lat stał się moim drugim domem, obroniłem tam licencjat, następnie magistra z archeologii i muzeologii. Wreszcie zrobiłem także doktorat. Obecnie nadal jestem ściśle z nim związany, ponieważ współpracuję na polu naukowym oraz prowadzę zajęcia ze studentami.


SM – Proszę opowiedzieć, jak wyglądały studia na archeologii ? Czy było wiele zajęć w terenie ? Czego może spodziewać się kandydat, który wybrał studia archeologiczne na Uniwersytecie Rzeszowskim ?

PK – Idąc na studia archeologiczne nie wiedziałem dokładnie jak będą one wyglądały. Oczywiście posiadałem pewne wyobrażenia, jednakże wiele rzeczy mnie także zaskoczyło. Archeologia jest przede wszystkim kierunkiem bardzo interdyscyplinarnym. Chodząc na studia realizowałem przedmioty typowo historyczne, jak i związane z naukami biologiczno-przyrodniczymi (np. geomorfologia). Ponadto chodziłem na zajęcia z informatyki, statystyki i geografii. W planie zajęć nie brakowało także języków obcych, czyli angielskiego, niemieckiego oraz łaciny. Oczywiście dominowały jednak przedmioty archeologiczne, w tym zajęcia w terenie. Podzielić je można na dwa typy, pierwszym były badania powierzchniowe, które odbywały się dwa razy do roku, a drugim - wyjazdy na wykopaliska. Te drugie, stanowiły prawdziwą przygodę, ponieważ wyjeżdżało się w różne rejony Polski, a nawet Europy. Dzięki takim wyprawom mogłem uczestniczyć w wykopaliskach na terenie Ukrainy, Czech, Rumunii, Bułgarii i Słowacji. Oczywiście podczas takich wyjazdów poznawało się wielu nowych ludzi, kulturę danego państwa, a także zwiedzało liczne miejsca. I właśnie tego można się spodziewać po studiach archeologicznych, które są niesamowitą przygodą dla ludzi z pasją. Pozostaje mi tylko zachęcić i zaprosić do studiowania archeologii w Rzeszowie.


SM – W 2014 r. obronił Pan pracę magisterską, a dwa lata później - z wyróżnieniem pracę z muzeologii pt. „Rezerwaty archeologiczno-architektoniczne, jako muzea prezentujące relikty architektury in situ, na wybranych przykładach z terenu Podkarpacia”, która zdobyła wyróżnienie w konkursie „Teraz Polska Promocja i Rozwój” na najlepszą pracę magisterską o tematyce promocji, konkurencyjności i innowacyjności Polski - jaki był cel napisania pracy ? Czy brał Pan udział w tamtym czasie w wykopaliskach na naszym terenie ? Jakie owe rezerwaty archeologiczno-architektoniczne poleciłby Pan w najbliższej okolicy ? Czy ma Pan wiedzę o planach włodarzy na powstanie tego typu inwestycji w najbliższym czasie w okolicy ?

PK – Zdobycie wyróżnienia w ogólnopolskim konkursie było dla mnie ogromnym zaskoczeniem. Jednocześnie pokazało mi, że ciężka praca się opłaca. Celem mojej rozprawy magisterskiej było zebranie informacji na temat specyficznych obiektów muzealnych, jakimi są rezerwaty archeologiczno-architektoniczne oraz przedstawienie ich historii i charakterystyki. Na warsztat wzięte zostały m. in. Wawel Zaginiony, czyli wystawa znajdująca się na Zamku Królewskim na Wawelu, pozostałości zamków w Przemyślu, Sanoku, a także podziemne trasy turystyczne w Rzeszowie i Jarosławiu. W 2014 r., kiedy powstawała moja praca z muzeologii nie brałem udziału w wykopaliskach w okolicy Biecza, uczestniczyłem natomiast w pracach mających miejsce w Rzeszowie.

Rezerwaty architektoniczno-archeologiczne, które mógłbym polecić w naszej najbliższej okolicy ? Przede wszystkim wspomniany wyżej Wawel, ponadto zachęcam do zwiedzania zamków w Przemyślu, gdzie znajdują się relikty przedromańskiego palatium oraz Sanoku, z niesamowitą wystawą prac Z. Beksińskiego. Bardzo ciekawymi propozycjami, będą podziemne trasy turystyczne w Przemyślu, Rzeszowie i Jarosławiu, gdzie zwiedzający ma okazję zobaczyć nie tylko znajdujące się pod powierzchnią gruntu piwnice, ale także życie codzienne dawnych mieszkańców. Nie wolno zapominać o Trzcinicy i Karpackiej Troi. Jest to unikat na skalę europejską i z pewnością każdy pasjonat historii i archeologii powinien zobaczyć to miejsce.

Odpowiadając na ostatnią część pytania, uważam, że Biecz już teraz jest w pewnym sensie rezerwatem archeologiczno-architektonicznym. Spójrzmy, ile zachowało się w jego obrębie średniowiecznej materii, w postaci murów obronnych czy kościołów. Liczne relikty skryte są także pod ziemią. I to właśnie one, dzięki współpracy włodarzy miasta i archeologów mogą w przyszłości utworzyć typowy rezerwat. Wiem, że są pomysły związane z odtworzeniem Baszty Katowskiej, a także rekonstrukcją zamku na Górze Zamkowej. Mam nadzieję, że najbliższe lata przybliżą nas do realizacji tych przedsięwzięć. Biecz na to zasługuje.


SM – Od kwietnia 2017 r. w Bieczu działa Stała Baza Archeologiczna Instytutu Archeologii Uniwersytetu Rzeszowskiego, prowadząca rozliczne badania archeologiczne. Jak wspomina Pan tamten okres ? Czego nowego dowiedzieliśmy się o historii Biecza ?

PK – Był to okres bardzo ciekawy, podczas którego po raz pierwszy miałem kontakt z Bieczem. Jako jeden z założycieli Bazy archeologicznej miałem okazję – nie! Nadal mam, bo Baza cały czas funkcjonuje – poznać Biecz i jego historię, a także rokrocznie prowadzić na jego obszarze badania archeologiczne. Dzięki naszym działaniom, od 2017 r. udało się odkryć wiele ciekawych rzeczy związanych z Małym Krakowem. Z najważniejszych wymienić należy przede wszystkim natrafienie na relikty Baszty Katowskiej, która mogła być miejscem urzędowania kata, a z pewnością służyła nie tylko celom obronnym, ale także więziennym. Znajdowała się przy południowo-wschodnim narożniku Grodu Starościńskiego. Drugim cennym odkryciem, było zlokalizowanie w 2017 r. cmentarza na ulicy 3 Maja, który identyfikować należy z nekropolią otaczającą gotycki kościółek pw. św. Jakuba na Przedmieściu Dolnym. Świątynia ta, która funkcjonowała przynajmniej od XV w., a od lat 20. XVII stulecia, służyła jako pierwsza siedziba klasztoru Franciszkanów Reformatów, obecnie nie istnieje. Nasze badania stanowią zatem ważny przyczynek do lokalizacji tegoż kościółka. Mam nadzieję, że nastąpi to w najbliższych latach.


SM – Czy są jeszcze jakieś „białe plamy” w historii Biecza i okolic ? Czego można spodziewać się w perspektywie kilku lat ?

PK – Oj „białych plam” jest bardzo dużo. Można powiedzieć, że Biecz nadal stanowi pewną zagadkę dla historyków i archeologów. Pomimo, iż w drugiej połowie XX w. przeprowadzono na jego terenie wiele akcji wykopaliskowych, nie doczekały się one syntetycznego opracowania. Cały czas brakuje nam „archeologicznej i historycznej” monografii Biecza. Książka „Biecz. Studia historyczne” z 1963 r. wydana pod redakcją Romana Kalety jest już mocno zdezaktualizowana. Wśród najważniejszych zagadnień wymagających rozpoznania wymienić należy kwestię lokacji miasta, czyli kiedy dokładnie to nastąpiło i czy rzeczywiście Biecz założono na tzw. surowym korzeniu. Ponadto wyjaśnić trzeba dokładną chronologię powstania i upadku grodu kasztelańskiego i samej kasztelanii bieckiej. Rzetelnych badań archeologicznych i historycznych wymagają również bieckie zamki, w szczególności zagadkowy dwór położony w miejscu szpitala św. Ducha. Myślę, że w tym kierunku zmierzać będą działania archeologiczne. Ich pierwszym etapem z pewnością jest projekt „Archeologia Biecza. Opracowanie i publikacja wyników badań z 2. połowy XX w.” (cz. 1 – Dokumentacja i ceramika naczyniowa). I to jest wiadomość dosłownie sprzed kilku dni, ponieważ otrzymaliśmy na jego wykonanie dofinansowanie ze strony Ministra Kultury i Dziedzictwa Narodowego w ramach programu Ochrona zabytków archeologicznych 2023.


SM – W kwietniu 2021 r. obronił Pan pracę doktorską pt. „Budownictwo obronno-rezydencjonalne Wacława II (1291-1305) w Małopolsce na tle ziem polskich. Studium archeologiczno-historyczne” – czy wiele pozostało budowli z czasów Wacława II na ziemiach polskich ? Jakie są różnice pomiędzy budownictwem obronno-rezydencjonalnym Wacława II w Małopolsce a w innych dzielnicach ?

PK – Jeszcze do niedawna władcą tym zajmowano się stosunkowo rzadko. Podkreślano, że jego dziełem było utworzenie urzędu starosty i wprowadzenie grosza praskiego. Samo panowanie uważano jednak za zbrojną okupację. W dziedzinie architektury rezydencjonalno-obronnej i sakralnej, okres tzw. epizodu czeskiego na przełomie XIII i XIV w. traktowano jako czas pozbawiony dużej ilości inwestycji. W ostatnich latach dzięki badaniom archeologicznym obraz ten uległ znacznej przemianie. Moja rozprawa doktorska zbiera i systematyzuje tę wiedzę. Na jej podstawie stwierdzić można, że budowli fundowanych przez Wacława II lub wznoszonych przy jego wsparciu jest ponad 30, co stawia go na drugim miejscu, tuż za Kazimierzem Wielkim, jeżeli idzie o wznoszenie budowli obronnych. Są to zarówno zamki, np. w Bieczu, Czorsztynie, Rytrze, Chęcinach, Myślenicach czy Czchowie, ale także mury miejskie w Nowym Sączu, Krakowie i Bieczu. Zamki Wacława II w Małopolsce to przede wszystkim specyficzny typ bergfriedowy, czyli posiadający formę niewielkiego założenia składającego się z cylindrycznej wieży, zamkniętej lub włączonej w drewniano-ziemny lub kamienny obwód obronny. Zamki te wznoszono stosunkowo szybko i niskim kosztem. Ich budowę powiązać należy przede wszystkim z wprowadzanymi przez Przemyślidę reformami administracyjno-gospodarczymi. Zabezpieczały one pogranicze, strzegły traktów i komór celnych oraz stanowiły siedzibę miejscowych urzędników. Z kolei w pozostałych dzielnicach zamków budowanych przez Wacława było przede wszystkim mniej. Zaliczyć do nich należy obiekty w Poznaniu i Brześciu Kujawskim. Pełniły role administracyjne i rezydencjonalne, jako siedziby ważniejszych urzędników (starosty) oraz tymczasowej rezydencji monarchy. Pojawienie się Wacława II w 1291 r. w Krakowie, dało potężny impuls do rozwoju, nie tylko budownictwa obronno-rezydencjonalnego, ale również sakralnego i municypalnego.


SM – Czy istnieją w naszym regionie jakieś artefakty związane z panowaniem Wacława II ?

PK – Ależ oczywiście i jest ich całkiem sporo. Przede wszystkim z królem Czech i Polski wiązać należy budowę murowanego zamku, który znajdował się na Górze Zamkowej, po zachodniej stronie miasta. Zajął on miejsce dawnego grodu kasztelańskiego, a swoim wyglądem przypominał pozostałe warownie małopolskie, wzniesione przez tegoż władcę. Wacław II rozpoczął także budowę najstarszych fortyfikacji miejskich. To jemu należy przypisać wzniesienie murów i baszt od strony zachodniej, północnej i wschodniej. Miało to miejsce na przełomie XIII i XIV w. Ponadto wraz z kilkoma historykami krakowskimi uważam, iż to właśnie Wacław II lokował w końcu XIII w. Biecz (a nie Bolesław Wstydliwy). Doszukiwać się tutaj można analogii z Nowym Sączem, założonym w 1292 r. Omawiając Biecz z tego okresu nie sposób pomijać osoby Jana Muskaty, biskupa krakowskiego i najbliższego stronnika króla czeskiego. W 1303 r. otrzymał on od Wacława II, Biecz wraz z zamkiem (w zamian za grunty wsi Kamienica, przeznaczone pod lokację Nowego Sącza). Niestety w rok później, biskup stracił zamek na rzecz sprzymierzonych z Władysławem Łokietkiem Węgrów. Wojska Wacława II wkrótce odbiły warownię, która nie została już jednak zwrócona Muskacie. Niektórzy historycy architektury uważają, iż to właśnie Muskata na początku XIV w. rozpoczął budowę kolegiaty pw. Bożego Ciała. Hipoteza ta czeka jednak na weryfikację.


SM – Jakie wydarzenia historyczne wpłynęły na podział przez Pana na dwie cezury czasowe w pracy doktorskiej: czas władania Małopolską przez Wacława II z czeskiej dynastii Przemyślidów (tj. 1291-1300 r.) i tzw. okres królewski (1300-1305) z epizodem rządów jego syna Wacława III (1305-1306) ? Czym różniło się budownictwo obronno-rezydencjonalne Wacława II przed koronacją na króla Polski a w kolejnych latach ?

PK – To było w zasadzie jedno wydarzenie, koronacja Wacława II na króla Polski w Gnieźnie w 1300 r. To bardzo ważna cezura czasowa, ponieważ rozpoczęta z wielkim rozmachem akcja reformatorska Przemyślidy została wówczas zwieńczona, a jej najważniejszym efektem było ponowne zjednoczenie ziem polskich pod jednym berłem monarchy (nawet obcego). Nie da się jednak wydzielić różnic w budowie zamków pomiędzy oboma okresami. Warownie wznoszone przez Wacława charakteryzowały się specyficznymi cechami, których wzorce przenoszone były bezpośrednio z Królestwa Czeskiego. O zamkach bergfriedowych pełniących role strażnicze, celne i administracyjne (siedziby burgrabiów), wspomniałem już wcześniej, podobnie jak o zamkach pełniących rolę siedziby monarchy (Kraków, Poznań, zapewne także Nowy Sącz). Trzecim typem warowni, jaki wiązać można z Przemyślidą to obiekty, które nie mogą być przyporządkowane do wcześniejszych i posiadają zróżnicowane układy przestrzenne. Są to na przykład warownie typowo militarne, jak Lemiesz czy Wiślica lub zamki salinarne w Bochni i Wieliczce. Pierwszy okres, w którym Wacław panował tylko nad Małopolską, charakteryzował się większą intensywnością działań oraz wprowadzaniem reform. Etap drugi, pomimo iż przypada na czasy rządów nad większością ziem polskich, nie manifestuje się już tak dużą ilością fundacji. Tłumaczyć to należy tym, że król czeski angażował się wówczas w wiele innych spraw na Węgrzech i w Niemczech, a także popadł w konflikt z królem rzymskim Albrechtem Habsburgiem i papieżem Bonifacym VIII.


SM – Czy można pogodzić zarządzanie Muzeum z wyjazdami na wykopaliska archeologiczne ? Prowadzi Pan obecnie jakieś badania archeologiczne ?

PK – Zawsze powtarzam, że dyrektorem bywam, a archeologiem będę całe życie. Pomimo licznym obowiązków wynikających z pełnionej funkcji, staram się regularnie uczestniczyć w badaniach archeologicznych. A tych jest bardzo dużo. Myślę, że dobra organizacja pracy oraz sprawna ekipa pracowników (a taką posiadam) umożliwia pogodzenie obu rzeczy. Obecnie prowadzę badania wykopaliskowe w Ciężkowicach i Zborowicach. Są one związane z realizowanymi tam inwestycjami. Z kolei w najbliższym czasie planowane są prace w Szymbarku i Kobylance.


SM – Jaka jest Pana misja i wizja instytucją, którą Pan kieruje ? Czego możemy spodziewać się w najbliższym czasie ?

PK – Chcę, aby Muzeum Ziemi Bieckiej było prężną instytucją muzealną, zarówno na polu wystawienniczym jak i naukowym. Ponieważ jestem zwolennikiem tzw. nowej muzeologii, moim pragnieniem, jest otworzenie Muzeum na zewnątrz, pokazanie, że instytucja taka jak muzeum może dopasować się do obecnej rzeczywistości. Jednocześnie nie chcę odchodzić od typowych zadań muzealnych, polegających na ochronie dziedzictwa kulturowego, które jest bardzo ważne w dzisiejszych czasach.

Czego można się spodziewać ? Cóż - planów, jak zawsze jest dużo. Zobaczymy czy wszystkie uda nam się zrealizować. Przede wszystkim chcę, aby Muzeum nadal kontynuowało swoją misję i założenia, jakie zapoczątkowaliśmy w 2022 r. Nadal organizować będziemy comiesięczny cykl spotkań w ramach Bieckich Spotkań Naukowych. W niedługim czasie otworzymy także wystawy czasowe poświęcone bieckiej Kasztelance, czyli wytwórni pieczywa cukierniczego oraz dokumentom staropolskim ze zbiorów Muzeum. W drugiej połowie roku w naszych salach ekspozycyjnych będziemy gościć wystawę „Podróże wycinanek” wypożyczoną z Muzeum Częstochowskiego. W tym roku obchodzimy także 500-setną rocznicę istnienia Domu z Basztą (1523-2023). Z tej okazji w październiku zorganizujemy konferencję naukową oraz wystawę poświęconą temu obiektowi. Powoli przymierzamy się także do obchodów 400-etnej rocznicy sprowadzenia klasztoru Franciszkanów Reformatów do Biecza, które będą miały miejsce w 2024 r. Na wszystkie wydarzenia serdecznie zapraszam. Proszę śledzić naszą stronę internetową oraz profile społecznościowe. Z pewnością w 2023 r. będzie się dużo działo.


SM – Jak wygląda współpraca ze środowiskiem lokalnym ? Czy widzi Pan rolę Muzeum w promowaniu rodzimych artystów ?

PK – Współpraca od samego początku mojej przygody z Muzeum wygląda bardzo dobrze i z pewnością chcę ją kontynuować i rozwijać. Rola Muzeum w promowaniu rodzimych artystów jest bardzo ważna. Przede wszystkim dlatego, że regionalne muzeum jest często pierwszą możliwością szerszego zaprezentowania się publiczności. Wystawy składające się z prac lokalnego środowiska artystycznego, stanowić mogą odskocznię do większej kariery. W przypadku Biecza zwrócić należy uwagę na organizowaną przez nas akcję StArt, podczas której prezentujemy przez jeden miesiąc jedną wybraną pracę młodego artysty/tki.


SM – Czy podoba się Panu Mały Kraków ? Co przyciągnęło Pana do Biecza ?

PK – Biecz bardzo mi się podoba. Zauroczyłem się w nim od samego początku i pomimo iż nie mieszkam w Bieczu, to myślę, że nie będzie to zbytnią przesadą, jeżeli uznam się za bieczanina. W mieście tym przyciągnęła mnie przede wszystkim niesamowita ilość pięknych zabytków. Rzadko się zdarza, aby w tak małym ośrodku zachowało się tyle wysokiej klasy dzieł architektury.


SM – Z Bieczem związanych jest kilka legend. Jedną z nich jest popularna legenda o bieckiej szkole katów ? Czy istniała naprawdę czy to tylko jednak legenda ?

PK – Dokładnie, z miastem tym związanych jest wiele legend i opowieści, które jednak nie zawsze były odzwierciedleniem realnych wydarzeń historycznych. Mit o szkole katów jest chyba najsłynniejszy i najbardziej atrakcyjny. Jako historyk mogę powiedzieć, że jest to tylko legenda, że szkoły nie było. Oczywiście kat w Bieczu istniał, to fakt potwierdzony źródłowo. Nie posiadał jednak uczniów, którzy uczęszczali na zajęcia i uczyli się fachu. Bardzo często było to zawód dziedziczony. Ponieważ jednak jestem dyrektorem Muzeum, którego „sława” opiera się na mitycznej szkole katowskiej, to powiem, że w każdej legendzie jest ziarno prawdy. Gdzie należy go poszukiwać, tego dowiecie się już Państwo odwiedzając mury Muzeum i średniowiecznego więzienia w turmie ratuszowej. Urzędujący tam kat z pewnością wszystko wyjaśni.


SM – Obecnie można spotkać Pana - poza Muzeum i wykopaliskami archeologicznymi - również na wielu wystawach i wernisażach. Czyli jednak sztuka pozostaje w sferze zainteresowań ?

PK – Jak najbardziej. Staram się uczestniczyć w życiu kulturalnym Biecza, Gorlic i całego regionu. Nie zawsze pozwala mi na to czas – obowiązków jest wiele, niemniej bardzo lubię chodzić na wystawy i wernisaże, nie tylko te związane z historią i archeologią.


SM – Czym poza sztuką Pan się interesuje ? Największa pasja ?

PK – Przede wszystkim moją pasją jest archeologia, nie da się tego ukryć. Z nią wiąże się drugie hobby, czyli podróże i odkrywanie świata - namiętnie zwiedzam architekturę, głównie zamki, które potrafię kontemplować godzinami. Ponadto lubię dobrą książkę, film lub serial oraz piłkę nożną. Muszę dodać, że jestem wiernym kibicem hiszpańskiego Realu Betis Sewilla. Wolny czas spędzam także na zabawie ze swoimi pięcioma kotami


SM – Czego najchętniej Pan słucha ?

PK – Jestem zdecydowanym fanem rocka (w różnych jego wydaniach), poza tym chętnie słucham muzyki filmowej oraz jazzu i bluesa. Dla niektórych osób może to wydać się dziwne, że wchodząc do mojego gabinetu słyszą hity ACDC, Metalliki, Scorpionsów czy też Volbeat, ale właśnie tak jest.


SM – Jaka jest Pana ulubiona książka ? Co mógłby Pan polecić czytelnikom Kwartalnika Gorlickiego/internautom Regionalnego Serwisu Historycznego „Z-Pogranicza” ?

PK – Nie ma takiej jednej książki. Zdecydowanie jestem miłośnikiem twórczości J. R. R. Tolkiena i jego książki czytam (nawet po kilka razy, jak np. Władcę Pierścieni), ponadto lubię horrory S. Kinga, G. Mastertona i H.P. Lovecrafta. Nie pogardzę jednak dobrą powieścią historyczną czy literaturą faktu. Czy mógłbym polecić jakąś książkę ? Myślę, że świat fantasy Tolkiena może być dobrą ucieczką od rzeczywistości. Obecnie czytam „Księgę zaginionych opowieści” tegoż autora. Jest to bardzo ciekawe rozszerzenie wątków zawartych we Władcy Pierścieni czy też Silmarillionie. Polecam. A jeżeli ktoś woli tematy bardziej przyziemne, to może zainteresuje się pracą Borysa Sokołowa „Straszliwe zwycięstwo. Prawda i mity o sowieckiej wygranej w drugiej wojnie światowej”. Książkę tę czytam popołudniami do kawy. Niestety zważywszy na obecną sytuację za naszą wschodnią granicą, mogę powiedzieć, że jest w niej wiele prawdy, bardzo przykrej.


SM – Jaka jest oferta programowa Muzeum Ziemi Bieckiej na rok 2023 r. ? Najbliższe lekcje muzealne, warsztaty, wernisaże ?

PK – Oferta naszego Muzeum jest bardzo ciekawa i szeroka. Myślę, że każdy znajdzie coś dla siebie, bez względu na wiek i zainteresowania. Realizujemy zarówno lekcje typowo historyczne, poświęcone historii Biecza i jego zabytkom, a także ważnym osobistością ziemi bieckiej, np. królowej Jadwidze czy Marcinowi Kromerowi. W naszej ofercie są jednak także warsztaty wymagające ruchu i zaangażowania, w czasie których uczestnik ma możliwość strzelania z łuku historycznego, wybicia monety na puncy, czy też przygotowania napisu w majuskule gotyckiej. Terminowo najbliższa jest oferta zimowa na przypadające obecnie ferie. We wtorki można wziąć udział w warsztatach numizmatycznych, w środę uczestnicy skupią się na historii sztuki, z kolei w czwartek zagrać w gry planszowe, a w piątek spędzić czas w plenerze. Wszystkie szczegóły znajdują się na naszej stronie internetowej i Facebooku.


SM – Czego życzyłby Pan czytelnikom Kwartalnika Gorlickiego/Regionalnego Serwisu Historycznego „Z-Pogranicza” ?

PK – Cóż, przede wszystkim życzę wytrwałości i spokoju w tych trudnych czasach. Zachęcam również do zaangażowania się w życie kulturalne i ochronę regionalnego dziedzictwa. Nasz region - Biecz i Gorlice, powiat gorlicki, czy też posługując się historycznym nazewnictwem – ziemia biecka – posiada długą i niesamowitą historię oraz bogatą kulturę, którymi należy się chwalić i które koniecznie musimy chronić.

Osobiście życzę sobie, aby mieszkańcy naszego regionu chętniej odwiedzali muzea, zarówno to bieckie, jak i gorlickie czy jasielskie. Mimo, iż są to małe instytucje, posiadają wiele ciekawych muzealiów, które warto zobaczyć.


SM - Dziękuję serdecznie Panu Dyrektorowi za ciekawą rozmowę.




poniedziałek, 6 lutego 2023

Dr Ludwik Kamykowski, Marcin Kromer - artykuł prasowy z roku 1939. Część II.

 Zachowano pisownię oryginalną. Źródło u autorów.


Dr Ludwik Kamykowski, doc. Uniw. Jagiel.

Marcin Kromer

W 350-tą rocznicę śmierci: 23 marca 1589 - 23 marca 1939.

Część II.


 STUDJA W ITALJI.



W czasie pobytu w Padwie i Bolonji oddaje się gorliwie studjom prawniczym u Alciaty i humanistycznym pod kierunkiem Romulusa Amaseusa, z którym łączą go nawet bliższe stosunki przyjazne, jak i z jego synem. Nie byłby humanistą, żeby go nie ciągnęło do Rzymu. Nie długo tam jednak bawi. Zrazy oddaje się z zamiłowaniem studjom starożytności, zwiedza zabytki dawnej antycznej kultury, i całe dni spędza na rozpamiętywaniu dawnych ruin. Była to wyborna szkoła dla przyszłego historyka, który w rozpamiętywaniach owych kształcił umiejętność widzenia plastycznego przeszłości, czego złoży dowód w późniejszej pracy tak wiele mającej w sobie z ducha epiki. Wkrótce jednak obrzydził sobie Rzym, nie tyle ten antyczny ile raczej ten nowy, humanistyczny z jego gnuśnością, gorszącą rozwiązłością i niemal pogańskim humanizmem kurji rzymskiej, której nie będzie szczędził w późniejszych swoich pismach gorzkich uwag. Składał tem dowód, że sam był już człowiekiem innych czasów, tych, które nadchodziły i które niedługo nie bez jego także osobistych starań i próśb mają zwołać sobór trydencki. To też nie zdziwi nas, że tak wbrew dobrym humanistycznym tradycjom, które jeszcze Jana Kochanowskiego nie ominęły, nie przyjmie od biskupa Gamrata parafji, która miała być jedynie nagrodą za pracę w kancelarji królewskiej. Jego zdaniem „pasterz trzody winien być przy niej i osobiście obowiązki duszpasterskie spełniać”.


PRZECIW REFORMACJI I ZŁYM OBYCZAJOM.


W rok po powrocie do kraju występuje z przekładem eklog homiletycznych Jana Chryzostoma, a we wstępie do wydania narzeka, że w Polsce zamiłowanie do uprawiania nauk upada, że rozwijają się złe nałogi i poziom moralności wyraźnie się obniża. Źródła zła widzi nie tyle w humanistycznym nastroju, ile raczej w szerzącej się coraz to gwałtowniej reformacji. Najbliższym też celem swej pracy uczynił walkę z nowinkarstwem religijnem. Idzie mu jednak nie tylko o walkę ze zwolennikami nowych przekonań religijnych, ile również o wytępienie przyczyny zła. Źródło zła widzi w samym kościele, w jego hierarchji, w upadku duchowieństwa i jego zupełnem niemal zeświecczeniu.

Tym przekonaniom daje dosadny wyraz w swej Sermo de tuenda dignitate sacerdoti, wygłoszonej na synodzie piotrkowskim w r. 1542. Stwierdza z całą śmiałością, że dawniejsze duchowieństwo było znacznie lepsze od obecnego, które zaniedbuje swoje obowiązki, czasem ich zgoła nie zna, albo dla braku wykształcenia lub też ze względu na zupełny zanik ducha kapłańskiego. Jeżeli się do tego doda protekcjonizm uprawiany przy obsadzaniu stanowisk duchownych, to nie można dziwić, że duchowieństwo utraciło zupełnie powagę i jest bezsilne wobec zjadliwych ataków inowierców, przejaskrawiających i tak ponury obraz.  


   W OBRONIE KOŚCIOŁA I WIARY.


Krytykując tak śmiało i surowo obyczaje Kościoła, w niczem nie narusza doktryny i dogmatu, a zatroskany o przyszłość występuje obok krytyki także z projektem naprawy. Trzeba nawrócić do dawnej gorliwości w pełnieniu obowiązków, trzeba poświęcić się pracy kaznodziejskiej, a przedewszystkiem trzeba podnieść poziom wykształcenia. W tym celu też myśl jego zwraca się w tej mowie ku Akademji krakowskiej, którą chciałby znowu zobaczyć w blasku sławy. Rezultatem przemówienia były uchwały synodu, przeznaczające na utrzymanie Uniwersytetu roczną daninę z każdej diecezji.

Przyjąwszy święcenia kapłańskie w r. 1543 i zostawszy kanonikiem kapituły krakowskiej bierze udział z polecenia biskupa Maciejowskiego, tak dobrze nam znanego choćby z „Dworzanna” Górnickiego, w synodzie w r. 1547, a w mowie wygłoszonej na pogrzebie Zygmunta Starego ukazuje go jako wzór młodemu królowi, który powinien pójść w ślady ojca, strzegąc całości religijnej państwa, bo ona zachowa świętość jego panowania.

Tymczasem tuż przy jego boku wyrasta niebezpieczeństwo, bo oto ku reformacji przychyla się kaznodzieja nadworny Jan Koźmińczyk, ferment wprowadza kolega boloński Orzechowski, prototyp rozwichrzonego egotycznego i egoistycznego ducha humanistycznego, buntuje się sprowadzony na uniwersytet Stankar. Wysłany do Rzymu w r. 1548 Kromer domaga się zwołania soboru dla dokonania naprawy i przysłania do Polski legata. Bezskutecznie jednak. Okazuje się, że nie tylko Polak dopiero po szkodzie mądry. W mowie którą ma na synodzie w r. 1549, obraz współczesności maluje w barwach czarnych i groźnych, a gdy w Pińczowie Oleśnicki burzy kościół, Kromer postanawia chwycić się broni, którą już od dawna szermują inowiercy. Z tego postanowienia rodzą się dialogi polemiczne, pisane dostojnym, żywym i barwnym, a nieraz i ciętym językiem polskim, zebrane później nieco w jedną całość i znane nam jako „Rozmowy dworzanina z mnichem”. Nie zakrywa w nich błędów popełnianych przez duchowieństwo, śmiało się do nich przyznaje, ale też tem śmielej może wskazywać inowiercom, że i oni nie są lepsi i że nie o wiarę im idzie, ale o rozluźnienie zasad moralności i zagarnięcie dóbr poduchownych. By zaś uniemożliwić atak, nie na ojców kościoła, przez dyssydentów lekceważonych, ale na autorytet Pisma św. stale się powołuje, tem skuteczniej wytrącając broń z ręki przeciwnika.


czwartek, 19 stycznia 2023

Z galicyjskiego Biecza. Cykl korespondencji prasowych z roku 1887 - część II.

 

Zachowano pisownię oryginalną. Źródło u autorów.


Z galicyjskiego Biecza. Cykl korespondencji prasowych z roku 1887 - część II.



( AS). Biecz 25. marca. (Odjazd ks, Karakulskiego).

Dziś o godzinie 6 wieczór pożegnaliśmy powszechnie znanego w całej naszej okolicy jako znakomitego kaznodzieję ks. dra Bronisława Karakulskiego, który od 2 lat pełnił obowiązku kapłana w naszej parafji, a przez ten krótki przeciąg czasu zjednał sobie nie tylko szacunek i miłość ale i przywiązanie ludu i to do tego stopnia, że z powodu jego odjazdu pomimo ulewnego deszczu zgromadziły się na dworcu kolei tłumy ludu z okolicy, cała inteligencja naszego miasta, straż ogniowa ochotnicza, aby w tem miejscu go pożegnać bo dopiero dziś się dowiedziano, że przeniesionym został na stały pobyt do Rzeszowa i natychmiast wyjeżdża.

Na dworcu kolejowym pożegnał zacnego kapłana imieniem straży ogniowej p. S., następnie kilku obywateli imieniem miasta, na co kilku słowy odpowiedział ksiądz doktor Karakulski, a końcowi jego przemowy towarzyszyło łkanie obecnych i biednych, dla których był prawdziwym dobrodziejem. Prawie cała inteligencja tutejsza doprowadziła jeszcze zacnego kapłana do pobliskiej stacji Zagórzan.

Nasze miasto straciło wiele przez przeniesienie ks. dr. Karakulskiego ale stokroć więcej starożytna świątynia nasza, zabytek sztuki z XIV. wieku, która obecnie grozi upadkiem, a którą ks. dr. Karakulski starał się wszelkiemi siłami podźwignąć i potrzebne materjały do budowy już sprowadził lecz niestety niemógł dokończyć tego dzieła.


Kościół Farny w Bieczu. (Rysował z natury A. Kamienobrodzki)

(A.S.) Biecz 21 kwietnia. Kiedy Kraków chował zwłoki wiekopomnej sławy J.I. Kraszewskiego masze miasteczko dawniej małem Krakowem zwane nie dało się wyprzedzić innym aby nie uczcić człowieka zasłużonego naszej ojczyźnie. Za staraniem tutejszegi obywatelstwa odbyła się dnia 18 b.m. już o godzinie 8 rano jutrznia w miejscowym kościele parafialnym zaś o godzinie 10 rano w kościele OO. Reformatów odprawiono uroczyste nabożeństwo żałobne.

Cały kościół był wyrazem żałoby, wszystkie okna były kirem pozastawiane a wśród rzęsistego światła wyłaniał się katafalk przystrojony kwiatami egzotycznymi i portretem Kraszewskiego, sporządzonym przez bawiącego obecnie tutaj artystę malarza p. Kotowicza. Straż ochotnicza w mundurach otaczała katafalk. Po odprawionej sumie przez ks. Gwardyann Lohayczyka przemawiał do obecnych z kazalnicy ks. Wacławik. Nawa kościoła była szczelnie zapełnioną tak miejscową i zamiejscową publicznością, gdyż i lud zgarnął się ze sąsiednich włości. Niewidać tylko było nauczycieli ludowych tutejszej szkoły. (Nadesłaną nam pozostałą z kosztów kwotę 6 zł. przeznaczyliśmy na Bank ziemski w Poznaniu. Red.)

niedziela, 13 listopada 2022

Z galicyjskiego Biecza. Cykl korespondencji prasowych z roku 1887.


 Chcąc pokazać życie codzienne w małym, galicyjskim miasteczku w przedostatniej dekadzie XIX wieku, sięgamy po korespondencje jednego z dzienników, ukazującego się wówczas we Lwowie. Na jego łamach możemy odnaleźć codzienne troski mieszkańców, ówczesne przepychanki polityczne, jak również informacje o wydarzeniach kulturalnych w mieście. Zapraszamy do Biecza z roku 1887!


Kościół Farny w Bieczu. (Rysował z natury A. Kamienobrodzki)

CZĘŚĆ I.




Z galicyjskiego Biecza. Cykl korespondencji prasowych z roku 1887 - część I.

 Zachowano pisownię oryginalną. Źródło u autorów.


Z galicyjskiego Biecza. Cyk l korespondencji prasowych z roku 1887 - część I.


Kościół Farny w Bieczu. (Rysował z natury A. Kamienobrodzki)


Biecz 4. lutego. (Ochocza młodzież.). Podczas gdy prawe pół Europy mówi i myśli ciągle o wojnie, gdy wszystkie gazety codzienne ogłaszają nowe plany Bismarka – i u nas także umysły nie śpią. Ale przed tą wojną postanowiło kasyno urządzić bal, który odbył się w ubiegłą środę tj.2. na dochód straży ogniowej. Pomimo, że i cel był tak ładny i śliczny wieniec naszych niezrównanych białogłów stanął w szeregu gotowym do tańca – ze smutkiem wspomnieć musimy, że oprócz podstarzałych tatusiów, z młodzieży tylko 2 (dwóch) się zjawiło! Smutne to czasy, kiedy już i na bale coraz trudniej schodzi się młodzież! Nas wprawdzie tu w tej okolicy nie zadziwia wcale ta obojętność, my znamy inne miejsca, gdzie zanadto często i zanadto bez taktu odbywają się huczne tańcujące bale! Był to u nas w tym karnawale pierwszy i ostatni bal!


Biecz 1. marca. ( Wieczorek z tańcami) dnia 19. lutego b.r. na korzyść weteranów wojsk polskich z r. 1831 w Bieczu staraniem miejscowego kasyna urządzony, przyniósł czystego dochodu 90 zł., którą to kwotę p. Ksaweremu Konopce odesłano. Po raz trzeci zatem przyczynia się nasza skromna mieścina do ulżenia niedoli zasłużonych, a nieszczęśliwych, bo w latach 1885 i 1886 również znaczniejsze kwoty pieniężne, w ten sam sposób uzyskane, na cel wspomniany odesłano. Oby inne miejscowości naśladować nas zechciały, jest to jedynem życzeniem inicjatorów tych udałych wieczorków, łączących użyteczne z przyjemnem, gdyż na wszystkich tych wieczorkach znakomicie się bawiono, i zaczynają już one w okolicy nabierać zasłużonego rozgłosu.


CZĘŚĆ DRUGA >>




piątek, 16 września 2022

Dr Ludwik Kamykowski, Marcin Kromer - artykuł prasowy z roku 1939. Część I.

 

Zachowano pisownię oryginalną. Źródło u autorów.


Dr Ludwik Kamykowski, doc. Uniw. Jagiel.


Marcin Kromer

W 350-tą rocznicę śmierci: 23 marca 1589- 23 marca 1939.

Część I.


BIECZ – PARVA CRACOVIA.


Nad rzeką Ropą, na wyniosłym jej brzegu, na drodze z Gorlic do Jasła, tuż nad samym torem linji kolejowej podkarpackiej, każdy zapewne dostrzeże do dziś jeszcze okazale wznoszącą się wieżę zamkową, ale mało kto dla niej swoją podróż zatrzyma, mijając nawet bez wielkiego zainteresowania podkarpacką mieścinę, Bieczem nazwaną. A zresztą więcej nas interesują dokoła sterczące wieże szybów ropnych, więcej przykuwają oko przeskakujące ze wzgórza na wzgórze linje wysokiego napięcia, silniej szumi w uszach wicher ku przyszłości pędzącego życia, aniżeli cicha kołasynka ziemi, tulącej prochy przeszłości.

Nie zawadzi jednak czasami i tego cichego głosu posłuchać. Akord życia na tem nie straci, a może nawet zyska na swej pełni i wymowie, może pokaże się, że to tylko barwa głosu się zmieniła, a pozostał ten sam rytm bijący w takt tego samego serca. Zatrzymajmy się więc na chwilę w tej cichej podgórskiej mieścinie, która, był taki czas, dumnie parva Cracovia był nazywany. Wejdźmy na wzniesienie, a oto tam za pochyłością wzgórza wybłysną w słońcu wieże kościoła w Woli Łużańskiej, Wacława Potockiego siedzibie, a ciche miasteczko echa dalekiej przeszłości nam zaszepce.

Nic w tem dziwnego. Przecież to w XIII w. kapituły krakowskiej beneficium, które Łokietek do dóbr stołowych przyłącza, odjąwszy je biskupowi Muszkacie. Przecież na gotyckich wiązaniach fary już blisko sześć wieków znak swój położyło, przecież to i tutaj miłosierna dłoń Jadwigi fundusz dla ubogich jeszcze w r. 1373 składała, a w r. 1400 zaręczyny Jagiełły z Łokietkową prawnuką Anną święcono. Tutaj to w cieniu kościoła reformatów spoczęły na zawsze prochy Wacława Potockiego, a mieszczanin biecki do dziś pokazuje z dumą komnatę i dom, w którym przyszedł na świat największa chluba miasteczka i całe życie o mieście rodzinnym nie zapominający Marcin Kromer.


STUDJA W AKADEMJI KRAKOWSKIEJ


Było to w r. 1512; było to w czasie, kiedy wysiłkiem średniowiecza zbudowane życie miejskie wkraczało silnie w rytm życia narodowego. Kładąc podwaliny pod ośrodki naszej kultury, niosąc w darze nie tylko dostatek, ale przedewszystkiem ksiązkę polską. Jeszcze egoistyczna polityka szlachecka, karmiona pogańską ideologją humanizmu nie położyła ustawodawczego rozbratu pomiędzy miastem a szlachecką wsią, jeszcze szlachcic nie zerwał kontaktu towarzyskiego i rodzinnego nawet z mieszczaninem, jeszcze nie uważał za plamę na swym kontuszu, gdy jego córka wychodziła za mieszczańskiego synka, jak to było i w Kromerowym domu.

Przyszły biskup warmiński, autor najpopularniejszej historji polskiej, ujrzał więc światło dzienne w zamożnym domu mieszczańskim, ale nad jego kolebką nuciły mu kołysankę matczyną szlacheckie usteczka Kromerowej Czermińskiej z domu. Wychowanie odebrał staranne, skoro jako szesnastoletni chłopak mógł się zapisać 31 lipce 1528 r. do Akademji krakowskiej, w której po dwuletnich studjach otrzymuje bakalaureat nauk wyzwolonych. Gorliwe studja humanistyczne, biegłość pisania wierszy łacińskich i greckich, czyniły z młodego bakałarza pożądany nabytek dla kancelarji królewskiej, a opieka wytrawnego humanisty biskupa Chojenskiego otwierała przed nim możność dalszej karjery dyplomatycznej i kościelnej. Mając poza sobą już nie tylko ćwiczenia szkolne w poezji łacińskiej i greckiej, ale nawet obszerniejszy poemat oboim językiem napisany De adversa vaketudine elegia, po kilkoletniej pracy w kancelarji królewskiej z pomocą biskupa Chojeńskiego rusza utartym już łacińskim szlakiem na dalsze studja humanistyczne do słonecznej Italji.


KU SCHRYSTJAZNIZOWANIU HUMANIZMU


Wychowanek katolickiej akdemji, z natury i mieszczańskich skłonności zwolennik jasności i porządku, odporny był na naloty humanistycznego indywidualizmu, co to siebie miarą świata czyni. Zresztą w czasie, kiedy przybywał do Italji opadły już mocno fale poganizującego uwielbienia starożytności. Już do przeszłości należały czasy, kiedy to we florenckiej Akademji platońskiej czczono Platona na równi z chrześcijańskimi świętymi, kiedy to w kołach Pomponiusa Laetusa (1425-197) wskrzeszano pogańskie ofiary, a ogrodach Ruccellai palono kadzidła i nucono w ekstazie hymny orfickie. W miejsce ludzi takich jak Guarino da Verona, co z odrazą odwracał się od ludzi lubujących się we łzach i postach, jak Laurentius Valla, który dogmat o zmartwychwstaniu ciał, jedynie za symbol dążności człowieka do bezbrzeżnej rozkoszy uważał, jak Liliusa Gyraldusa, dla którego chrześcijańskość równała się barbarzyństwu, zaczęli się zjawiać ludzie wyraźnie dążący do schrystjanizowania humanizmu. Już nad Italją zapłonął kaznodziejski talent Savonaroli, a choć spłonął na stosie, zapalonym przez Aleksandra VI z rodu Borgiów, to przecież od tego czasu tendencje humanistyczne ulegają poważnym zmianom.

Co więcej, jest to czas, w którym około Caraffy, a w wyższym jeszcze stopniu około Loyoli zaczyna się wytwarzać zgoła nowa atmosfera, która z czasem humanistyczną na antyku wyrobioną formę wprzęgnie w służbę katolickich ideałów, co więcej, podda ją dalszym przekształceniom, dla tem lepszego wyrażenia odradzającego się życia religijnego po trydenckim soborze. Ale to będzie dopiero później. Narazie idzie o pogodzenie klasycznej formy z duchem chrześcijaństwa, a taka tendencja leży niemal w płaszczyźnie osobistych zamiłowań i upodobań Kromera.






Zostań Patronem Z Pogranicza